Aktualności
[WYWIAD] Jerzy Dudek: Polska tworzy bramkarzy kompletnych
– Wszyscy pytają o Artura Boruca, jakby coś ważnego się zbliżało – uśmiecha się Jerzy Dudek, gdy próbujemy zagaić o temat zakończenia kariery jednego świetnego bramkarza reprezentacji Polski (w piątek w meczu z Urugwajem, godz. 20.45). Dlatego krótka rozmowa poszła w innym kierunku: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w bramce biało-czerwonych oraz tego, co sprawia, że tak wieloma świetnymi golkiperami może się Polska chwalić.
Jednak nie od Artura Boruca zaczęła się świetna seria reprezentacji, czy raczej seria świetnych bramkarzy w reprezentacji. Ten okres, który w XXI wieku zaczął się od ciebie to najlepszy czas polskich golkiperów w historii?
- Nie postrzegałbym tego w ten sposób. Lubię historię piłki nożnej i jak spojrzymy wstecz, to od Jana Tomaszewskiego zawsze ktoś bardzo dobry wskakiwał do bramki reprezentacji. Nawet wcześniej był Hubert Kostka, później Józef Młynarczyk – fantastyczni bramkarze. Za moich czasów Józef Wandzik i Jarosław Bako, następnie Maciej Szczęsny z Andrzejem Woźniakiem mieli rywalizację aż przyszła moja przygoda, ta Artura Boruca, dalej Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego… Tak się zdarzało w tej bramce, że nie było deficytu: ktokolwiek wchodził prezentował wysoki poziom.
To może Polskę zagranicą jeszcze kojarzy się z bramkarzami, z tobą, a nie z Robertem Lewandowskim?
- Nawet za moich czasów nie wszyscy kojarzyli mnie z Polską. Ile razy słyszałem: „Przecież grałeś dla Liverpoolu, myśleliśmy, że jesteś Anglikiem”. To był ewenement, może z Robertem teraz też tak ma? Teraz myślę, że ta kwestia kojarzenia piłkarza z jego krajem zależy od sukcesu, wygrania czegoś z kadrą. Wtedy utożsamiają cię z fundamentem, a nim w karierze piłkarza jest reprezentacja. Kluby się zmieniają co trzy, cztery lata. Sam byłem bardziej wierny klubom, dlatego jestem też kojarzony z Liverpoolem, Realem Madryt, a w Holandii z Feyenoordem Rotterdam, gdzie miałem super czas. Człowiek pracuje na to całe życie, nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, jak to później procentuje.
Wszyscy mówią o polskiej szkole bramkarzy, ale patrząc na ciebie, na Boruca, na Fabiańskiego, na Szczęsnego, to każdy jest innego typu golkiperem, ma inne zalety.
- Już to kiedyś mówiłem: dla mnie żadnej krajowej szkoły nie ma. Może wcześniej, w latach Tomaszewskiego czy Młynarczyka, gdy była to katorżnicza praca, bramkarze schodzili z treningów na kolanach i wtedy byli wszyscy zadowoleni. Dziś nikt tak nie trenuje, bramkarzy dostosowuje się do ligi: inaczej broni się w Hiszpanii, inaczej w Anglii, we Włoszech, w Holandii. Każdy bramkarz musi być multifunkcjonalny. Nie może nikt powiedzieć: „skoro jestem z Polski to jestem odważnym bramkarzem, mam refleks na linii”. Dlatego nigdy u nas nie słyszałem o czymś takim, jak było choćby w Niemczech, gdzie krążyły szkoleniowe kasety wideo z treningami bramkarzy. Wszyscy pokazywali jak to powinno wyglądać, opierało się to na grze na linii, wiele przewrotów, intuicyjnych obron… Podobnie Holendrzy z wprowadzeniem piłki nogami przez golkiperów, oni to robili i robią od lat, mają wyraźną charakterystykę pracy, od lat metody nauki. A u nas bazujemy na talencie, talencie do ciężkiej pracy i charakterze.
Ta uniwersalność jest dobra?
- Oczywiście. W tym kraju skupiają się na jednym, w innym na osobnej kwestii, a nasi trenerzy jeżdżą po świecie, obserwują i biorą po trochę od każdego, a na koniec szkolenia wychodzi im bardziej kompletny bramkarz. W Anglii bramkarz grający nogami to ewenement, tam wcześniej oznaczało to zdolność kopania piłki na 80 metrów. Dlatego tamtejsi golkiperzy nie potrafią rozgrywać od własnej bramki.
Często wymieniasz uwagi z polskimi trenerami bramkarzy?
- Często. Ich wiedza jest bardzo szeroka, nawet powiedziałbym, że tak szeroka, że amatorzy są dziś pod pewnymi względami na poziomie zawodowców sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Nie mówię tylko o bramkarzach, nie tylko o piłce nożnej. Dziś wiedza amatorów to kopalnia. Dotyczy to również np. analizy, podejścia do statystyk, oglądania i oceny postawy w bramce. Kiedyś nie było to tak zaawansowane. Co prawda miałem z tym styczność już w Liverpoolu, ale nikt nie za bardzo wiedział o co chodzi z liczeniem przebiegniętych kilometrów. Wmawiałem sobie, że muszę biegać tyle, ile obrońca, dlatego chętnie ruszałem po każdą piłkę kopniętą za bramkę, by dystans nadrobić. Wszyscy się zastanawiali, kiedy mi się udawało nabić 7,5 kilometra, gdy tak naprawdę miałem dwie obrony na mecz.
Teraz analiza to jedno z podstawowych narzędzi pracy każdego trenera.
- Ja bym wskazał również spore, może największe znaczenie mentalności. O to również mnie najczęściej pytają. Przygotowanie fizyczne jest dziś dużo łatwiej zrobić, a z mentalnością jest trochę jak z techniką: jeśli nie popracuje się nad nią za młodu, to później już raczej się tych ubytków nie nadrobi.
Lubisz historię futbolu, ale pewnie patrzysz też na przyszłość polskiej bramki. Jest pełen spokój?
- Na razie przyszłość jest na dobrym poziomie. Wojtek i Fabian gwarantują przez kilka lat wysoki poziom, problem mamy z głowy. A nawet jak ich zabraknie to powinien wyskoczyć ktoś nowy.
Może ktoś z Liverpoolu…
- Tak, jest tam Kamil (Grabara, bramkarz drużyny rezerw, powoływany do reprezentacji do lat 21 – red.) i jak będzie ciężko pracował i będzie cierpliwy… Młodym tego brakuje, nie doceniają wcześnie tego, gdzie są. Mówiłem o tym wcześniej Wojtkowi i Fabianowi, gdy byli w Arsenalu: „jesteście na moim poziomie, gdy ja występowałem w Feyenoordzie. Ale nie gracie, a bramkarz w waszym wieku musi występować. Nawet poziom niżej.” Fajnie byłoby pójść do Realu po zakończeniu gry w Rotterdamie, ale tam pewnie przez lata siedziałbym na ławce rezerwowych. Nie chciałem tak ryzykować, wiedziałem, że muszę grać. Dopiero mając 34 lata myślałem inaczej: czy potrzebuję tych stu meczów więcej? Nie, chcę zakończyć edukację piłkarską w najlepszym uniwersytecie, właśnie w Madrycie. To również inny prestiż.
Ostatnio wspomnianego Kamila Grabarę chwalił twój kolega z szatni, Steven Gerrard. Miałeś okazję dowiedzieć się coś więcej o jego postępach w Liverpoolu, jak jest postrzegany?
- Pamiętam go jeszcze z Polski, a tego, co usłyszałem w Liverpoolu nie będę zdradzał. Ma duży talent, ale on sam się nie obroni. Potrzeba dużej dozy cierpliwości, a także pozytywnej pokory: nie uciekania po kątach, ale w świadomości potrzeby pracy nad własnymi możliwościami.
Rozmawiał Michał Zachodny