Aktualności
„Co mam zrobić, by być lepszym” – Bartosz Slisz
2 kwietnia 2018 roku. W 77. minucie domowego meczu z Jagiellonią Białystok Filipa Starzyńskiego, strzelca jedynego gola w tym spotkaniu, zastąpił Bartosz Slisz. Jest to debiut chłopaka z Rybnika w ekstraklasie. Zagłębie Lubin wygrywa, a po meczu ówczesny trener lubinian mówi, że z tego zawodnika „Miedziowi” będą mieć pociechę. – Warto zwrócić na niego uwagę – podkreślał Mariusz Lewandowski.
– To nie było dla mnie zaskoczenie, że Bartek zadebiutował w ekstraklasie – przyznaje pierwszy trener Slisza, Czesław Holona. – Miał zmysł piłkarski, niezłe zaawansowanie techniczne. Smykałka do gry i talent był widoczny u niego od dziecka – wspomina trener, który opiekował się Bartkiem już w wieku 9-10 lat.
Młody Bartek był żywym chłopakiem, w przedszkolu próbował swoich sił nawet w judo. Zdecydowanie jednak bardziej ciągnęło go do piłki, do której miłość odziedziczył po ojcu. – W szkole podstawowej Slisz wyróżniał się w testach motorycznych. Jeździł na niemal wszystkie zawody. Były to również biegi przełajowe, czwórbój. Żadnego SKS-u nie opuścił – dodaje Grzegorz Maszudziński, nauczyciel WF-u Bartka w szkole podstawowej. – Gdy szedł gdzieś ze starszym bratem Kamilem, to zawsze mówił: pobiegnijmy. Nie lubił chodzić. I te bieganie zostało mu do dzisiaj – uśmiecha się tata Bartka, Adam Slisz.
Kapitan, który nigdy nie zostawił drużyny
Pochodzący z Rybnika zawodnik od małego był dostrzegany przez konkurencyjne kluby. Na śląsku, w okresie przerwy zimowej, tradycją jest granie turniejów halowych, z różnych okazji. – Jeździliśmy po całym regionie. Dużo takich turniejów wygrywaliśmy, a Bartek był wybierany najlepszym zawodnikiem, albo też zostawał królem strzelców. Nie było turnieju, żeby nie został zauważony przez innych trenerów – wspomina Holona.
W szkole obecny piłkarz Zagłębia nie miał żadnych problemów z nauką. – A czasem było trudno połączyć naukę ze sportem. Bartek był jednak bardzo rzetelny – mówi jego były nauczyciel. Dobre wyniki w nauce pozwoliły mu się w pełni koncentrować na sporcie. W drużynie od najmłodszych lat pełnił rolę lidera, kapitanem był zarówno w najmłodszych rocznikach, jak i trochę starszych. – Bartek był koleżeński. Nie kłócił się, jak na swój wiek, był rozsądny, a nowym kolegom pomagał. Był spokojny i budował drużynę. Zero problemów – dodaje trener Holona.
– Zawsze drużyna wybierała kapitana, poprzez głosowania na karteczkach. Charakter i pracowitość, to go wyróżniało – wspomina nauczyciel z rybnickiej szkoły podstawowej nr 3, który zresztą może się pochwalić wyjątkowym wyczynem. Rocznik 1999 w Rybniku określano jako bardzo zdolny – zresztą kilku piłkarzy gra w ROW-ie do dzisiaj, ale grupa szkolna, do której należał Bartek, była wszechstronna. Prócz niego byli w niej Kamil i Rafał Szymurowie – dwaj uznani siatkarze, były reprezentant Polski w dżudo Łukasz Wala, jak i znany baseballista, Artur Strzałka. – Mega rocznik – nie ukrywa satysfakcji nauczyciel.
O roli Slisza w zespole, o odpowiedzialności za kolegów, najlepiej świadczy pewna sytuacja. W trakcie roku szkolnego był chory, w takiej sytuacji jego udział w zawodach o Puchar Niedobczyc wydawał się wykluczony. – Czekaliśmy na przystanku na odjazd, patrzymy, a nagle Bartek biegnie. Potem był jeszcze przekonany w autobusie, że nie ma biletu. Gdy zdjął czapkę, okazało się, że pod nią ma bilet. Tak był przejęty zawodami, że o całym świecie zapomniał. Nigdy nie zostawił drużyny, a turniej ostatecznie wygraliśmy – wraca do wydarzeń sprzed kilkunastu lat nauczyciel. – Jak trafił do nas, do dorosłej drużyny ROW-u, to również pozostał sobą. Skromny i pracowity, nie trzeba było mu mówić, jakie zadania należą do młodzieżowców. O przyniesieniu bramki czy sprzętu włącznie – uśmiecha się Jan Janik, który był w Rybniku zarówno trenerem Slisza, jak i kolegą z szatni.
Obawialiśmy się, że go kiedyś zabraknie
Pod względem zaangażowania młodziutki Bartek nie różnił się niczym od dorosłego i ukształtowanego gracza Zagłębia Lubin. – To pracoholik – rzuca stanowczo trener Roland Buchała, który wprowadzał Slisza do pierwszej drużyny ROW-u Rybnik z juniorów, później pracował również z nim w drużynie seniorskiej. – Po każdym treningu Bartek pytał, co mam jeszcze zrobić, nad czym popracować, co jest dla mnie ważne. Zawsze dawał z siebie wszystko, wykończony schodził, a jeszcze chciał dalej pracować. Rozmawialiśmy nieraz z trenerem Dietmarem Brehmerem, który był wówczas pierwszym szkoleniowcem w Rybniku, że chłopaka w końcu kiedyś zabraknie. Ale nie brakło… Nie do zajechania. Bieg, bieg, bieg. Dwa oddechy i dalej bieg – opisuje charakterystykę Slisza Buchała.
– To był zawodnik, któremu wiecznie było mało. Mimo, że się wyróżniał, to zostawał po treningach. Dużo myślał. Pytał co robi źle, jak się ma poprawić. Był świadomy. Z tym podejściem było widać, że może zajść daleko – dodaje Janik.
Charakter i chęć zwyciężania w rywalizacji z lepszymi od siebie to jedna z zalet, którą wymieniają wszyscy nasi rozmówcy. – Bartek ma charakter ukształtowany na to, by wygrywać. Jak ktoś jest lepszy od niego, to Bartek musi to zmienić, wyprzedzić go, wygrać z nim rywalizację. Za każdym razem chciał to udowodnić. Taki ma charakter – mówi Buchała. – Straci głupio piłkę, nie analizuje tego, nie łapie się za głowę, skrzywi lekko minę i zapieprza. Nie ma w nim myślenia negatywnego, jest ukierunkowany na cel. Ciągle po treningach zadawał nam jedno pytanie: co mam zrobić, by być lepszym.
Bartek, Ty jesteś tu od biegania
Myli się jednak ten, kto myśli, że dotychczasowa piłkarska droga 20-latka przebiegała zupełnie bezboleśnie. Pierwsze mecze w dorosłej drużynie ROW-u Rybnik nie były łatwe. – Widziałem, że po jednym z pierwszych meczów Bartek był przejęty krytyczną opinią starszych kolegów, mimo że zagrał dobry mecz. Ale przetrzymał trudne momenty – mówi nauczyciel z rybnickiej szkoły. – Starał się z przykrych chwil wyciągać wnioski i je pozytywnie wykorzystywać. Gdy mówiłem mu o pewnych sytuacjach z boiska, to przede wszystkim słuchał, nigdy nie obstawał na siłę przy swoim – zwraca uwagę Janik.
Bartek na początku obecności w seniorskiej drużynie ROW-u zmagał się z urazem pleców. Koledzy trenowali i grali, natomiast Slisz biegał wokół boiska. Trwało to cztery miesiące. Pojawiały się żarty kolegów: „Bartek, Ty jesteś tu od biegania, a my od grania”, „nie bierz się za piłkę”. – Nie wiedzieliśmy za bardzo, o co chodzi, w czym jest problem. Było lekkie zwątpienie. Bartek tracił czas, nie był z zespołem. Przyznał potem, że to go napędzało, wiedział, że się wyleczy i będzie dobrze – wspomina Buchała.
Również początek w Lubinie nie był w pełni udany. Mikrourazy skutecznie przeszkadzały bowiem w debiucie. – Wytrzymał Bartek presję, w końcu dostał szansę. Dla niego przeskok z grup juniorskich do piłki seniorskiej, a później do ekstraklasy, nie miał, patrząc z punktu piłkarskiego, większego znaczenia. On jest wojownikiem, zderzył się po prostu z większymi facetami. Styl zachował ten sam. Wybieganie, za które jest chwalony, zawsze miał. Swoich podstawowych cech nie stracił, a jeszcze się rozwinął. Za pracę życie się odwdzięcza – Buchała jest przekonany, że to nie ostatnie słowo jego byłego podopiecznego.
W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy Slisz wyrobił sobie mocną pozycję w Zagłębiu, zyskał także nowy pseudonim... – Odkurzacz. Bo ma sprzątać po kolegach – uśmiecha się Buchała. – Bartek to typowa szóstka. Przede wszystkim ma zabezpieczyć zespół, asekurować, zbierać drugie piłki. Dużo biegać i nie tracić futbolówki. Ma prezentować troszkę kreatywności, ale przede wszystkim grać bezpiecznie.
Dzisiaj w Rybniku są przekonani, że wkrótce Bartek wykona kolejny krok do góry. – Nie odpuści, ma kolejne cele – mówi Janik, który podobnie jak i inni rozmówcy dostrzega rezerwy w grze swojego byłego podopiecznego. – Gdy wchodził do pierwszej drużyny ROW-u notował straty, popełniał błędy w swoich podstawowych zadaniach. Teraz udało mu się nad tym wszystkim popracować, więc może dokładać więcej. Podania diagonalne otwierające, uderzenia z dystansu czy stałe fragmenty gry. Bartek ma bardzo dobry timing i wyskok, więc wykończenie w tych sytuacjach może być silną stroną. Pracuje również nad przyjęciem kierunkowym. Taka szóstka z czasem może być przydatna reprezentacji... – uśmiecha się znacząco Buchała.
Tadeusz Danisz
Fot. archiwum Grzegorza Maszudzińskiego