Aktualności
Bartłomiej Zalewski: "Na grę w reprezentacji nie ma abonamentu"
Łatwiej jest trenerowi przemówić do szesnastolatka, który zachowuje się jak „Pan Piłkarz”, czy do „Pana Piłkarza”, który zachowuje się jak szesnastolatek? Mam tu na myśli, chociażby Nery’ego Castillo, z którym miałeś okazję pracować w Arisie Saloniki.
Akurat przypadek Castillo był wyjątkowy. To prawdopodobnie najlepszy piłkarz, z jakim pracowałem do tej pory, ale co z tego, skoro te jego umiejętności nie zostały w pełni wykorzystane. Głównie przez jego tryb życia i sposób w jaki funkcjonował. A co do szesnastolatków, to odnoszę wrażenie, że u tych chłopaków jest coraz więcej pokory i takiej sportowej świadomości. Dużo z nimi rozmawiamy. Staramy się im wytłumaczyć pewne rzeczy już na samym początku, kiedy mają po czternaście, piętnaście lat, tak aby racjonalnie prowadzili swoją karierę piłkarską. Twardo stąpali po ziemi. I co najważniejsze - ciężko pracowali.
Twój zespół, to też nie jest drużyna, złożona wyłącznie z grzecznych chłopców. Masz pod opieką kilku zawodników, których pewnie trzeba temperować.
I z tego powodu bardzo się cieszę. Zespół musi być różnorodny, także mentalnie. Trzeba być jednak czujnym, bo w wielu przypadkach sukces rozleniwia, a porażka może być zalążkiem kłótni. Nad tym staramy się bardzo mocno pracować. Ta drużyna, to zawodnicy z charakterem, którzy już po tych dwóch latach współpracy, stanowią coraz bardziej zgraną ekipę.
Zawsze powtarzam, że jesteś największym beneficjentem siatki skautingowej, działającej przy Polskim Związku Piłki Nożnej, bo to właśnie w twojej kadrze, występuje najwięcej zawodników, ukształtowanych piłkarsko zagranicą. David Kopacz, Riccardo Grym, Marco Drawz i wielu innych.
Faktycznie, akurat tak się złożyło, że w tym roczniku, jest sporo zawodników, grających zagranicą. I są to piłkarze, prezentujący bardzo wysoki poziom, na których powinno nam zależeć także z myślą o przyszłości. Grają w czołowych klubach zachodnich, są tam wiodącymi postaciami, i co najważniejsze - chcą grać dla Polski. Mieli możliwość wyboru i cieszę się, że zdecydowali się na grę z Orłem na piersi.
I każdy z nich mówi po polsku?
Każdy. Nie ma z tym żadnego problemu. Bardzo dobrze się dogadują i szybko wkomponowali się w nasz zespół. Co ważnie, pomimo tego, że mieszkają w Niemczech, to w swoich domach, z rodzicami rozmawiają po polsku.
Przez te dwa lata pracy z rocznikiem 1999, zdarzały się też trudniejsze momenty. Na przykład perypetie Damiana Pawłowskiego, który był kapitanem tej kadry, a od kilku miesięcy jest już poza składem.
Na grę w reprezentacji nie ma abonamentu. W Reprezentacji Polski grają zawodnicy, którzy zasługują na powołanie zarówno ze względu na aspekt sportowy, jak i mentalny. Oczywiście, jestem w stałym kontakcie z Damianem, który teraz wraca do grania po ciężkiej kontuzji, kibicuję mu mocno i na pewno nie zamykam przed nim drzwi. Niemniej, każdy z zawodników musi pamiętać, że chcąc grać w reprezentacji, musisz prezentować pewien poziom, który jest wypadkową formy sportowej oraz podejścia mentalnego. Jeżeli u kogoś te proporcje się rozjeżdżają, to niestety, musimy zrobić chwilę przerwy.
Analizujesz, to co się stało z kadrą o rok starszą, czyli zawodnikami z rocznika 1998? Grali efektownie, wygrywali większość meczów towarzyskich oraz I rundę eliminacji do mistrzostw Europy, wcześnie debiutowali w Ekstraklasie, ale w tym najważniejszym momencie - zawiedli. To dla Ciebie przestroga?
Na pewno. Ze wszystkimi trenerami reprezentacji młodzieżowych, często rozmawiamy, dzielimy się spostrzeżeniami i chcemy wyciągać wnioski, z tego, co już za nami, analizujemy każde eliminacje, tak by nie popełnić tych samych błędów. Drużynę z rocznika 1998, miałem okazję budować przez blisko półtora roku, a przejąłem ją już po wstępnej selekcji od trenera Dorny i dalej jestem zdania, że jest to rocznik bardzo zdolny i bardzo perspektywiczny. Uważam, że wielu tych chłopaków, dojdzie do poziomu, na którym najbardziej nam zależy, czyli dostanie się do pierwszej reprezentacji.
Masz dopiero 35 lat, a za sobą już spory bagaż doświadczeń. Nadchodzący Puchar Syrenki oraz październikowe eliminacje, to dla Ciebie - póki co - najpoważniejszy sprawdzian zawodowy?
Najpoważniejszy, owszem, o ile mówimy o roli pierwszego trenera. Ta trzyletnia praca z młodzieżowymi reprezentacjami, to dla mnie nowe doświadczenie, w aspekcie szkoleniowym i selekcyjnym. Teraz czas na boiskowy sprawdzian.
W październiku, zaczynacie eliminacje na Łotwie, gdzie oprócz gospodarzy, Waszymi rywalami będą reprezentacje: Hiszpanii oraz Andory. Patrząc na grupy pozostałych naszych reprezentacji, wydaje mi się, że to Ty miałeś w losowaniu najmniej szczęścia.
To tylko losowanie. Mogło być też gorzej. Z każdej grupy wychodzą po dwa zespoły, więc awans jest jak najbardziej - w naszym zasięgu. Temu służą te przygotowania, turnieje takie jak Syrenka czy Nordic Cup, by jak najlepiej przygotować się do eliminacji na Łotwie.
Chciałem jeszcze poruszyć temat twojej kariery piłkarskiej. Dałeś sobie spokój z graniem dość wcześnie, bo już w 2005 roku. Andrzej Iwan często żartuje, że działacze piłkarscy zawsze powtarzają, iż ich dobrze zapowiadającą się karierę, przerwała groźna kontuzja kolana. A jak było w twoim przypadku?
Też była kontuzja i też była poważna. Zerwałem więzadła w kolanie. W zasadzie, kiedy byłem zawodnikiem, to już działałem dwutorowo. Poszedłem na studia, na Akademię Wychowania Fizycznego i już wiedziałem, w którą stronę chciałbym pójść. Kontuzja tylko przyspieszyła moją decyzję. Nigdy też nie uchodziłem za zawodnika, który mógłby odnieść jakieś spektakularne sukcesy w piłce. Miałem tego świadomość.
Ale Twój transfer do Amiki Wronki, i to w młodym wieku, sugeruje, że jakiś potencjał piłkarski musiał jednak być.
Jakiś na pewno był. W paru klubach dostałem swoją szanse i cieszę się, że zaliczyłem chociaż mały skrawek tej kariery piłkarskiej, bo teraz mi to pomaga, w obecnej pracy. Pozwala spojrzeć trochę szerzej na pewne kwestie.
W szatni juniorów Amiki, spotkałeś głośne nazwiska?
Sporo młodych zawodników trafiło do Ekstraklasy. Do Wronek ściągnięto mnie z jednego klubu i miasta, wraz z Michałem Stasiakiem, który później zdobywał mistrzostwo Polski. Był też między innymi Grzesiek Król…
Czyli polski odpowiednik Nery’ego Castillo.
Grzesiek był bardzo utalentowanym zawodnikiem tamtego pokolenia. Ale przede wszystkim jako drużyna byliśmy bardzo mocni piłkarsko. Tworzyliśmy naprawdę dobrze zapowiadający się zespół. Miałem okazję trenować z zawodnikami już doświadczonymi piłkarsko, czy to w Amice, czy w Warcie Poznań, gdzie też spędziłem kilka sezonów. Z tego też wyniosłem pewną naukę.
I jakim trenerem jest dzisiaj Bartłomiej Zalewski? Bliżej Ci do Michała Probierza, z którym pracowałeś przez kilka lat, czy może do Marcina Dorny, z którym zdaje się, podobnie postrzegasz futbol.
Przede wszystkim szukam w tym zawodzie własnych rozwiązań. Wiedza i doświadczenie - które nabyłem poprzez współpracę ze Stefanem Majewskim w Cracovii, Marcinem Dorną w młodzieżowych reprezentacjach Polski, czy później, będąc przez wiele lat asystentem Michała Probierza - są bezcenne. Wiele im zawdzięczam, bo dzięki nim, pracowałem w Ekstraklasie i zagranicą. Krótko, bo krótko, ale to też była cenna lekcja. I tak jak Michał powtarza: Im jesteś starszy, tym lepszym jesteś trenerem. Przez dziewięć lat pracy w Ekstraklasie, doświadczyłem już wielu sytuacji, z którymi trzeba było sobie poradzić i znaleźć dobre rozwiązanie. A na to nie ma szablonu. Niezależnie od poziomu rozgrywek. Wiedza, jaką nabywasz na kursach, konferencjach to jedno, a piłkarska szatnia, codzienna współpraca z innymi trenerami, to drugie. Bardzo cieszę się z obranej przez siebie drogi.
Rozmawiał Jakub Polkowski