Aktualności
[LIGA MISTRZYŃ] Ewa Pajor: Korki od szampana jeszcze nie wystrzeliły
Po wygranej nad Chelsea 3:1 i 2:0 po roku przerwy znów zagracie w finale Ligi Mistrzyń. Korki od szampana wystrzeliły w Wolfsburgu?
Radość jest ogromna, ale korki od szampana jeszcze nie wystrzeliły. W niedzielę cieszyłyśmy się z awansu do finału, ale teraz musimy skupić się na lidze, bo sezon wciąż trwa, a my mamy cele do zdobycia. Szampana otworzymy dopiero, gdy wygramy.
Grałyście z Chelsea także w dwóch poprzednich edycjach LM. Ten dwumecz był chyba jednak dla was najtrudniejszy?
Fakt, że w pierwszym meczu to one pierwsze strzeliły nam gola, ale my się podniosłyśmy i szybko doprowadziłyśmy do wyrównania. Pewnie emocje były trochę większe niż ostatnio, ale nasza wygrana i tak była niepodważalna.
Ty też masz szczególne powody do radości, bo strzeliłaś czwartego gola w tej edycji rozgrywek. W zasadzie wpisywałaś się na listę strzelczyń w niemal każdej fazie - w 1/16 finału, w ćwierćfinale i w półfinale.
Możliwe, że tak było (śmiech). Wiadomo, że bramki mnie cieszą, w końcu jestem napastnikiem i takie jest moje zadanie na boisku, ale ponad wszystko najważniejsze jest zwycięstwo całej drużyny.
Popularność piłki kobiecej rośnie z sezonu na sezon. Na meczu Olympique Lyon z Manchesterem City było ponad 20 000 kibiców. A jaka była atmosfera u was?
Było niesamowicie. Stadion był pełen, a doping kibiców nas niósł. Co prawda mamy mniejszy obiekt, ale bardzo lubimy na nim grać i nie czujemy takiej potrzeby, żeby korzystać ze stadionu męskiej drużyny. Kibice dopisali, po meczu cieszyliśmy się razem z nimi, że pojedziemy na finał do Kijowa. Atmosfera była naprawdę super.
Po raz czwarty Polka zagra w finale Ligi Mistrzyń. Ani Katarzynie Kiedrzynek, ani tobie nie udało się jednak sięgnąć po trofeum. Do czterech razy sztuka?
To z pewnością jest super sprawa, że co roku kibice mogą oglądać polską piłkarkę w finale takich prestiżowych rozgrywek. Tak się składa, że razem z Kasią Kiedrzynek gramy w klubach, które mają takie ambicje, żeby co roku walczyć o finał. Mogę obiecać, że damy z siebie wszystko, żeby zwyciężyć.
Dwa lata temu posmakowałaś atmosfery finału, ale na boisko nie weszłaś. Teraz jesteś podstawową piłkarką Wolfsburga i odgrywasz w nim bardzo ważną rolę.
Atmosfera Ligi Mistrzyń to coś niesamowitego. Pamiętam, że gdy grałam pierwszy raz w tych rozgrywkach, to serce biło mi mocniej. Mam nadzieję, że będę zdrowa, a postawą na treningach zasłużę na to, żeby zagrać w finale.
Zmierzycie się z gwiazdorskim Olympique Lyon, który zagra po raz siódmy w finale i będzie walczył o piąty tytuł. Pora utrzeć im nosa?
To, że wygrały w dwóch ostatnich finałach po rzutach karnych nie oznacza, że tak będzie zawsze i za każdym razem będą faworytem. Moim zdaniem w tym meczu nie będzie faworyta. Karty są otwarte i zapowiada się niezwykle ciekawa walka. Ja marzę o tym, żeby na ten finał pojechać, żeby w nim zagrać i żebyśmy po ostatnim gwizdku były szczęśliwe.
Rozmawiała Hanna Urbaniak
Fot. Paula Duda