Aktualności
Reprezentacja kobiet po zwycięstwie z Białorusią: słupki, radość i… ksiądz
Dwa gole strzeliła Ewa Pajor, a po jednym Agnieszka Winczo i Ewelina Kamczyk. W słupki trafiały Paulina Dudek, Patrycja Balcerzak i Winczo, a w poprzeczkę debiutująca w dorosłej kadrze Małgorzata Mesjasz. - Dawno nie stworzyliśmy w meczu tylu sytuacji. Znów pojawił się jednak problem skuteczności. Najbardziej mnie cieszy to, że dobrze wychodziło nam przechodzenie z obrony do ataku. Dziewczyny wzięły sobie do serca uwagi, które przekazaliśmy sobie w przerwie. Kilka razy wyszliśmy sam na sam z bramkarką rywalek, co jest bardzo ważne w kontekście spotkania ze Szwajcarią - podsumował piątkowe zwycięstwo Miłosz Stępiński.
Była to pierwsza wygrana Polek od marcowego turnieju towarzyskiego w Turcji. - Brakowało mi takiej radości, uśmiechniętych twarzy, pewności siebie. Dlatego powtarzałem przed meczem ‘wygrajmy, wybiegajmy to, nieważne jak’. I faktycznie dziewczyny bardzo chciały. Dawno nie widziałem ich tak zmobilizowanych. To był zupełnie inny mecz niż ten w kwietniu z Albanią. Mamy teraz trzy dni radości. Zasłużyliśmy na to - dodał selekcjoner.
Niepewna występu w Mińsku była Jolanta Siwińska, która zmaga się z urazem ścięgna Achillesa. Ostatecznie znalazła się w podstawowej „jedenastce”, ale w przerwie poprosiła o zmianę. - Za nią weszła Gosia Mesjasz, która pokazała się z dobrej strony. Na początku przeżywała słabszy moment, ale szybko się pozbierała. Grała agresywnie, doskakiwała do przeciwniczek - chwalił obrończynię AZS PWSZ Wałbrzych trener Polek.
Tym razem na ławce rezerwowych usiadła Katarzyna Kiedrzynek, a w bramce stanęła Anna Szymańska. - Długo solidnie na to pracowała. Rozpoczynamy nowy etap tej kadry. Szansę dostają więc ci, którzy wcześniej grali mniej lub wcale. Jestem bardzo zadowolony z jej występu - przyznał Miłosz Stępiński.
- Cieszę się, że dostałam szansę i myślę, że ją wykorzystałam. Takie mecze ze słabszymi rywalami są najtrudniejsze. Potrzebowałyśmy tego zwycięstwa. Cieszy mnie to, że zaczęłyśmy strzelać gole. Byłyśmy dziś bardzo zdeterminowane. Zależało nam, żeby się jak najlepiej pokazać. I, co najważniejsze, w końcu się cieszyłyśmy, a tego ostatnio brakowało. Pozytywną atmosferę czuć było już przed meczem w szatni. Przyjechałyśmy gryźć trawę i dać z siebie wszystko, nieważne, jakiego rywala miałyśmy naprzeciwko - skomentowała Szymańska.
Polkom w Mińsku pomagał… ksiądz. Duchowny Jerzy Wilk służy na Białorusi od osiemnastu lat. Przejechał 200 kilometrów, aby zobaczyć biało-czerwone w akcji. Dopingował głośno w pojedynkę naszą reprezentację przez cały mecz. A po nim otrzymał w prezencie koszulkę od kapitan Katarzyny Kiedrzynek. - Bardzo miły akcent. Po spotkaniu wszedł do autokaru, pobłogosławił nas, pogratulował zwycięstwa. Może akurat to sprawi, że we wtorek sprawimy niespodziankę. Bardzo na to liczę - nie ukrywał szkoleniowiec kadry.
Reprentacja Polski nie ma już szans na awans do mistrzostw świata, ale może zadecydować o tym, kto na nie pojedzie. We wtorek zmierzy się w ostatnim eliminacyjnym meczu ze Szwajcarią, która w czwartek nieoczekiwanie przegrała 1:2 ze Szkocją. Aby wygrać grupę i awansować z pierwszego miejsca na mundial, faworyzowane Helwetki muszą w Mielcu zdobyć trzy punkty. - Ale my też zagramy o pełną pulę. Kibicowałem, szczerze mówiąc, Szkocji. Bo gdyby nie wygrała, to Szwajcarki miałyby już pewny awans i wtedy zagrałyby u nas, być może, drugim składem. Wtedy bagatelizowałoby się nasze ewentualne powodzenie. A z kolei porażkę by wyśmiewano, bo przecież one zagrały drugim garniturem i o nic już nie walczyły. Bylibyśmy w takim impasie. A tak muszą i zagrają na maksimum możliwości. Przed nami szansa na przełamanie się przeciwko dobremu rywalowi - kończy Stępiński.
Tekst i zdjęcia: Paula Duda