Aktualności
Virgil van Dijk – kolos z Bredy, który został najlepszym obrońcą świata
Van Dijk musiał spędzić dziesięć lat w Willem II, zanim wynalazł go inny klub i zapragnął mieć go u siebie trener z innego zakątku Holandii. W 2010 wpadł w oko Martinowi Koemanowi (ojciec Ronalda Koemana, o którym później), skautowi Groningen. U ówczesnego trenera drużyny z Tillburga bohater tej opowieści nie miał szans na grę, bo ten jakoś nie zauważał młodego piłkarza. Dosłownie i w przenośni. Wówczas Virgil nie był tak rosłym zawodnikiem jak obecnie.
O krok od tragedii
Opuszczając Tillburg, Van Dijk zostawiał klub, w którym się wychował, oraz mnóstwo wspomnień – niekoniecznie dobrych. Na jego oczach – miał jedenaście lat – rozpadała się rodzina. Początkowo Virgil mieszkał z ojcem, z kolei młodszy brat i siostra trafili pod opiekę mamy. Rozłąka rodzeństwa nie trwała długo – po czasie znów byli razem, wszyscy mieszkali z matką. Tata zerwał bowiem wszelkie kontakty z rodziną. Co więcej, pan Ron van Dijk zawsze uważał, że to on wpłynął na piłkarski rozwój Virgila. Przypisywał sobie wszystkie zasługi w tym względzie. Wynikła z tego powodu nawet publiczna kłótnia. Ojciec zarzucał matce, że zaczęła się interesować karierą syna, kiedy okazało się, że może z tego wyniknąć coś dobrego w przyszłości.
Z okresem występów w Willem II wiąże się także inny fakt z życia Virgila van Dijka. Będąc nastolatkiem, dorabiał w lokalnej restauracji. Był sumienny, pracowity i małomówny. Pomagał rodzinie w trudnej sytuacji finansowej i czekał na poważną szansę w piłce. Tej doczekał się właśnie w Groningen. I nagle stało się coś, co mogło zachwiać jego karierą i nie tylko. W sezonie 2011/12 otarł się o śmierć. Pękł mu wyrostek robaczkowy. Do szpitala trafił z zapaleniem otrzewnej i zatruciem nerek. – Widziałem jedynie wiszące nade mną rurki. Moje ciało gniło i nie mogłem nic z tym zrobić. W tamtych chwilach przez głowę przechodziły mi najgorsze myśli – opowiadał magazynowi „FourFourTwo”.
Sytuacja była na tyle poważna, że piłkarz spisał nawet testament. – Gdybym umarłbym, część pieniędzy trafiłoby do mojej mamy. Oczywiście nikt nie chciał o tym mówić, ale należało to zrobić. Przecież wszystko mogło się skończyć – tłumaczył. Do całego zajścia nie doszłoby, gdyby nie błąd lekarzy. W klubie myślano, że ma grypę. Z mocnym bólem brzucha przeleżał kilka dni w domu. Jego stan jednak się pogarszał. Zgłosił się do szpitala. Tam nie wykryto przyczyny dolegliwości, kazali mu wracać do siebie. Dopiero kiedy do akcji wkroczyła mama zawodnika, ponownie wioząc syna na oddział, podjęto czynności, które uratowały Virgilowi życie.
Coraz wyżej w hierarchii piłkarskiej
W Groningen stopniowo wzmacniał swoje notowania. W tym zespole zdarzało mu się występować nawet w ataku. Trener widział, że ma walory niezbędne do gry z przodu – gdy wynik był niekorzystny posyłał Virgila do ofensywy. – Powiedziałbym, że to, co dzieli go od większości najlepszych graczy, to ich mentalność i na początku trudno to w pełni dostrzec. Jego umiejętność skupienia się, radzenia sobie z przeciwnościami, zawsze uczenia się i rozwijania na boisku i poza nim jest kluczowa – komplementował van Dijka klubowy kolega z Groningen.
Mały klub z ligi holenderskiej w pewnym momencie zrobił się za ciasny dla robiącego regularny postęp Virgila. Bardzo dobra gra w Holandii oraz wtedy już świetne warunki fizyczne sprawiły, że został piłkarzem Celtiku Glasgow. Tutaj także było tylko lepiej i lepiej z każdym kolejnym miesiącem pobytu. Tak charakteryzował van Dijka były opiekun „The Boys” Neil Lennon: – Bardzo lubię oglądać jak gra – jest genialny. Pierwszego dnia, kiedy obserwowałem go na treningu, pomyślałem: mamy go tutaj. Okazał spokój i siłę. Czuliśmy, że wpadają na niego młodzi, silni chłopcy, którzy odbijają się od niego w bardzo podobny sposób, jak w przypadku Victora Wanyamy. W tym momencie wiedzieliśmy, że mamy okaz. Jego umiejętności i technika są doskonałe.
Van Dijk rósł w siłę. Z nim formacja defensywna Celtiku ustanowiła rekord – 1215 minut bez straconego gola. Zdobył dwa mistrzostwa Szkocji, wywalczył Puchar Ligi Szkockiej. Skoro sprawdził się w Szkocji, jasne było, że zwróci na niego uwagę ktoś z Anglii. I tak rzeczywiście się stało. Chętnych na jego zatrudnienie w Premier League nie brakowało, Virgila skusiła perspektywa występów w Southampton. W zespole „Świętych” wyrobił sobie na tyle mocną pozycję, że wyrósł na lidera. Nosił opaskę kapitańską.
Najdroższy defensor
Następnym przystankiem w karierze zawodnika był Liverpool. Transakcja między angielskimi klubami okazała się najdroższym transferem obrońcy w historii futbolu. – Mój cel to zostanie legendą Liverpoolu. Chcę osiągnąć z tym klubem wielkie rzeczy. Mamy fantastyczny skład i predyspozycje ku temu, aby przejść do historii. To niesamowite być częścią tak wielkiej społeczności. Kiedy tu grasz, czujesz się częścią rodziny. Właśnie między innymi ze względu na atmosferę zdecydowałem się na transfer – przyznał van Dijk.
Stał się prawdziwą skałą w obronie „The Reds”. Lawinowo spadały na niego różne wyróżnienia. A tych razem z kolejnymi trofeami (mistrzostwo Anglii, triumfy w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy, Klubowych Mistrzostwach Świata) przybywało z każdym rokiem. Został najlepszym piłkarzem roku w Anglii oraz całych rozgrywek Premier League za sezon 2018/19. W tym czasie uznano Holendra także najlepszym obrońcą Ligi Mistrzów, piłkarzem roku UEFA. W 2019 roku zajął 2. miejsce w plebiscycie Złota Piłka magazynu „France Football”. Przegrał jedynie z Leo Messim. Sam Messi docenił klasę swojego rywala. – Dlaczego tak trudno go ograć? To obrońca, który umie wybrać właściwy moment, by wejść lub poczekać. Jest szybki i potężny, ale do tego również zręczny. Jego wzrost jest imponujący, w ataku również wiele daje, ponieważ strzela gole – tłumaczył Messi.
Nie tylko słynny Argentyńczyk wiele dobrego powiedział na temat Virgila. – Nie ma lepszego obrońcy w Premier League – zaznaczył Jamie Redknapp, były reprezentant Anglii i wieloletni gracz Liverpoolu. A Rio Ferdinand dodał: – Szaleję za nim. Gdy znajdzie kogoś takiego jak Virgil van Dijk, który jest bardzo dobry przy piłce, ale także bardzo dobry w obronie, zaczynasz skakać i wariować.
Wokół van Dijka kadrę Holandii zbudował były już selekcjoner reprezentacji Holandii właśnie wspomniany we wstępie Ronald Koeman. Koeman pracował z Vilgirem przez jeden sezon w Southampton (2015/16). Współpracę kontynuowali później w kadrze, której van Dijk jest jedną z gwiazd.
Warto nadmienić, że ten 29-letni obrońca gra w koszulce bez nazwiska. Ma to wszystko swoje podstawy w sytuacji rodzinnej. Piłkarz nie wybaczył ojcu, że ich zostawił, dlatego zdecydował się, że z tyłu trykotu będzie mu towarzyszyło imię, zamiast nazwiska. Nazwiska holenderskiego. Piszemy o tym, ponieważ mama Virgila pochodzi z Surinamu.
Piotr Wiśniewski