Aktualności
[WYWIAD] Mateusz Klich: Ci, którzy nas znają, nie są zaskoczeni
Zaliczyliście prawdziwe „wejście z buta” do Premier League. Naprawiliście już drzwi i framugę?
Chyba nikt się nie spodziewał, że tak to może wyglądać (śmiech). Z jednej strony cieszy, że zdobywamy tyle bramek, ale z drugiej też dużo ich tracimy. Na pewno kibice lubią takie mecze. Ludzie mogą być zadowoleni, bo fajnie się ogląda takie zawody, ale taki mecz z Fulham wolałbym jednak wygrać 4:1 niż 4:3.
Jeśli piłka nożna ma być sportem dostarczającym emocji i niezapomnianych wrażeń,
to waszych meczów nie można pominąć. Gdy gra Leeds, to każdy wie, że będzie się działo.
Gramy widowiskowy futbol, bardzo ofensywny, więc na pewno w naszych meczach padać będzie wiele bramek. Mam jednak nadzieję, że z czasem będziemy ich tracić coraz mniej, bo co tu by nie mówić, to będzie kluczowe w kontekście utrzymania.
Ostatnie tygodnie wyglądają trochę, jakby spełniał się sen. Realizujesz marzenia, które miałeś na pewno nie tylko ty, ale też wielu innych zawodników.
Zdaję sobie sprawę z tego, gdzie jestem i jak zacząłem ten sezon. Może nie to, że jestem w szoku, ale nie spodziewałem się, że może być aż tak dobrze. Mam nadzieję, że ten sen będzie trwał jak najdłużej.
Zastanawiasz się czasem co byłoby, gdybyś wcześniej spotkał Marcelo Bielsę?
Na pewno szkoda, że nie spotkałem go wcześniej, bo pewnie byłbym teraz w innym miejscu, ale cieszę się, że nasze drogi w ogóle się przecięły (śmiech).
„Sam Klich może nie do końca rozumieć, co się dzieje z jego karierą” – to komentarz z „Yorkshire Evening Post”. Może pomożemy rozwikłać tę zagadkę?
Championship i Premier League to zupełnie dwie inne ligi. Tutaj jest dużo więcej jakości. Były takie osoby, które mówiły, że po awansie będzie mi się grało lepiej. Póki co ciężko jest mi jednak to jeszcze zestawić. Wiadomo, że mecze z Liverpoolem, Manchesterami czy Chelsea dadzą nam punkty, ale te najistotniejsze, strategicznie batalie czekają nas z drużynami znajdującymi się wokół nas w tabeli.
„Ostatnio stał się bardziej czarujący niż kiedykolwiek wcześniej. Potrafi wysoko odebrać piłkę, nie unika ostrej gry, a do tego operuje piłką niezwykle schludnie i sprytnie” – to również słowa z „Yorkshire Evening Post”. Ty również czujesz, że tak jest?
Zawsze lubiłem grać wysoko i agresywnie. Może nie jestem typem gladiatora w defensywie, ale umiem czytać grę i przechwycić piłkę w dobrym momencie. W Championship też notowałem sporo przechwytów, ale tam jest więcej zespołów, które dążą do bezpośredniej gry. Tutaj drużyny starają się budować ataki od tyłu. Wszyscy chcą wymieniać krótkie podania i może dlatego jest tego jeszcze więcej. Co do ofensywy, to póki co mamy taką skuteczność, jakiej nie mieliśmy przez dwa ostatnie lata, więc to jest dla nas na duży plus.
Z czego to wynika? Wyszliście z założenia, że co by się nie działo, bramkę zawsze można stracić, więc lepiej skupić się na tym, żeby zdobyć o jedną więcej od przeciwnika?
Trzeba powiedzieć, że mamy też sporo szczęścia. To nie jest tak, że w Championship sobie wybieraliśmy, kiedy trafiamy, a kiedy nie. Zawsze chcemy strzelić jak najwięcej, tylko gdzieś nie było tej skuteczności na odpowiednim poziomie. Teraz z kolei wszystko nam siada. Czasami tak jest, że jak idzie, to jakbyś piłki nie kopnął, wszystko się udaje. Tak też póki co jest w naszym przypadku.
Dotarły do ciebie słowa Danny’ego Millsa, półfinalisty Ligi Mistrzów w barwach Leeds? Nie szczędzi pochwał pod twoim adresem, nazywając cię objawieniem. Jak w ogóle reagujesz na takie słowa?
Chyba nie oglądał nas w Championship (śmiech). Gram bardzo podobnie jak przed awansem. Wydaje mi się, że ten szok może trochę wynikać z tego, że nie oglądało nas w ostatnim sezonie zbyt wiele osób. Ludzie, którzy znają nas lepiej jako zespół, wiedzieli, czego mogą się po nas spodziewać i nie są aż tak zdziwieni.
Jermain Jenas powiedział z kolei, że jesteś stworzony do tego, żeby realizować pomysły Bielsy. Czym właściwie jest ten pomysł i co sprawia, że tak dobrze odnajdujesz się w tym projekcie?
Trener ma na każdego zawodnika swój pomysł. Jeden będzie się z tym czuł dobrze i będzie super realizował swoje wytyczne, inny będzie się w tym czasie denerwował, bo na przykład nie gra, albo mu nie idzie. Mnie natomiast bardzo pasuje styl, który preferuje trener Bielsa. Lubię utrzymywać się przy piłce. Lubię, gdy mam ją przy nodze. Dodatkowo umiem szybko i dużo biegać, co bardzo pasuje trenerowi, także tak naprawdę mamy tu typową sytuację win-win. Wszyscy są zadowoleni z tego, co robią.
Pięknym określeniem waszej gry w ostatnim czasie było także stwierdzenie, że to zorganizowany chaos. Rzeczywiście tak to do was pasuje, czy to tylko tak wygląda z zewnątrz?
Tutaj znów należałoby wrócić do tego, co mówiłem o tym, że niektórzy dopiero nas odkrywają i nie wiedzą czego się do końca można po nas spodziewać. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że może to wyglądać na chaotyczną bieganinę jeden na jednego, po całym boisku. Wierz mi jednak, że spędziliśmy bardzo wiele czasu na naukę tego wszystkiego i przyswojenie założeń, które trener Bielsa chce grać. To może tak wyglądać, ale od środka widzimy to zupełnie inaczej.
Trenerzy często unikają indywidualnych pochwał czy nagan w mediach. Po meczu z Liverpoolem Bielsa powiedział jednak, że potrafisz bronić jak Kalvin Philips i atakować jak Pablo Hernandez. To sprawia, że w pewien sposób jesteś unikatowy, bo niewielu jest zawodników mogących tak łączyć zadania ofensywne z defensywnymi. Takie słowa z ust takiego fachowca i swojego trenera jednocześnie, to chyba jest konkretny boost do każdej umiejętności.
Tak przynajmniej +10. Generalnie plus dziesięć do grania w piłkę (śmiech). Wiadomo, że zdecydowanie przyjemniej jest przeczytać na swój temat coś takiego niż negatywną jazdę. Bardziej jednak zwracam uwagę na to, co trener mówi mi w prywatnych rozmowach czy w trakcie odpraw. To ma dla mnie większe znaczenie, co nie zmienia faktu, że czasem mnie pochwali. Moje podejście pozostaje jednak niezmienne. Wiem, co mam robić.
Zgodzisz się z tym, że Bielsa na swój sposób wymyślił cię na nowo? Wszystko wywróciło się do góry nogami, na twoją korzyść oczywiście, gdy objął Leeds. przed jego pracą rozegrałeś w sumie 10 meczów, musiałeś też udać się na wypożyczenie. Po jego przyjściu licznik cały czas bije i macie już ponad 100 wspólnych meczów.
Odkąd zacząłem grać u trenera Bielsy, nie wystąpiłem tylko w jednym meczu po awansie z Derby County, po tym, jak celebrowaliśmy, prawdopodobnie zadecydowały względy fizyczne (śmiech). Cieszę się z tej współpracy, bo każdy zawodnik chce grać jak najwięcej meczów. Gdybym mógł i gdyby to zależało tylko ode mnie, to mógłbym występować cały czas.
Jak ci się w ogóle z nim współpracuje? Kiedyś Claudio Olmedo powiedział, że: „Na boisku Marcelo Bielsa jest Pablem Picassem, ale poza tym nadaje się do psychiatryka”. Jak ty oceniasz tę mityczną wręcz postać? Pomijając już wychodzenie z domu z granatem do rozzłoszczonych kibiców.
Trener powiedział kiedyś fajną rzecz, że kocha nas wszystkich, ale nie chce nas poznawać bliżej, bo wówczas to mogłoby się zmienić. Wiesz, jak to jest, jak się poznaje kogoś bliżej. Zaczynasz zauważać różne rzeczy. Wydaje mi się, że w drugą stronę jest podobnie. Bielsa na pewno jest bardzo oryginalną osobą.
To wszystko też pozwoliło wrócić ci do kadry. Jerzy Brzęczek konsekwentnie na ciebie stawia.
Cztery lata czekałem na ten powrót.
Trochę to trwało, ale teraz trudno sobie wyobrazić pomoc reprezentacji bez ciebie. Jak to całe dobro drugiej linii wykorzystać z korzyścią dla zespołu?
To już jest zadanie trenera. Można się z tego śmiać, ale ostatecznie to selekcjoner podejmuje wszystkie kluczowe dla kadry decyzje. Przyjeżdżam na reprezentację i zawsze jestem gotowy dać z siebie jak najwięcej. Chcę grać w każdym meczu, ale kadra to nie klub. Na zgrupowaniu jest wielu zawodników na każdą pozycję i każdy chce występować. Zarządzanie takim organizmem nie należy do najprostszych. Ja zagram, gdziekolwiek trener będzie tego chciał, bo każdy chce reprezentować swój kraj.
Czasami mam wrażenie, zestawiając Leeds z reprezentacją, że funkcjonujesz trochę jakby w dwóch różnych rzeczywistościach. Zastanawiałeś się czasem, z czego bierze się ta rozbieżność?
W klubie trenujemy bardzo dużo i długo różne elementy taktyczne. Bardzo wiele ćwiczeń poświęcamy na doskonalenie gry w trójkątach i parach czy wzajemne uzupełnianie się i wymienianie na boisku. Mnóstwo godzin spędzamy na pracy w grupach, które później w meczach funkcjonują blisko siebie. Wiem jak ciężko jest to wszystko wdrożyć w klubie, a co dopiero w reprezentacji, gdzie spotykamy się trzy dni przed meczem. Czasu jest naprawdę mało. Stąd mogą wynikać te różnice. Sądzę, że potrzebujemy jeszcze chwili i w końcu pojawią się punkty wspólne obu tych rzeczywistości.