Aktualności
[WYWIAD] Patrycja Pożerska: Chcę pokazać, że jeszcze nie jest ze mną tak źle
Przede wszystkim jak zdrowie?
Na szczęście wszystko ok. Jakieś dwa miesiące temu miałam lekki problem z kolanem. Było przeciążone przez treningi na sztucznej murawie, ale w momencie, kiedy wróciliśmy do zajęć na naturalnej nawierzchni, wszystko wróciło do normy. Cały czas jednak trenowałam normalnie, miałam tylko dodatkową rehabilitację. Czuję się obecnie bardzo dobrze.
Zaskoczył cię telefon od selekcjonera, czy po cichu na niego czekałaś?
Byłam zaskoczona, mimo że trener był u mnie dwa czy trzy razy na meczu w tym roku. Mówił, że nie zapomniał o mnie, że mnie obserwuje. Ja, szczerze mówiąc, myślałam jednak, że ze względu na mój wiek i to, że jestem po poważnej kontuzji, trzeba się pomału z kadrą żegnać. Ale okazało się, że jeszcze nie ten czas.
Nie wierzę, że naszły cię takie myśli, skoro trener Stepiński odwiedził cię w Niemczech i to nie raz.
Powtarzał, że cieszy się, że jestem w dobrej dyspozycji, ale naprawdę nie spodziewałam się powołania. Tak do końca w to nie wierzyłam. Tymczasem zadzwonił do mnie i powiedział, że potrzebuje mnie na mecz ze Szkocją i zapytał, czy jestem gotowa.
Czemu twój powrót na boisko po kontuzji się wydłużył?
Chciałam za szybko wrócić do gry. Narzuciłam sobie na początek zbyt duże obciążenia. Mój powrót przez to opóźnił się o około miesiąc.
Nie należysz już do najmłodszych zawodniczek, nachodziły cię w trakcie rehabilitacji myśli o końcu przygody z futbolem?
O końcu grania nie myślałam. Byłam zdeterminowana, żeby wrócić na boisko i byłam pewna, że mi się to uda. Czytałam tak dużo, że chyba sama mogłabym teraz przeprowadzić rekonstrukcję więzadeł (śmiech). Wiem już, jak powinna wyglądać odpowiednia rehabilitacja. Trochę uczyłam się na swoich błędach. Jeździłam też do lekarzy do Polski. Po zakończeniu rehabilitacji robiłam z cztery razy rezonans, żeby się upewnić, że wszystko jest już w porządku. Raz miałam taki moment, że to kolano mnie ciągle bolało i była obawa, że więzadło jest ponownie zerwane. A na samym początku, jak lekarz poinformował mnie, co mi dolega, to się z tego śmiałam…
Jak to?
Bo mogłam biegać, mogłam wszystko robić, w ogóle mnie nie bolało. Tak naprawdę nie wiem, co to znaczy mieć zerwane więzadło, nie wiem, jaki to ból. Ja nic takiego nie przeżyłam, co jest bardzo dziwne. Jeden lekarz powiedział, że to być może naciągnięcie albo uszkodzenie łąkotki. Wysłał mnie na rezonans i kazał wrócić z wynikami. Jak je obejrzał, to stwierdził, że to niemożliwe, ale mam zerwane więzadło, a ja, zaskoczona, zaczęłam się śmiać. Następny lekarz potwierdził jednak kontuzję i powiedział, że mogłam tego nie czuć ze względu na dobrze rozbudowane mięśnie.
Bardzo ci się dłużyła rehabilitacja?
Właśnie nie. Szybko zleciało. Najgorszy był pierwszy miesiąc po operacji, bo niewiele mogłam robić. Ale później poszło szybko. Tak naprawdę to nawet mało chodziłam o kulach. U mnie też to w ogóle wszystko wyglądało inaczej niż zwykle, bo chodziłam tylko dwa tygodnie w stabilizatorze pooperacyjnym. Po tych dwóch tygodniach go zdjęłam i nawet pielęgniarka się dziwiła, gdzie mam stabilizator i poszła poskarżyć lekarzowi. Ten jednak wytłumaczył jej, że wszystko jest ok, że już miałam go zdjąć. Ale to było zaskoczenie dla wszystkich, że wszystko się dzieje tak szybko.
Oglądałaś mecze reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata?
Wszystkie. Mecze wyglądały dobrze, ale zawsze nam czegoś brakowało, mimo że mamy w kadrze doświadczone dziewczyny, które potrafią grać w piłkę. Ze Szkocją grałyśmy bardzo dobrze, ale nie wykorzystaliśmy rzutu karnego, zmarnowałyśmy wiele dobrych sytuacji do strzelenia gola. Takie rzeczy siedzą w głowie. To wszystko kwestia stresu.
To może doświadczenie Patrycji Pożerskiej pomoże nam w czerwcu w Kielcach ograć Szkocję?
Może mogłabym coś pomóc (śmiech). Chciałabym, żeby tak się stało, zrobię, co w mojej mocy, żeby pomóc reprezentacji. Oczywiście, że ze Szkocją można wygrać, tym bardziej grając u siebie.
Odkąd wróciłaś po kontuzji, spisujesz się bardzo dobrze. Grasz regularnie i strzelasz gole. Ale twój zespół jest już niestety pewny spadku z 2. Bundesligi. W tym sezonie wygraliście tylko jeden mecz…
Mieliśmy trochę zawirowań z trenerami. Trzech w ciągu roku to całkiem sporo. Przez pierwszą część sezonu prowadził nas szkoleniowiec, który zupełnie sobie nie radził. Dlatego też rundę jesienną mogliśmy spisać na straty. Poza tym zespół dopadła fala kontuzji. Nie mogło grać kilka zawodniczek z podstawowego składu. Później ja wróciłam, ale w grudniu z powodu urazów wypadły kolejne dwie koleżanki. Trzeba było łatać jedenastkę dziewczynami, które normalnie siedziałyby na ławce. Spadamy do ligi regionalnej i będę mieć dylemat, co dalej…
No właśnie. Czy w tej sytuacji zostaniesz, czy będziesz szukać klubu w wyższej klasie rozgrywkowej?
W Niemczech była teraz reforma 2. Bundesligi. Łączą grupę południową i północną w jedną. Dlatego też do ligi regionalnej w tym sezonie spada aż sześć drużyn, przez co ciężko było się utrzymać, szczególnie mniejszym zespołom, takim jak mój. Najbliżej mam Poczdam. Ale do pierwszej drużyny, występującej w Bundeslidzie, bym się nie łapała ze względu na wiek. Tam stawiają na młodzież. Z kolei w rezerwach mogą grać dziewczyny do 21 roku życia. Mam jeszcze inne opcje, także w Niemczech, ale póki co nie mogę o nich mówić. Na razie nie wiem. Myślę.
Brałabyś pod uwagę powrót do Polski?
(długa chwila zastanowienia) Dobre pytanie. Już wcześniej się nad tym zastanawiałam. Powiem tak: raczej nie, ale tego nie wykluczam. Do Polski na pewno wrócę, ale nie wiem, czy chciałabym już teraz. Prędzej za rok, dwa.
Jakie więc stawiasz sobie cele na najbliższe miesiące?
Od dwóch dni moim celem jest zagranie przeciwko Szkocji i pokazanie, że jeszcze nie jest ze mną tak źle.
A wiesz, że jeśli zagrasz ze Szkocją, to będziesz pierwszą polska piłkarką, która wzięła udział w aż pięciu eliminacjach do mistrzostw świata?
Nie miałam pojęcia, ale to fajna rzecz, zapiszę się więc może w historii (śmiech).
Rozmawiała Paula Duda
Fot. Łukasz Grochala