Aktualności
[WYWIAD] Ewelina Kamczyk: Piłka nożna nauczyła mnie samodzielności
Z kadry U-17, która w 2013 roku sięgnęła po tytuł mistrzyń Europy, w pierwszej reprezentacji znajdują się obecnie cztery zawodniczki, a Ty jesteś jedną z nich. Etap przejściowy jest bardzo trudny?
Młodzieżówka to zupełnie inny rodzaj gry. Piłka seniorska jest zdecydowanie szybsza, bardziej siłowa. Było jasne, że spośród „siedemnastek” kilka dziewczyn trafi do pierwszej kadry. Niektóre praktycznie z marszu do niej przeszły. Bardzo się cieszę, że tutaj jestem, ale nie wiem, z czego do końca wynika fakt, że tak mało nas teraz zostało. Oczywiście, w reprezentacji grają też starsze koleżanki, które potrafią świetnie grać w piłkę, ale niewykluczone, że kogoś z tamtej mistrzowskiej drużyny jeszcze w pierwszej kadrze zobaczymy. Mam taką dużą nadzieję. Część z nich gra w Ekstralidze, część niestety już skończyła przygodę z futbolem. Cieszę się, że Nikol Kaletka zmieniła zdanie i wróciła do gry, bo to bardzo dobra, utalentowana zawodniczka. Na pewno na ekstraligowych boiskach będzie jeszcze szaleć. Co do drogi z U-17 do pierwszej reprezentacji, są różne opcje. Kilka dziewczyn grało w U-19 i stopniowo wchodziło do pierwszej kadry, kilka szybko trafiło do kadry A. Uważam, że lepiej wchodzić po kolejnych szczebelkach, stopniowo, bo już zupełnie inny poziom. Ja dostałam szansę debiutu z seniorkami, gdy byłam młodziutka i od razu to odczułam. Przyjmując piłkę, dostawałam po nogach, podczas gdy w juniorkach miałabym jeszcze mnóstwo czasu na zagranie. Z meczu na mecz było jednak coraz lepiej i teraz już nie odczuwam absolutnie żadnych problemów.
Bramka zdobyta w finale mistrzostw Europy to chyba najmilsze z Twoich dotychczasowych wspomnień?
Na chwilę obecną tak. Wywalczyłyśmy złote medale, wygrywając decydujący mecz jedną bramką, którą zdobyłam ja… Piękne, nic, tylko się cieszyć. Mam jednak nadzieję, że niebawem będzie to tylko jedno ze wspaniałych wspomnień, bo moje ambicje są dużo większe. Stawiam sobie wysokie cele i będę dążyć do ich realizacji.
Debiutowałaś w seniorskiej reprezentacji w 2014 roku. Jak od tego czasu zmieniła się kadra, jej postrzeganie?
Jeszcze zanim miałam okazję występować na najwyższym poziomie, obserwowałam pierwszą reprezentację. Gra w niej jest marzeniem dla każdej dziewczyny, która wychodzi na boisko. Wtedy nie było jeszcze tak dużego zainteresowania, jeśli chodzi o media czy kibiców. Z roku na rok popularność piłki kobiecej rośnie. Czasami przychodzą do nas kibice, pytając, kiedy gramy następny mecz, bo byli na jakimś i oglądało im się naszą grę bardzo przyjemnie. Postęp jest więc zauważalny, ale chcemy grać tak, by zainteresowanie było jeszcze większe. Kibice są dla nas niezwykle ważni, uwielbiamy grać przy dużej publiczności, ale nie liczymy słupków oglądalności. Na razie nie możemy pod tym kątem równać się z facetami. Pozostawiamy to swojemu torowi, a skupiamy się na grze.
Kasia Kiedrzynek miała okazję ostatnio zagrać przed bardzo liczną publicznością.
Kasia to doskonale zna, bo gra w Paris Saint-Germain, a tam piłka nożna kobiet jest zupełnie inaczej traktowana. Świetnie, że ma taką możliwość. Gdy grałyśmy niegdyś przy kilku tysiącach kibiców, to również było coś świetnego. Mecz jest wówczas zupełnie inny, publiczność dodaje skrzydeł, aż chce się grać! Można wtedy przenosić góry. Na pewno swoją postawą i zaangażowaniem będziemy dążyć do tego, aby także na naszych meczach pojawiało się na trybunach i przekonało się do piłki nożnej w wydaniu kobiecym coraz więcej kibiców.
Grasz na co dzień w Górniku Łęczna. Męska drużyna swoje mecze rozgrywa w Lublinie, przełożyło się to na frekwencję na Waszych spotkaniach?
Nie zauważyłam wielkiej zmiany. Kibice zapowiadali, że będą liczniej przychodzić na nasze mecze, ale na razie tego nie widać. Jest grupa, która zawsze stara się być z nami, ale nie ma tutaj porównania do piłki męskiej. Inna sprawa, że zwykle gramy o 11:00, a to nie jest zbyt dogodna pora. Nikt raczej nie będzie urywał się z pracy czy zrywał się z łóżka w weekend, by przyjechać na mecz.
Wracając do Ciebie – nadal trenujesz taniec?
Nie, już od dłuższego czasu porzuciłam regularne treningi. Nie sprawiało mi to wielkiej frajdy. Lubię się poruszać, potańczyć, zarzucić czasem „kocie ruchy”. Coś mi jeszcze zostało i czuję rytm, ale nie było to aż tak istotne, bym poświęciła się temu w bardzo dużym stopniu.
Taniec może pomóc w piłce nożnej? Kształci przecież koordynację ruchową, zawiera elementy gimnastyki.
Gdy byłam młodsza, czułam ten wpływ. Oprócz tańca chodziłam też na zajęcia gimnastyczne. Byłam na pewno mocniej rozciągnięta niż teraz. Ciągle nad tym pracuję. Gram aktualnie na wysokim poziomie, więc ciężko byłoby to godzić z innymi dyscyplinami. Nie ma po prostu czasu, nie miałabym również aż takiej motywacji. Pamiętam, że zdarzało mi się uciekać z zajęć tanecznych. Postawiłam w końcu mamę przed faktem, oświadczając, że zrezygnowałam. Na szczęście przekonała się do piłki nożnej, teraz mocno się interesuje, może nawet bardziej niż ja. Czasem słyszę krzyki z pokoju, wchodzę, a tam mama ogląda mecz. To dla mnie bardzo dziwne, ale miłe i sympatyczne.
W kadrze jesteś od kilku lat, zgrupowania są dla Ciebie nadal czymś wyjątkowym czy raczej codziennością?
To na pewno wielki zaszczyt, nagroda za dobrą postawę w klubach. Stwarza możliwość pokazania się na arenie międzynarodowej, przed większą publicznością, to ogromne wyróżnienie. Bardzo miło też spotkać się z koleżankami.
Jesteś podobno zawodniczką o dwóch twarzach – na kadrze funkcjonujesz nieco inaczej niż w klubie.
Rzeczywiście, można tak powiedzieć. Podczas zgrupowań nie pokazuję wszystkiego, na co pozwalam sobie w Górniku. W Łęcznej zachowuję się jak zwariowana – śpiewam, tańczę, opowiadam dowcipy, rozkręcam imprezy. Lubię się powygłupiać i każdy zna mnie z tej strony. W reprezentacji jestem spokojniejsza, nie ma we mnie tej śmiałości. Dopiero się poznajemy bliżej, nie przebywamy ze sobą na co dzień. Muszę jednak przyznać, że atmosfera znacznie się poprawiła, odkąd selekcjonerem został Miłosz Stępiński. Sporo się w kadrze pozmieniało. Ja też się troszkę otwieram, w pokoju znów zaczynam wariować.
Reprezentacja pod wodzą trenera Stępińskiego jeszcze nie przegrała. To też na pewno pochodna, ale i powód świetnej atmosfery.
Tak, na razie notujemy dobre rezultaty. Atmosfera jest świetna, co spaja drużynę. Jesteśmy bardzo zgrane, pomocne wobec siebie. Wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku.
Skoro wspomniałaś o klubach – grałaś w Medyku Konin, teraz jesteś zawodniczką Górnika. Bezpośrednie starcia budzą w Tobie dodatkowe, osobiste emocje?
Na pewno pojawia się dawka pozytywnej energii. Chcę się wówczas pokazać z jak najlepszej strony, to sentymentalna podróż. Grałam niegdyś w Medyku, nie narzekam na tamten czas, ale potrzebowałam zmiany otoczenia, psychicznej ulgi. W Górniku odżyłam zarówno piłkarsko, jak i emocjonalnie. Jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji, choć pojawiało się sporo głosów, że Kamczyk zrobiła błąd. Poziom w Łęcznej jest jednak bardzo wysoki. Chciałabym powalczyć z Górnikiem o zdetronizowanie Medyka.
Na razie jednak musiałaś przełknąć gorycz porażki.
Tak, przegrana w lidze bardzo zabolała. Mamy jednak jeszcze przed sobą dwa mecze w tym sezonie. Każdy stawia nas na straconej pozycji, uważając, że jesteśmy bardzo silne, ale nie na Medyk. Uważam jednak całkiem inaczej. Jesteśmy w stanie w końcu wygrać i udowodnić wszystkim, którzy w nas nie wierzą, że potrafimy. Nie gwarantuję, że to się uda, ale na pewno damy z siebie wszystko. Musimy wygrać wszystkie mecze, nie możemy zaliczyć najmniejszego potknięcia.
Ty dodatkowo rywalizujesz z Katarzyną Daleszczyk o tytuł najskuteczniejszej zawodniczki Ekstraligi.
Tak, zgadza się, troszkę się gonimy. Na razie przewodzę, ale różnice są bardzo niewielkie. Obie zdobyłyśmy co najmniej po jednej bramce w każdym meczu, zobaczymy, jak długo uda się utrzymać tę dyspozycję. Taka rywalizacja to też dodatkowy bodziec, ale najważniejsze są wyniki drużyny i walka o tytuł mistrzowski. Miło byłoby zwyciężyć indywidualnie, lecz piłka nożna to sport zespołowy. W meczach reprezentacji na pewno odkładamy na bok naszą rywalizację. Jeżeli miałabym zagrać Kasi do „pustaka”, zrobiłabym to bez wahania, jestem też przekonana, że ona zrobiłaby to samo.
Trafiłaś do jedenastki roku Ekstraligi w plebiscycie „Piłkarki wybierają”. To dla Ciebie wyjątkowe wyróżnienie?
Na pewno bardzo miłe, że zostałam doceniona przez koleżanki i rywalki z boiska. To cieszy, bo trudno zapracować sobie na uznanie. Bardzo dziękuję za takie wyróżnienie i zapewniam, że będę wkładała całe serce w grę i podnoszenie umiejętności.
W jaki sposób fakt, że grasz w piłkę nożną, wpływa na Twoje życie codzienne? Czego sport Cię nauczył?
Na pewno dużej samodzielności. Musiałam dość szybko wyjechać z domu, podczas gdy moi rówieśnicy w dużej części mieszkają w swoich miastach rodzinnych, mogą liczyć na wsparcie najbliższych w każdej chwili. Ja również mogę, ale nie ma ich cały czas przy mnie fizycznie. Musiałam błyskawicznie zdać kurs dojrzałości. Choćby w tak prostych sprawach, jak przyrządzanie posiłków. Palców jeszcze sobie nie obcięłam, więc chyba nie wychodzi mi to najgorzej. Radzę sobie przyzwoicie. Piłka nożna uczy też pokory. Każda porażka uczy kontroli emocji, wzajemnego szacunku, motywuje do jeszcze cięższej pracy. Staram się zawsze być w porządku, szanować ludzi, niezależnie od tego, jacy są.
Patrzysz na futbol z perspektywy młodej, ale już doświadczonej zawodniczki. Jak widzisz przyszłość kobiecej piłki nożnej w Polsce?
Widzę, że zachodzą bardzo duże postępy. Chciałabym jeszcze pograć dziesięć lat albo i dłużej, jestem przekonana, że w tym czasie będzie o nas głośno na arenie międzynarodowej. Nawet męska reprezentacja miała słabszy okres, a dziś puka do elity. Chcemy pójść podobną drogą, rozwijać i promować naszą piłkę. Jest tego warta!
Rozmawiał Emil Kopański