Aktualności
[KADRA KOBIET] Mentalność drogą do sukcesu? „Musimy zarządzać emocjami”
„Presja” to słowo, którego bardzo często używał ostatnio trener reprezentacji Polski kobiet Miłosz Stępiński. Od czasu gdy przejął stery w kadrze – na jeden mecz przed zakończeniem przegranych już kwalifikacji mistrzostw Europy – jego drużyna nie rozgrywała meczów o stawkę. W piątek biało-czerwone zagrały pierwsze takie spotkanie. Wynik usatysfakcjonował wszystkich, ale trener dostrzega elementy, które trzeba jeszcze poprawić.
Scenariusz, w którym reprezentacja Polski nie rozgrywa meczów o stawkę przez dłuższy czas, jest zapewne doskonale pamiętany przez kibiców. Przed Euro 2012 kadra Franciszka Smudy mierzyła się z rywalami wyłącznie w spotkaniach towarzyskich. W czasie turnieju, mimo wielkich nadziei, ogromnego wsparcia kibiców i szczęśliwego losowania fazy grupowej, okazało się jednak, że Polacy nie sprostali zadaniu. Wielu jako przyczynę wskazywało właśnie brak spotkań o punkty. Kwalifikacyjne boje pozwalają cały czas pozostawać „pod prądem”, wyzwalają dodatkowe pokłady energii, motywacja też jest zdecydowanie wyższa. O tym doskonale wie także Miłosz Stępiński, przed którym – po udanym początku drogi do Francji – kolejne trudne zadanie. Chyba najtrudniejsze od momentu, gdy został mianowany trenerem reprezentacji Polski kobiet.
Mowa oczywiście o meczu ze Szwajcarią. Drużyną z europejskiego topu, czyli taką, z którą biało-czerwone pod wodzą Stępińskiego jeszcze się nie mierzyły. To będzie prawdziwy test, na co stać ten zespół. Trener doskonale o tym wie, dlatego mimo zadowolenia z wyniku starcia z Białorusią zwrócił szczególną uwagę na presję związaną z grą o stawkę. W ciągu ostatniego roku Polki trzykrotnie grały z Białorusinkami, za każdym razem aplikując im cztery gole. – Oczywiście, znaliśmy tego przeciwnika z meczów towarzyskich, ale kwalifikacje mistrzostw świata to już zupełnie inne warunki. Mieliśmy swój plan na to spotkanie, w pewnej części został zrealizowany, w pewnej nie, ale najważniejsze są punkty. Zdarzają się mecze, gdy styl gry jest świetny, ale wynik słaby. U nas nie wszystkie elementy zagrały, ale osiągnęliśmy bardzo korzystny rezultat. W naszą grę wkradła się nerwowość, musimy nad tym popracować. Musimy nauczyć się jeszcze zarządzania emocjami i gry pod presją – powiedział po zakończeniu pierwszego boju kwalifikacyjnego.
We wtorek biało-czerwone będą więc mierzyć się nie tylko z rywalkami, ale także własną mentalnością. Trener co i rusz podkreśla słowo „presja”. Spoglądając na Ekstraligę kobiet, w której gra zdecydowana większość reprezentantek Polski, nie sposób się temu dziwić. W dość ostrych słowach skomentował fakt, że Medyk Konin i Górnik Łęczna zdecydowanie odskoczyły reszcie ligowej stawki. – Zawodniczki muszą się przyzwyczaić do odpowiedzialności i presji. Większość z nich, grających w polskiej lidze, tego nie odczuwa. W naszych rozgrywkach dwie drużyny absolutnie dominują i praktycznie z góry wiadomo, kto wygra. Są to w pewnym sensie „piknikowe mecze”. Piłkarki występujące na co dzień za granicą są przyzwyczajone do gry na pełnej koncentracji i wysiłku przez 90 minut i było to też widać w starciu z Białorusią – ocenił Stępiński.
Biało-czerwone w meczach towarzyskich prezentowały się z kapitalnej strony. Kolejne zwycięstwa napędzały świetną atmosferę w zespole, powodowały, że kadra stała się jedną, wielką rodziną, z czym wcześniej bywały problemy. Trener Stępiński zbudował zupełnie inny zespół. Taki, w którym jedna zawodniczka skoczyłaby za drugą w ogień. – W naszej ekipie panuje bardzo rodzinna atmosfera. Każda nowa zawodniczka przyjmowana jest z otwartymi ramionami, nie ma żadnych podziałów. Młodsza czy starsza, z Polski czy z zagranicy, to nie ma znaczenia – zapewniła w rozmowie z Łączy Nas Piłka Agnieszka Winczo. To jedna z piłkarek, która występuje od kilku lat w Niemczech, gdzie musi mierzyć się z ogromną rywalizacją. Obserwując rozgrywki w Polsce, dostrzega podobny problem, co trener. – Przeskok pomiędzy Polską a Niemcami jest znaczny. Widać to na treningach i spotkaniach ligowych. Grając w Cloppenburgu każdy mecz rozgrywamy „na żyle”, jest bardzo kontaktowo, potyczki są zacięte. W Ekstralidze często zdarza się, że dziewczyny wychodzą na boisko i wygrywają ośmioma czy dziesięcioma bramkami, a to wiąże się z mniejszą presją. Trudno o maksymalną koncentrację, gdy po kilkunastu minutach prowadzi się 3:0 – zauważa reprezentantka Polski.
W starciu z Białorusią biało-czerwone były zdecydowanymi faworytkami. Musiały narzucić rywalkom swój styl gry, prowadzić ją, dominować na boisku. To w dużej mierze się udało, ale w poczynania Polek momentami wkradała się nerwowość. – Chcieliśmy ten mecz zacząć mocnym akcentem, a potem nieco uspokoić emocje i grę. Będziemy jeszcze nad tym pracować. Wierzę, że jeśli dziewczyny znajdą w sobie wewnętrzną motywację w każdym meczu, w którym biorą udział, będziemy w stanie osiągać sukcesy – zaznaczył Miłosz Stępiński. Z trenerem zgodziły się jego podopieczne. – Naszym celem było, by wejść w te kwalifikacje z przytupem i poczuć się pewnie. Czasami gubiłyśmy styl, nie każda akcja nam wychodziła, ale ważne jest zwycięstwo. Jesteśmy dumne, bo nawet gdy nam nie do końca szło, potrafiłyśmy z tego wyjść. To dobry prognostyk – powiedziała Ewelina Kamczyk. – Dziś bywało nerwowo, to w końcu był nasz pierwszy mecz kwalifikacji, ale poradziłyśmy sobie z chwilami kryzysu. Cel osiągnęłyśmy i możemy do kolejnego meczu podejść spokojnie – dodała Ewa Pajor.
Ze Szwajcarią Polki zagrają już we wtorek. Mimo świetnych nastrojów, które towarzyszyły kadrze po zasłużonym zwycięstwie, trener zachowuje czujność. Nawet podczas pomeczowej kolacji zwrócił uwagę, że teraz będzie zdecydowanie trudniej. Nie zabrakło też tak często używanego przez niego ostatnio słowa, które powraca niczym mantra. – Wierzę w ten zespół i wierzę w was. Jeżeli uwolnicie głowę, zagracie pod presją tak jak w meczach towarzyskich, możemy grać o komplet punktów – powiedział swoim zawodniczkom.
Biało-czerwone znają swoją wartość. Za nimi już spotkanie, które pozwoliło oczyścić myśli, przyzwyczaić się do gry pod napięciem. Trener wierzy, że i ze Szwajcarii jego drużyna przywiezie kwalifikacyjne punkty, choć taktyka będzie już nieco inna. – W meczu z Białorusią naszym obowiązkiem była boiskowa dominacja. Teraz jedziemy na mecz z zupełnie innym przeciwnikiem i w pewnym sensie będziemy w zupełnie innej roli. Szwajcaria jest na tyle silnym zespołem, że wielce ryzykowne byłoby prowadzenie otwartej gry, wymiany ciosów. Będziemy mieli zapewne do czynienia z „wojną podjazdową” z naszej strony. Na pewno mamy pomysł, w jaki sposób zagrać ze Szwajcarkami. Na razie wygrywaliśmy, ale przed nami zdecydowanie najsilniejszy z dotychczasowych rywali. Dziewczyny muszą jednak wiedzieć, że naprzeciwko nas nie staną boginie czy heroski. Jedziemy do Szwajcarii, by sprawić niespodziankę, a tę drużynę z pewnością na to stać. Trzeba jedynie przekuć napięcie na maksymalne zaangażowanie na murawie – zakończył.
Emil Kopański