Aktualności
[WYWIAD] Agnieszka Winczo: W tej drużynie jest duży potencjał
W pierwszym meczu eliminacji mistrzostw świata reprezentacja Polski kobiet pokonała Białoruś 4:1. Podopieczne trenera Miłosza Stępińskiego udanie zainaugurowały kampanię, której stawką jest wyjazd do Francji, lecz przed nimi jeszcze długa droga. – Znamy swoje możliwości, w drużynie jest duży potencjał – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka Agnieszka Winczo.
Białorusinki po raz trzeci w ciągu roku mecz z Polską kończą z bagażem czterech bramek. Wynik jest bardzo dobry, a czy Ty nie czujesz osobistego niedosytu, że mimo okazji nie udało Ci się zdobyć bramki?
Przede wszystkim bardzo cieszę się z trzech punktów. Wiadomo, że bardzo miło byłoby strzelić gola, dołożyć swoją wymierną cegiełkę do sukcesu, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, kto strzela. Liczy się fakt, że te bramki padają. Tym razem były to Ewa, Ewelina i Agata, może następnym razem będę w tym gronie również ja. To sport zespołowy, może strzelać też Kasia Kiedrzynek, bylebyśmy za każdym razem schodziły z boiska zwycięskie.
W starciu z Białorusią można było pozwolić sobie na bardzo ofensywne usposobienie. Ze Szwajcarią już chyba tak łatwo nie będzie?
Wiadomo, że będzie to inny mecz. Nie zamierzamy jednak w żadnym wypadku składać broni i wycofywać się we własne pole karne. Znamy swoje możliwości i jedziemy tam też po to, by zdobywać bramki. By osiągnąć ten cel, również musimy pokazać trochę ofensywnego futbolu. Wbrew pozorom, w meczu z Białorusią nie było aż tak łatwo, one również postawiły nam wysoko poprzeczkę. Grało się zdecydowanie trudniej niż w poprzednich spotkaniach z nimi. Dobrze, że eliminacje rozpoczęłyśmy potyczką z tym zespołem bo wiemy, co musimy poprawić przed kolejnymi meczami.
Trener bardzo dużo czasu poświęcał tematowi presji. Grając przed własną publicznością jest aż tak duża odpowiedzialność i wprowadza to trochę nerwowości?
Każda dziewczyna, która wychodzi na boisko w barwach reprezentacji Polski, ma na sobie pewien ciężar odpowiedzialności. Wiadomo, że przed każdym meczem pojawia się dodatkowa adrenalina i presja, niezależnie od tego, czy to Białoruś, czy Szwajcaria. Pewne nerwowe poczynania w naszej grze mogły wynikać też z faktu, że był to pierwszy bój eliminacyjny. To, że na trybunach zasiadło prawie 4000 osób działa na naszą korzyść, bo musimy się uczyć grać przy takiej publiczności. Tego przecież chcemy, by piłka nożna w wydaniu kobiecym stawała się coraz bardziej popularna, a kibice przychodzili na mecze.
Na pewno w kolejnej eliminacyjnej potyczce, ze Szwajcarią, taktyka będzie musiała ulec zmianie, nie będzie można pozwolić sobie na aż tak ofensywne nastawienie. Miłosz Stępiński wspomniał nawet o „wojnie podjazdowej”.
Podczas wtorkowego meczu będziemy na początku poznawały się nawzajem z rywalkami, bo jeszcze nie zdarzyło mi się grać przeciwko Szwajcarii. Oczywiście, po analizie będziemy wiedziały wszystko o słabych i silnych stronach naszego przeciwnika i pozostanie nam poszukać elementów, które będzie można wykorzystać.
Jesteście niepokonane od dziesięciu spotkań, w których dziewięć razy zwyciężyłyście i raz zremisowałyście. Najbliższy mecz będzie dla Was swego rodzaju pierwszym bardzo poważnym testem tej drużyny?
Na pewno będzie to jeden z najsilniejszych przeciwników w ostatnim czasie. Nie ma jednak sensu się nad tym zastanawiać, bo każde spotkanie jest bardzo ważne. Teraz Szwajcarki w rankingach są od nas wyżej, ale to nic nie oznacza. Kto wie, może po eliminacjach sytuacja się odwróci? Musimy dać z siebie wszystko i pokazać się z jak najlepszej strony.
W drużynie od pewnego czasu swoje miejsce ma Julia Matuschewski, teraz dołączyła też Krystyna Sikora, które na co dzień występują w innych krajach. Jak zespół przyjął te zawodniczki?
W naszej ekipie panuje bardzo rodzinna atmosfera. Każda nowa zawodniczka przyjmowana jest z otwartymi ramionami, nie ma żadnych podziałów. Młodsza czy starsza, z Polski czy z zagranicy – to nie ma znaczenia. Julia i Krysia na pewno odczuły, że są wśród swoich i czują się bardzo dobrze.
Grasz co prawda w Niemczech, ale z pewnością śledzisz polską ligę. Trener zwrócił uwagę na fakt, że w Ekstralidze dwa zespoły odskoczyły reszcie stawki i to też może być jeden z powodów pojawiania się presji w meczach kadry. Uważasz, że na krajowym podwórku brakuje meczów „pod prądem”?
Oczywiście, śledzę to, co dzieje się w Ekstralidze. Ten sezon będzie nieco inny, bo poziom się trochę wyrównał. Nie wiem, co teraz odczuwają dziewczyny występujące w Medyku czy Górniku, ale przyznaję z własnego doświadczenia, że przeskok pomiędzy Polską a Niemcami jest znaczny. Widać to na treningach i spotkaniach ligowych. Grając w Cloppenburgu każdy mecz rozgrywamy „na żyle”, jest bardzo kontaktowo, potyczki są zacięte. W Ekstralidze często zdarza się, że dziewczyny wychodzą na boisko i wygrywają ośmioma czy dziesięcioma bramkami, a to wiąże się z mniejszą presją. Liga jednak zaczyna się powoli wyrównywać i mam nadzieję, że będzie coraz więcej zaciętych meczów.
Celem reprezentacji Polski jest awans na mistrzostwa świata. Jaka jest główna siła tej drużyny, która pozwala myśleć o tym realnie?
Znamy swoje możliwości. Wierzę w ten zespół i widzę w nim bardzo duży potencjał. To nie jest tak, że Szwajcarki wyjdą, popatrzą na nas i powiedzą: na każdej pozycji mamy lepszą zawodniczkę. My też potrafimy grać w piłkę, musimy tylko w siebie uwierzyć. Na boisku widać, że się zgrywamy, że jesteśmy w stanie rozegrać bardzo dobrą akcję. Jesteśmy silne, tylko każda z nas musi wychodzić na boisko z właściwym i realnym poczuciem własnej wartości. Wtedy będziemy w stanie walczyć o awans.
Rozmawiał Emil Kopański