Aktualności
[KADRA KOBIET] Bez Daleszczyk i Jaszek. Miłosz Stępiński:Takiej sytuacji jeszcze nie miałem
Co się stało z Katarzyną Daleszczyk i Dżesiką Jaszek?
Dżesice odnowił się uraz przywodziciela uda. Już w czerwcu na niego narzekała. Wtedy ją kurowaliśmy i zagrała ze Szkocją. Zaliczyła zresztą bardzo dobry mecz i strzeliła ważnego gola. Niestety teraz ze łzami w oczach musiała się z nami pożegnać. Szkoda tym bardziej, że była przewidywana do gry w spotkaniach z Białorusią i Szwajcarią. Dała nam ostatnio ku temu argumenty. Odezwała się jednak w czasie treningu przy prostym ćwiczeniu stara kontuzja. Natomiast co do Kasi - wiedzieliśmy, że w niedzielnej grze kontrolnej w klubie doznała urazu. Ale na badania we Włoszech nie było już czasu, więc przebadaliśmy ją dopiero na zgrupowaniu reprezentacji. Bardzo jej zależało, żeby z nami zostać i grać, ale doktor nie wyraził na to zgody ze względu na zbyt duże ryzyko pogłębienia kontuzji.
Wcześniej opuściły nas Agata Guściora, Natalia Chudzik i Dagmara Grad. Nie w pełni sił jest także Jolanta Siwińska. Najbardziej frustrujące jest chyba to, że one nie doznały tych urazów na zgrupowaniu, ale już z nimi przyjechały.
Zgadza się. Na szczęście nie są to bardzo groźne urazy, może z wyjątkiem Agaty Guściory, którą czekają około dwa miesiące przerwy. Ale Dagmara Grad, Dżesika Jaszek czy Kasia Daleszczyk powinny wyzdrowieć do październikowego zgrupowania. To samo Jola Siwińska. Zobaczymy, co dalej z Natalią Chudzik, która ostatnio przeżywała drugą młodość. Podobną, ale nie taką samą sytuację mieliśmy rok temu w czerwcu. Ale wtedy było po sezonie. A teraz dla niektórych rozgrywki ligowe jeszcze się nawet nie zaczęły, a prawie jedna trzecia (!) zawodniczek nie może uczestniczyć w zgrupowaniu. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Niestety nie mam na to wpływu. Nie jest to nasza wina, ale mimo to czuje się też za to odpowiedzialny. Robiliśmy, co się dało, żeby postawić je na nogi. To jest sześć zawodniczek, w tym cztery, które w ostatnim meczu grały w podstawowym składzie. Oczywiście dowołujemy następne, ale sięgamy po debiutantki. Z jednej strony nie walczymy już o awans, ale z drugiej to nadal eliminacje, mecz międzypaństwowy i zależy nam na punktach, aby później startować z lepszej pozycji w losowaniu do mistrzostw Europy. Poza tym mamy swoje cele. Przede wszystkim chcemy znów wygrywać, bo po raz ostatni zwycięstwo odnieśliśmy w marcu na turnieju w Turcji.
Jak wytłumaczyć tę plagę kontuzji?
Ciężko powiedzieć. Jak wykazały badania, w większości są to problemy, które powstały na bazie starych niedoleczonych urazów, które zostały źle zdiagnozowane. U Natalii Chudzik są to zmiany typowo zwyrodnieniowe. Potrzebuje odpoczynku i odpowiednich zabiegów. Pytanie, czy będzie to miała w klubie. Mówimy o solidnych, często kosztownych zabiegach, na które nie zawsze stać kluby, ale są niezbędne do tego, żeby ona mogła wrócić na boisko. A przypomnijmy, że to są młode dziewczyny.
Ale mimo urazów muszą grać w klubach, bo często nie mają zmienniczek.
Mogę nad tym tylko ubolewać. Nie chcę się nad tym rozwodzić ani komentować i wywoływać konfliktów. Ja mogę tylko stwierdzić, jaki jest stan faktyczny. Tutaj na kadrze są bardzo dobrze badane dzięki umowie z kliniką Enel-Med w Warszawie. Mamy lekarza, Roberta Gulewicza, który jest dobrym fachowcem oraz świetnych fizjoterapeutów. Dziewczyny dostają zalecenia, ale nie mamy wpływu na to, czy będą je realizowały w klubach. Kontuzje w piłce są nieuniknione. Rzadko się zdarza jednak, żeby było ich tak wiele, ale niestety - są to pewne zaszłości z przeszłości.
Mimo opuszczenia zgrupowania przez dwie kolejne zawodniczki, nie zdecydował się pan jednak na kolejne dowołania.
Nie było już na to czasu. Kwestie formalne. W czwartek rano wyjeżdżaliśmy na Białoruś. Plus jest taki, że nikt nie usiądzie na trybunach, bo polecieliśmy gołą „osiemnastką”. Zobaczymy, co się wydarzy na Białorusi, jaki wywalczymy wynik. Po piątkowym meczu będziemy podejmować dalsze decyzje.
To wszystko z kolei otwiera szanse przed innymi. Dowołana została m.in. debiutantka Dominika Kopińska z Medyka Konin. Jak się póki co prezentuje?
Na początku była przestraszona. Dużo z nią rozmawialiśmy i już w drugim treningu zyskała pewność siebie. Poprosiłem ją o to, żeby na boisku była bardziej arogancka. To zawodniczka, która dysponuje bardzo dobrym uderzeniem z obu nóg. Świetnie gra głową. Ma dobre warunki fizyczne. Ale jest przestraszona, co jest jednak zrozumiałe, bo jest młoda, jest z nami pierwszy raz. Ma pewne braki w umiejętnościach taktycznych, ale jak się będzie dalej tak rozwijała, to szybko je nadrobi. Kapitalną kwestią jest to, że prezes Roman Jaszczak ściągnął ją z Unifreeze Górzno do Medyka. Wierzę w to, że jeżeli kontuzje będą ją omijać, to wiele wniesie do reprezentacji. To samo Gosia Grec. Widać, że jeszcze do siebie dochodzi po poważnej kontuzji, ale rozbudowała się fizycznie. Jest silna. Będziemy nad nią pracować, przekazywać jej wskazówki. Mam świetny kontakt z trenerem Górnika Piotrem Mazurkiewiczem i wierzę, że odpowiednio te zalecenia wykorzysta. Liczę na to, że te zawodniczki, które dostaną teraz szansę, stworzą odpowiednią synergię z naszymi wiodącymi piłkarkami, które są zdrowe i które są naszym motorem napędowym. Mam tu na myśli Paulinę Dudek, Olę Sikorę, Agnieszkę Winczo czy Ewę Pajor. Duża rotacja jednak martwi, bo to powoduje, że trzeba od nowa pracować nad wszystkim, co ćwiczyliśmy na treningach. Tak samo było u trenera Nawałki. Kiedy wypada jeden czy dwa ogniwa, to wszystko nad tym cierpi, dlatego za wszelką cenę starano się postawić na nogi Kamila Glika. My teraz staramy się postawić na nogi Jolę Siwińską. Wcześniej staraliśmy się Kasię Daleszczyk. Ale nigdy nie postawię wyniku ponad zdrowie zawodniczki.
Jak bardzo ta sytuacja komplikuje założenia na mecz z Białorusią?
Staramy się jedynie zamieniać personalia, chociaż musieliśmy, siłą rzeczy, dokonać pewnych przetasowań. Po kontuzji Natalii Chudzik pojawił nam się duży problem z obsadą lewej obrony. Porzuciliśmy pomysł gry trójką z tyłu. Martyna Wiankowska lepiej czuje się na tzw. wahadle, ciągnie ją do przodu i tak też gra w klubie. Ale sprawdziła się jako lewa defensorka i obecnie jest naszą jedyną zawodniczką na tej pozycji, która prezentuje poziom kadrowy. Podobnie zresztą wygląda sprawa z drugiej strony. Mamy Olę Sikorę i szukamy kogoś drugiego, kto mógłby zagrać jako ofensywnie przysposobiona prawa defensorka.
Białoruś to jednak rywal teoretycznie słabszy. Myśli pan już pomału o meczu z dużo silniejszym przeciwnikiem, czyli ze Szwajcarią?
Bardzo ważny mecz rozegra się w czwartek wieczorem. Szwajcaria zagra ze Szkocją. Jeśli Helwetki wygrają, to mają zapewniony awans z pierwszego miejsca do mistrzostw świata. Potem przyjeżdżają do nas. Pytanie, czy w najsilniejszym składzie. Ale dla nas nie ma to znaczenia, bo ich drugi garnitur oparty jest na zawodniczkach z silnych lig europejskich. Natomiast jeżeli nie pokonają Szkotek lub z nimi zremisują, to w meczu z nami zagrają na maksa. My szans na awans już nie mamy, ale możemy zdecydować o tym, kto zajmie pierwsze miejsce w grupie. Ale to wszystko są kwestie drugorzędne. Mamy swoje cele. Musimy postawić sprawę jasno - my te eliminacje przegraliśmy. Nie osiągnęliśmy celu, czyli zajęcia drugiego miejsca w grupie i walki w barażach. Nie udało się, bo nie wygraliśmy w dwumeczu ze Szkocją, mimo że w obu spotkaniach byliśmy w stanie zgarnąć trzy punkty. Potrzebujemy takiego meczu na przełamanie. Tak jak reprezentacja męska, która takie przełamanie przeżyła w starciu z Niemcami. Przeciwko Szwajcarii mamy się wypruć po to, żeby otworzyć nowy etap pod tytułem przygotowania do eliminacji mistrzostw Europy i uwierzyć w siebie. Z tym mamy duży problem. Te dziewczyny nie wierzą w siebie, mimo że dobrze grają. Możemy z nimi rozmawiać, możemy sobie ściągać psychologów, ale potrzebujemy meczu na przełamanie. Przed nami doskonała okazja - Szwajcaria.
Rozmowa i zdjęcia: Paula Duda