Aktualności
Historia napisana w Lublinie. Rekord, setka „Wini” i powrót do domu
Polki imponują formą i kontynuują swoją świetną serię meczów z gigantami futbolu kobiecego. Włochy to był czwarty tej wiosny finalista mistrzostw świata, z którym zmierzyły się biało-czerwone. Wcześniej pokonały Hiszpanię 3:0 i Holandię 1:0 oraz uległy Norweżkom 0:3. Ale w tym ostatnim spotkaniu grały w rezerwowym składzie. W piątkowy wieczór w Lublinie zespół Miłosza Stępińskiego po raz kolejny pokazał, że potrafi utrzeć nosa nawet najgroźniejszym rywalom w Europie, a forma na turnieju w Portugalii nie była przypadkowa. Włoszki awansowały na mundial w cuglach zajmując pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej. – Nauczyliśmy się grać z lepszymi rywalami – cieszy się trener Polek.
Dość powiedzieć, że po raz pierwszy w historii Polki z Włoszkami… nie przegrały. – Zrobiliśmy krok do przodu, bo mamy remis. To nie jest zwycięstwo, więc nie można tu mówić o jakiejś sensacji, ale z przebiegu meczu jestem zadowolony, bo wreszcie staraliśmy się grać do przodu – mówi selekcjoner Miłosz Stępiński. Polki po raz pierwszy w starciu z tak silnym rywalem potrafiły odrobić straty. Włoszki jako pierwsze objęły bowiem prowadzenie po fantastycznym strzale z rzutu wolnego pomocniczki Juventusu Valentiny Cernoi. Azzure zmyliły Polki ustawiając drugi mur, który tuż przed strzałem rozbiegł się zaskakując biało-czerwone. Włoszka uderzyła jednak tak precyzyjnie, że i bez tego Katarzyna Kiedrzynek nie miałaby szans na obronę. – To nie pierwszy raz, kiedy zastosowaliśmy taki wariant rozegrania rzutu wolnego. Valentina potrafi zrobić z piłką wszystko, co chce, więc nie jestem zaskoczona jej strzałem – chwaliła autorkę gola kapitan włoskiej kadry Sara Gama.
Polki fantastycznie zareagowały jednak na stratę gola i pozwoliły Włoszkom cieszyć się z prowadzenia tylko przez trzy minuty. Po rzucie wolnym strzałem z półwoleja do remisu doprowadziła Ewa Pajor. Napastniczka VfL Wolfsburg dwoiła i troiła się napędzając kontrataki biało-czerwonych. Przy odrobinie szczęścia mogła powiększyć swój dorobek strzelecki. Po drugiej stronie boiska kapitalnie spisywała się też Katarzyna Kiedrzynek, która w swoim rodzinnym mieście kilkoma światowej klasy paradami uratowała Polki przed porażką. – Fantastyczny mecz zagrała Kasia Kiedrzynek. Mimo, że nie jest już najmłodsza to wciąż się rozwija. Ten rok jest dla niej przełomowy, odkąd tu jestem nie była w takiej formie. Możliwe, że w przyszły weekend wybiorę się na mecz z PSG z Lyonem o mistrzostwo Francji – kontynuuje Miłosz Stępiński. – Ewa Pajor to najlepsza napastniczka w Europie i wokół tych dwóch naszych filarów z przodu i z tyłu budujemy swoją tożsamość. To jest skuteczne i powoduje, że dziewczyny w to wierzą. Może to nie jest spektakularne, może to nie jest tiki-taka, ale każdy gra tak, jak umie. Nie przez przypadek jesteśmy przecież losowani z trzeciego koszyka, a gramy z rywalami z pierwszego koszyka i nie przegrywamy – zauważa selekcjoner.
Trener Stępiński chwalił też Joannę Olszewską, która w meczu z Włochami zadebiutowała w reprezentacji Polski. Po raz pierwszy przyjechała na zgrupowanie, dostała szansę od trenera i jej nie zmarnowała. – Jestem pod wrażeniem. Grała tak, jakby była w kadrze od lat. Takich zawodniczek właśnie potrzebuję, które mają chłodną głowę i chcą grać w piłkę – nie krył zadowolenia z postawy obrończyni GKS Katowice trener Polek.
Mecz w Lublinie przejdzie do historii z kilku powodów. Po pierwsze na Arenie Lublin padł rekord frekwencji na domowym meczu kobiecej reprezentacji. Spotkanie obejrzało 7205 kibiców, którzy stworzyli na stadionie świetną atmosferę. - Świetnie się grało, bo kibice dodawali nam sił. Chcieliśmy dla nich wygrać, nie udało się, ale mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy – mówiła Ewa Pajor. – To pokazuje, że jak są wyniki i atmosfera, to jest synergia. Ludzie nam kibicują, a my się im odwdzięczamy. Piłka kobieca się rozwija – dodawał trener Stępiński. Obecni na meczu trenerzy Marcin Dorna, selekcjoner młodzieżowych reprezentacji Polski i Robert Góralczyk, trener Motoru Lublin, a w przeszłości asystent selekcjonera Adama Nawałki i szkoleniowiec kobiecej reprezentacji Polski, byli pod wrażeniem postawy biało-czerwonych. – Tego już nie da się zatrzymać. Nikt już nie może powiedzieć, że piłki kobiecej nie da się oglądać – nie krył dumy Zbigniew Bartnik, szef Komisji Piłkarstwa Kobiecego PZPN i prezes Lubelskiego Związku Piłki Nożnej.
Mecz z Włochami był szczególnym wydarzeniem dla dwóch reprezentantek Polski. Agnieszka Winczo w tym prestiżowym spotkaniu po raz setny wystąpiła w koszulce z orzełkiem na piersi. Napastniczka, która zadebiutowała w reprezentacji Polski piętnaście lat temu, została trzecią polską piłkarką - po Marii Makowskiej (111 A) i Marcie Otrębskiej (101 A) - z liczbą 100 występów na swoim koncie. – W ogóle nie czuję, że to już tyle lat minęło. Nie czuję tych lat, które mam ani tej magicznej cyfry. Każdy mecz w narodowych barwach jest dla mnie tak samo ekscytujący. Cieszę się, że tyle lat utrzymuję się na tak wysokim poziomie – mówiła 35-letnia piłkarka BV Cloppenburg.
Dla Katarzyny Kiedrzynek mecz z Włoszkami był spełnieniem marzeń. Kapitan reprezentacji Polski po raz pierwszy bowiem zagrała w narodowych barwach w swoim rodzinnym Lublinie. Z trybun kibicowała jej nie tylko najbliższa rodzina, ale szerokie grono znajomych. Przyjechali nawet kibice… z Paryża, gdzie na co dzień występuje polska bramkarka. – Od zawsze o tym marzyłam, żeby zagrać w Lublinie. Zawsze, gdy wracałam tu na wakacje i przejeżdżałam obok Areny Lublin, to myślałam sobie, że tak bardzo chciałabym tu kiedyś zagrać. Cieszę się, że mi się to udało i tak fantastycznie spisali się kibice. Chciałabym im wszystkim serdecznie podziękować - podkreśla Katarzyna Kiedrzynek. Spotkanie było też szczególne dla kapitan… włoskiej reprezentacji, Sary Gamy. Obrończyni Juventusu przyjaźni się z Kiedrzynek z czasów wspólnej gry w Paris Saint-Germain. – Nie widziałam się z Kasią kilka lat, ale przez cały ten czas byłyśmy w kontakcie. To było niezwykłe uczucie zagrać w mieście, w którym się urodziła i to przy takiej publiczności. Fajnie było móc z nią dzielić taki szczególny moment – mówi Włoszka.
Polki w sobotę wyjechały z Lublina do Warszawy. We wtorek zagrają na wyjeździe z reprezentacją Finlandii. Będzie to ostatni sprawdzian biało-czerwonych w najsilniejszym składzie przed startem eliminacji do mistrzostw Europy. Selekcjoner Miłosz Stępiński zapowiada, że będzie to inne spotkanie niż starcie z Włoszkami. – Będą zmiany w składzie, bo chcę kilka zawodniczek poddać weryfikacji. Spróbujemy też innego ustawienia i innej strategii. Musimy iść do przodu, nie możemy wciąż trzymać się tylko jednego rozwiązania. Finki to rywal bardziej zbliżony do Czeszek, naszych rywalek w kwalifikacjach. Z Finlandią zagramy bardziej eksperymentalnie, ale uważam, że będzie to ciekawy mecz – przyznaje selekcjoner reprezentacji Polski.
Hanna Urbaniak
Fot. Paula Duda