Aktualności
[PIĘĆ PUNKTÓW] Czyste konto, minuty Piątka, debiuty i przewaga rywali
292 minuty polskich bramkarzy
To już trzeci mecz z rzędu w którym reprezentacja Polski nie straciła gola i… do każdego z tych spotkań przyczynił się inny bramkarz. Zaczęło się od „zera” Łukasza Fabiańskiego z Włochami w Gdańsku, później czyste konto zaliczył Wojciech Szczęsny przeciwko Bośni i Hercegowinie. Z kolei Łukasz Skorupski miał z nich najwięcej pracy w środę w Chorzowie, ponieważ rywale oddali aż siedem strzałów, które musiał on wyłapać, a Andrij Jarmołenko nie trafił z rzutu karnego do bramki, tylko w jej obramowanie. Co jednak nie zmienia faktu, że biało-czerwoni trzymają swoją serię od 292 minut, gdy Ilmari Niskanen z Finlandii pięknym strzałem pokonał Bartłomieja Drągowskiego. Co tylko potwierdza, że do pokonania polskich bramkarzy potrzeba naprawdę wyjątkowej próby.
116 minut Piątka
Co tyle minut trafia Krzysztof Piątek do bramki przeciwnika w barwach reprezentacji Polski, a przekładając liczbę goli na rozegrane mecze będzie to jeszcze łatwiejsze do zrozumienia. Zdarza mu się to co drugi mecz i taka seria trwa od… niemal roku. W Izraelu jeszcze w eliminacjach EURO strzelił gola, później już we wrześniu nie udało mu się przeciwko Holandii. Nadrobił to z Finlandią w Gdańsku, lecz z Bośnią i Hercegowiną we Wrocławiu znów skończył bez gola. Trafienie przeciwko Ukrainie może i szczęśliwe, ale wymagające opanowania oraz precyzji. Rzadko bowiem zdarza się napastnikom, by próbowali swojej szansy z ponad trzydziestu metrów, nawet do obstawionej bramki. Niby więc mecz towarzyski, ale sam gol jak najbardziej do zapamiętania. – Napastnicy zawsze są rozliczani z goli, tym bardziej chwała dla niego – skomentował Jerzy Brzęczek.
Debiuty na plus
Co prawda w seniorskiej kadrze debiutowali, ale razem zagrali po raz dwunasty – co tylko pokazuje, że pewien system działa. Robert Gumny oraz Przemysław Płacheta są z tego samego rocznika, występowali już obok siebie, choć debiutowali w reprezentacjach młodzieżowych w różnym wieku. Prawy obrońca spisywał się nieźle, z jego strony nie było większego zagrożenia, w kilku sytuacjach udanie zablokował próby uderzeń i nie popełnił żadnego przewinienia. Opuszczał boisko jednak z grymasem bólu, trzymając się za mięsień dwugłowy.
Z kolei występ Płachety selekcjoner ocenił pozytywnie. – Zaliczył asystę i pokazał kilka ciekawych zagrań – mówił Brzęczek. To skrzydłowy oddał pierwszy celny strzał Polaków, miał kilka przebojów z wykorzystaniem swojego przyspieszenia. A asysta? Bardziej było to wbicie piłki pod bramkę Ukraińców po rzucie wolnym w 63 minucie, z czego skorzystał w zamieszaniu Jakub Moder. Do oficjalnych statystyk to zagranie więc pewnie nie trafi, ale trenerowi nie umknęło. Jak podkreślał po jego awaryjnym powołaniu w zastępstwie Jakuba Kamińskiego, takie okazje często są szansą dla innych. Szansą po której Płacheta zostanie zapamiętany.
W czepku urodzony
Kilkadziesiąt sekund nie minęło od momentu, gdy na boisko wbiegł Jakub Moder, a już znalazł się w polu karnym rywali – Polacy mieli rzut wolny – i odnalazł się niczym typowa „dziewiątka” we właściwym miejscu, we właściwym czasie, by strzelić drugiego gola. To było też jego debiutanckie trafienie w kadrze i… trzeba przyznać, że jego kariera rozwija się w reprezentacji bardzo dynamicznie. We wrześniu zaliczył pierwszy występ, w październiku – asystę i teraz zdobył bramkę.
Problem taktyczny a ambicja
To jednak nie było tak łatwe spotkanie dla biało-czerwonych, wręcz można zaryzykować tezę, że pomimo dwubramkowego zwycięstwa do najlepszych zawodników Jerzego Brzęczka należał… bramkarz. Dominacja Ukrainy jest widoczna w rubryce strzałów (16 do 10) oraz posiadania piłki (53 do 47), a wynikało to ze zderzenia dwóch różnych systemów: 1-4-4-2 gospodarzy z 1-4-3-3 gości. Piłkarze Andrija Szewczenki umiejętnie tworzyli przewagę w środku pola, mając trzech pomocników przeciwko Jackowi Góralskiemu i Mateuszowi Klichowi. Dwóch napastników u biało-czerwonych przydawało się w kontrach, lecz w defensywie i oni, i rozgrywający musieli sporo się nabiegać, by nadrobić tę różnicę.
Zauważył to również na konferencji Jerzy Brzęczek, tłumacząc to brakiem odpowiedniego timingu, zostawianiem rywalom sporej przestrzeni. Mówił również, że piłkarze byli uczulani na te momenty przejścia z ataku do obrony, gdy Ukraińcy korzystali z miejsca i rozpędzali się, co doprowadziło choćby do rzutu karnego. Dodawał, że wielokrotnie na przewagę pozwalali gościom… gospodarze, którzy notowali sporo prostych, frustrujących strat przy wyprowadzeniu ataku pozycyjnego.
Polacy tez próbowali skoków pressingowych bliżej bramki Ukraińców, co przyniosło pierwszą niezłą okazję Krzysztofa Piątka. Gdy jednak rywale dłużej utrzymywali się przy piłce, to potrafili minąć pierwszą i drugą linię defensywy zespołu Jerzego Brzęczka, by następnie pędzić na czterech cofających się bliżej bramki obrońców. Stąd sporo ich pracy oraz tego, co najbardziej zdaniem selekcjonera przyda się po meczu z Ukrainą: materiału do analizy i poprawki, bo w listopadzie przed biało-czerwonymi już tylko trudniejsze zadania.
Michał Zachodny, Chorzów