Aktualności
Dusan Bajević – kolekcjoner tytułów
Bajević pojawił się w bośniackiej kadrze po tym jak z posadą selekcjonera pożegnał się Robert Prosinecki. Zmiana na stanowisku trenera drużyny narodowej nastąpiła, ponieważ bośniacka federacja była niezadowolona z wyniku na koniec kwalifikacji. Reprezentacji tego kraju nie udało się wywalczyć bezpośredniego awansu (4. miejsce w grupie za Włochami, Finlandią oraz Grecją). Dalsze decyzje na temat umowy Dusana Bajevicia miały zapaść po barażach (i EURO), ale koronawirus zmusił do weryfikacji planów w wielu branżach, w tym także piłkarskiej. Tym samym 71-latek zaczął piastować swoje stanowisko od spotkań Ligi Narodów.
Dusza Mostaru
Co ciekawe, urodzony w Mostarze trener największe sukcesy osiągnął w Grecji, zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec. Przygodę z futbolem, później także „trenerkę”, rozpoczął w Velezie Mostar, gdzie rozegrał blisko 400 spotkań, strzelając 170 goli. Później przeniósł się do AEK-u Ateny, z którym zdobył dwa mistrzostwa kraju. Grał w reprezentacji Jugosławii, zasłynął m.in. hat-trickiem w starciu w Zairem. W swoim macierzystym klubie, w którym występował dwukrotnie (lata 60-te oraz 70-te, początek lat 80-tych) stworzył złoty tercet „Mostar BMV” – od nazwisk piłkarzy: Bajević, Marić, Vladić. Znamienne, że trójka tych zawodników była tyleż utalentowana, co podkreślała kulturową różnorodność Mostaru. Bajević z pochodzenia jest Serbem, Marić muzułmaninem, natomiast Vladić Chorwatem.
Czy to będąc piłkarzem, czy trenerem, obecny selekcjoner Bośniaków budził skrajne emocje. Albo był lubiany, albo wręcz przeciwnie. Ma buntowniczą duszę, co przejawia się tym, że nie gryzie się w język. Kiedy w 1996 roku przyjął ofertę Olympiakosu Pireusu, dla fanów AEK-u była to wielka zniewaga. Nic to, że zrobił w stolicy świetny wynik (trzy mistrzostwa z rzędu – 1992, 1993 oraz 1994 rok; Superpuchar Grecji, Puchar Grecji), fani decyzji o wyprowadzce do Pireusu nie mogli wybaczyć. Grożono mu nawet śmiercią. Wobec ataków na swoją osobę i bliskich, nie pozostał bierny. – Nie zrobiłem nic złego. Zabiję każdego, kto zbliży się do mojej rodziny – powiedział wtedy.
A rodzina Bajevicia dużo wycierpiała i doświadczyła przez wojnę. Musiała ewakuować się z Mostaru, gdzie rozegrały się jedne z brutalniejszch scen walki w trakcie wojny domowej na terenach dawnej Jugosławii. On sam, pracując w Grecji z niepokojem nasłuchiwał wieści o swoich trzynastu członkach familii. Najbardziej w tamtej chwili martwił się o mamę i babcię, które w wyniku choroby zmuszone były opuścić Mostar rok po reszcie rodziny.
Jesteś z nim albo przeciwko niemu
Bajević wówczas przełamywał właśnie grecką hegemonię Olympiakosu oraz Panathinaikosu, robiąc z innego zespołu ze stolicy główną siłę ligi. Następnie odzyskał tytuł dla „Czerwono-białych”, też kończąc rozgrywki na 1. miejscu w trzech kolejnych sezonach. W 1999 roku Olympiakos wywalczył dublet, poza tym awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Z PAOK-iem Saloniki wywalczył Puchar Grecji. Niedługo potem wrócił do AEK-u. Tym razem obyło się bez sukcesów, na domiar złego całkowicie stracił poparcie sympatyków, którzy wciąż pamiętali trenerowi zdarzenie sprzed lat, kiedy zdecydował się poprowadzić ekipę z Pireusu. W nowym-starym klubie wytrwał dwa lata, by ponownie związać się z Olympiakosem, jeszcze bardziej podpadając kibicom z Aten i Pireusu. Jeszcze krócej, bo sezon, prowadził Crvenę Zvezdę Belgrad. Niestety dla siebie, znów w jego kierunku skierowała się złość kibiców. Tym razem skończyło się na tym, że zniszczyli trenerowi samochód, co miało związek z pierwszymi od jedenastu lat przegranymi derbami z Partizanem Belgrad. Przypomniał o sobie znów w Salonikach, tyle że w Arisie. Z tą drużyną zajął 4. miejsce, co dało przepustkę do gry w Pucharze UEFA. Z jednym ale – ponownie przeszedł na złą stronę barykady (według kibiców)...
Jako trener, Bajević potrafił dotrzeć do większości zawodników, chociaż słynne są już jego konflikty ze Zlatko Zahoviciem oraz Rivaldo. Ci mieli mu za złe, że zmieniał ich w trakcie meczu. Jak bywa w takich przypadkach, trener musiał skonfrontować się z wybujałym ego gwiazd. Dzięki swoim osiągnięciom został w Grecji nazwany „Księciem”. Nie zmienia to faktu, że wielu greckich kibiców uważa go za zdrajcę. Mało która postać w tamtejszym futbolu jest tak zero-jedynkowa i polaryzująca środowisko. Lubił iść pod prąd. Bo z jednej strony odpowiadał za wyniki nielubiących się AEK-u i Olympiakosu, a z drugiej strony wszedł na dużo bardziej niebezpieczny grunt, gdyż był zatrudniony w zespołach z jednego miasta: PAOK-u oraz Arisie.
Piotr Wiśniewski