Aktualności
Cel, Grosicki, Lewandowski… Najważniejsze momenty drogi na mundial!
Wyznaczenie celu
Nie minęły dwa miesiące od ćwierćfinału Euro 2016, niektórzy piłkarze nie zdążyli wyrzucić z głowy wspomnień w Francji, a już trzeba było rozpoczynać walkę o miejsce na mundialu w Rosji. Zanim jednak reprezentacja Polski wyleciała do Astany, to Adam Nawałka wyznaczył drużynie ambitny cel. – Twardo stąpamy jednak po ziemi i wiemy, że to nie jest szczyt naszych możliwości – powiedział o wyniku na mistrzostwach Europy. – W dalszym ciągu widzę duże rezerwy w naszym zespole. Musimy ustabilizować swoją pozycję w gronie najlepszych drużyn na świecie – dodał.
Do tego momentu jego i zespołu starania przynosiły znaczące efekty. Przecież Nawałka przejmował kadrę na 69. miejscu w rankingu FIFA, po Euro 2016 dobił do szesnastej pozycji. I nie był to koniec, piłkarze podążyli za słowami selekcjonera, już w rok później biało-czerwoni byli w piątce najlepszych drużyn na świecie. Jednak trener do dziś twierdzi, że nie jest to żaden konkretny wyznacznik. Właściwą weryfikacją są międzynarodowe turnieje, jak ten na który Polacy dążą.
Grosicki odpowiada
To nie były łatwe eliminacje dla Kamila Grosickiego. Już latem 2016 roku skrzydłowy Rennes wyczekiwał transferu, ostatniego dnia był bliski przejścia do Anglii, każde kolejne okienko spędzał nerwowo wyczekując na angaż. Ominęło go spotkanie z Kazachstanem (2:2), we wrześniu 2017 sam przyznał, że spekulacje mogły wpłynąć na jego formę w meczu z Danią w Kopenhadze (0:4).
Jednak w kluczowych momentach Grosicki potrafił odpowiedzieć: z Rumunią w Bukareszcie Polacy grali bardzo dobrze, ale przełamanie przyszło za sprawą pięknego rajdu i gola skrzydłowego. Kamil minął czterech rywali, w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił pod poprzeczkę i… swój sprint kontynuował prosto w ramiona Adama Nawałki. – To jemu zawdzięczam najwięcej – mówił po zwycięstwie 3:0 i najlepszym wyjazdowym meczu reprezentacji od lat.
Sztukę powtórzył w październiku w Erywaniu, gdy Polacy bardzo potrzebowali mocnego podkreślenia kontroli sytuacji na finiszu eliminacji. Wystarczyło niecałe sto sekund, by Grosicki trafił do siatki w meczu z Armenią, a po golu pokazał dłonią gest gadania w odpowiedzi na oczerniające go plotki. – Zrobiłem to, bo na swoje nazwisko, na miano TurboGrosika ciężko pracuję – powiedział po zwycięstwie 6:1 i dołożeniu do bramki dwóch asyst.
Zieliński podaje
Zadziało się to tak szybko, że mogliście to przegapić. Wystarczył szybki wyrzut z autu, przechwyt, drybling i zagranie, którego nie spodziewał się żaden z rywali, a wykorzystał je Łukasz Piszczek. Ten moment z 82. minuty meczu w Podgoricy pewnie będzie dla Piotra Zielińskiego symbolem tych eliminacji. Na trudnym, gorącym terenie, z bezpośrednim rywalem do awansu i przy mało klejącej się grze, to właśnie nowy rozgrywający reprezentacji Polski swoim błyskiem przywrócił kadrę na zwycięski szlak.
Pisząc o Zielińskim, że jest „nowy” nie chodzi o staż w reprezentacji, ale jego rolę. Przecież w poprzednich eliminacjach zagrał ledwie raz i to przez 24 minuty, na Euro 2016 przetrwał jedynie pierwszą połowę z Ukrainą. A na drodze do mistrzostw świata tylko Robert Lewandowski zaliczył na boisku więcej minut. Nie tylko to pokazuje zmianę znaczenia Zielińskiego w drużynie Nawałki. 23-latek jest również najczęściej podającym, dryblującym i najskuteczniej odbierającym piłkę zawodnikiem w drużynie.
Zawdzięcza to regularności, ale i rozwojowi, którego dokonał w ostatnim czasie. Nie w kontekście umiejętności piłkarskich, ale przygotowania mentalnego. O Zielińskim inni kadrowicze mówią, że „wreszcie złapał luz”, dzięki któremu pokazuje pełnię swojego potencjału, nawet w tak kluczowych i nerwowych momentach, jak ostatnie minuty meczu w Podgoricy.
44 minuty Mączyńskiego
Po Euro 2016 wydawało się, że rola Krzysztofa Mączyńskiego została wypełniona i nadszedł czas młodszych pomocników na grę obok Grzegorza Krychowiaka. Karol Linetty w kolejnym sezonie został najlepiej odbierającym piłkarzem ligi włoskiej, w barwach Napoli coraz częściej błyszczał Zieliński. Tymczasem na koniec rozgrywek w 2017 i w meczu z Rumunią (3:1), gdy Mączyński musiał zejść z urazem przed przerwą i zastępował go Krychowiak, kibice mogli żałować utraty ważnego, mocnego ogniwa.
Jak do tego doszło? We wspomnianym spotkaniu Mączyński grał świetnie: nie tylko idealnie asekurował kolegów zbierając w środku pola drugie piłki, ale też prostopadłymi podaniami otwierał drogę do bramki Grosickiemu i Błaszczykowskiemu. Równie spokojnie grał dwa miesiące wcześniej w Podgoricy, spełnił swoją rolę jako zmiennik w Bukareszcie. Jednak to w pierwszej połowie 2017 roku reprezentacja najbardziej potrzebowała zmiennika dla Krychowiaka, który wypadł ze składu Paris Saint-Germain, odniósł też kontuzję żebra.
Jedyny słabszy moment, jak cały zespół, zaliczył w Kopenhadze, ale te eliminacje, to spotkanie z Rumunią w Warszawie otworzyły oczy tym, którzy w jakość Mączyńskiego wątpili. – Wiem, że nie zawiodłem trenera Nawałki w bardzo ważnych dla niego momentach. Zawiodłem tylko tych, którzy już dawno temu postawili na mnie kreskę – mówi Mączyński. Podkreślił to pierwszym golem w ostatnim meczu z Czarnogórą.
Ból Milika
To był pewnie jeden z najtrudniejszych momentów reprezentacji w obecnych eliminacjach – prowadząc 2:0 z Danią w Warszawie poważnej kontuzji doznał Arkadiusz Milik. Chociaż drużyna wygrała to spotkanie, to szybko stało się jasne, że napastnik Napoli wypada na kilka miesięcy. Od razu 23-latek udał się do Rzymu na operację, błyskawicznie zaczął też rehabilitację.
- Musisz patrzeć przed siebie, być cierpliwym – zwracał się do Milika Łukasz Piszczek. – Wiedz, że będzie to dla ciebie ciekawy okres, poznasz siebie na nowo, pojawi się w tobie ogień, byś wrócił – dodawał Łukasz Fabiański. – Wiem, że sobie poradzisz, będziesz silniejszy i pomożesz tej reprezentacji – zapewniał Arka jego kolega z ataku, Robert Lewandowski.
Jeszcze w marcu 2017, choć Milik już był powołany, Adam Nawałka nie chciał ryzykować wystawienia go w Czarnogórze, napastnik pojawił się w drugiej połowie meczu z Rumunią w maju, ale na prawdziwy powrót czekał do września. Wtedy, zgodnie z zapowiedzią kapitana reprezentacji, pomógł drużynie w zareagowaniu na najwyższą porażkę w ostatnich latach.
Wtedy, niemal równo po roku, wróciła współpraca Milika z Lewandowskim. W idealnym momencie, gdy potrzebna była pewność siebie, dodatkowa siła w ofensywie. Z Kazachstanem w Warszawie znów widzieliśmy akcje napastników, wymienność podań, kolejne sytuacje… Milik strzelił pierwszego gola, Lewandowski trzeciego i drużyna przynajmniej mentalnie wróciła na właściwe tory. Niestety koszmar Arka wrócił w jednym z następnych meczów ligowych, tym razem zerwał więzadła w prawym kolanie. – Czekamy na niego – skomentował jego kontuzję Adam Nawałka. – Arek jest bardzo zdeterminowany, cierpliwy i konsekwentny. Będzie z nami na czas mundialu.
Rekordowy Lewandowski
Jak wybrać najważniejszego gola w eliminacjach jednego zawodnika, gdy strzela on ich piętnaście, bije historyczny rekord Włodzimierza Lubańskiego, notuje dwa hat-tricki, jest niezawodny, bo trafia niemal każdym meczu? Cóż, Robert Lewandowski po prostu nie ułatwia zadania: kończą się komplementy na grę kapitana, jego rola w kadrze jest nieoceniona, każda zdobyta bramka ma znaczenie.
Ale na siłę spróbujmy: może samotny rajd przeciwko Danii, gdy podwyższył prowadzenie na 3:0? Albo rzut wolny w Podgoricy, który dał pierwszego, bardzo potrzebnego gola z trudnym rywalem? Może jedno z trafień w Bukareszcie, które podkreśliło jedno z najlepszych zwycięstw wyjazdowych w ostatnich latach? Czy nie wskazać na drugiego gola w Erywaniu, gdy stał się liderem klasyfikacji strzelców w historii reprezentacji Polski?
Nie. Trzeba było czekać na sam finisz eliminacji mundialu, gdy zespół przeżywał bodaj najgorszy możliwy scenariusz dla sportowców: piłkarze mieli wszystko, przez 77. minut prowadzili z Czarnogórą 2:0 i panowali nad sytuacją, ale stracili dwa gole i kontrolę nad samymi sobą. Oprócz niego. Bo to Lewandowski po kilku minutach przeczytał podanie obrońcy do bramkarza, wyprzedził tego drugiego i podbitą piłkę wkopał do pustej bramki. Odetchnął zespół, selekcjoner, cały stadion. Już nic złego się nie stało.
Tyle znaczy nasz kapitan.
Michał Zachodny