Aktualności
Bartłomiej Drągowski zadebiutuje w reprezentacji! „Spełniam swoje marzenia”
Czy czułeś się debiutantem na wrześniowym zgrupowaniu reprezentacji?
Można powiedzieć, że tak. Co prawda byłem już powołany do kadry przez selekcjonera Jerzego Brzęczka na mecze Ligi Narodów z Portugalią i Włochami, ale to było w październiku 2018 roku, a dwa lata to w życiu i piłce bardzo dużo czasu. W obu spotkaniach rozegranych na Stadionie Śląskim w Chorzowie siedziałem na ławce rezerwowych. We wrześniowych meczach z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną również nie zagrałem i jeszcze czekam na debiut w biało-czerwonych barwach. Nie powiem jednak, że czuję się w drużynie jakoś bardzo obco, ponieważ z wieloma chłopakami grywałem już w kadrach młodzieżowych. Z kilkoma innymi poznałem się podczas meczów klubowych. Powołanie do reprezentacji narodowej to dla mnie ogromny zaszczyt. Móc przebywać w tej drużynie, z tym sztabem, z tymi zawodnikami – to wyróżnienie. Możliwość trenowania z najlepszymi polskimi piłkarzami może mi dać bardzo wiele.
Możesz podpatrzeć z bliska Wojciecha Szczęsnego, Łukasza Fabiańskiego i Łukasza Skorupskiego. Rywalizacja o bycie bramkarzem reprezentacji, nawet tym rezerwowym, jest ogromna.
To prawda, nasi bramkarze prezentują światowy poziom. Selekcjoner ma na pewno wielki, ale pozytywny ból głowy, na kogo postawić. Wszyscy znają i doceniają klasę Wojtka Szczęsnego oraz Łukasza Fabiańskiego. Jest Łukasz Skorupski, jestem ja, ale mamy także świetne zaplecze w reprezentacji Polski do lat 21. Na pozycji bramkarza mamy wielki potencjał i zdaję sobie sprawę z tego, że nie tak łatwo będzie wskoczyć między słupki w reprezentacji. Dlatego bardzo się cieszę, że znalazłem się w gronie czterech powołanych golkiperów. To dla mnie wielka lekcja. Co prawda przeciwko Szczęsnemu czy Skorupskiemu miałem już okazję grać w Serie A, ale to nie to samo, co możliwość zobaczenia ich w treningu, podpatrywania na co dzień.
Twój przykład idealnie pokazuje, że czasami warto jest zrobić w życiu krok w tył, aby później wykonać dwa do przodu. W bardzo młodym wieku wyjechałeś do Włoch, ale przez trzy sezony w ACF Fiorentinie byłeś rezerwowym, rozegrałeś zaledwie siedem spotkań w Serie A. Dopiero wypożyczenie do Empoli FC dało ci możliwość regularnych występów i udowodnienia swojej wartości.
Każdy ma swój pomysł na karierę. Nie zawsze wyjdzie nam tak, jakbyśmy chcieli, ale cały czas trzeba w siebie wierzyć i walczyć. W pierwszym sezonie po przyjściu do Fiorentiny nie spodziewałem się cudów. Chciałem po prostu zobaczyć, jak wszystko funkcjonuje w zagranicznym klubie, jak trenuje się we Włoszech, jak wygląda od środka wielka Serie A. Wiedziałem, że będę potrzebował trochę czasu, aby poznać nowe realia i się do nich dostosować. Liczyłem oczywiście, że dostanę mecz na pokazanie się. Miałem wystąpić w spotkaniach Pucharu Włoch, ale szyki pokrzyżowała mi kontuzja. Wiedziałem, że muszę ciężko pracować i czekać na swoje szanse, ale kiedy te nie przychodziły w drugim i trzecim sezonie na Stadio Artemio Franchi, zaczęła pojawiać się frustracja i zniecierpliwienie. Motywacja leciała w dół, nie miałem na nic chęci. Tak, teraz wiem, że nie na tym to polega. Powinienem mieć wówczas jeszcze więcej motywacji, cierpliwości i chęci udowodnienia wszystkim, że się mylą. Wtedy jednak nie umiałem jeszcze tak zareagować. Szukałem wyjścia z tej sytuacji, zastanawiałem się nad powrotem do Polski, do Jagiellonii Białystok. Potem obojętne było już dla mnie, gdzie trafię, byle tylko w końcu zacząć grać. Nie tak łatwo jednak znaleźć klub, który na ciebie postawi, gdy tyle czasu jesteś bez rytmu meczowego.
Pokora i cierpliwość – to chyba właśnie te słowa słyszałeś wtedy najczęściej. Irytowały?
Na pewno. Najczęściej słyszałem, że muszę być cierpliwy. W młodym wieku jest jednak ciężko tak długo czekać na swoją szansę i cały czas być gotowym, by ją wykorzystać. Nie radziłem z tym sobie w Fiorentinie. Popełniałem wiele błędów, moje reakcje nie były najlepsze. Nie tylko jeśli chodzi o boisko, ale też i samo podejście do życia, zawodu. Jestem taki, że jak się już nakręcę, to nie podejmuję najlepszych decyzji. Zacząłem mocno pracować z psychologiem, Damianem Salwinem. Wspólnie potrafiliśmy poukładać w mojej głowie. Nabrałem trochę spokoju, nauczyłem się świadomie i racjonalnie patrzeć na dane sytuacje, nie podejmować pochopnych decyzji. Salwin zaczął mnie przygotowywać do powrotu do gry. Zapewniał, że prędzej czy później to nastąpi i muszę być gotowy.
Pod koniec stycznia 2019 roku z propozycją półrocznego wypożyczenia zgłosiło się Empoli FC.
To wypożyczenie było dla mnie ostatnią deską ratunku. Podchodziłem do niego na zasadzie, że ja już nie mogę, ale wręcz muszę zacząć grać w piłkę. Dzięki Damianowi potrafiłem pokazać to, na co liczyłem i na co tyle czasu czekałem. Gdy dostałem szansę w Empoli, udowodniłem wszystkim, że nie zapomniałem, jak się broni i że jednak coś znaczę. Wiem, że w przeszłości popełniałem wiele błędów, ale najważniejsze, że wyciągnąłem z nich wnioski. Salwin pomógł mi wyjść z głębokiej dziury, miał największy wpływ na mój rozwój za granicą. To m.in. dzięki niemu jestem dziś tu, gdzie jestem.
W rundzie wiosennej rozegrałeś w barwach Empoli 14 meczów w Serie A, trzy razy zachowałeś w nich czyste konto, a w spotkaniu z Interem Mediolan obroniłeś nawet rzut karny.
Trener Giuseppe Iachini to kolejna osoba, której wiele zawdzięczam. Dzisiaj pracujemy razem w Fiorentinie, ale w sezonie 2018/2019 to właśnie on postawił na mnie w Empoli. Wyciągnął rękę, gdy tego potrzebowałem. Starałem się za to odwdzięczyć jak najbardziej w każdym meczu. Do ostatniej kolejki biliśmy się o utrzymanie, ale ostatecznie spadliśmy z Serie A. Wypożyczenie do Empoli dało mi jednak drugie życie, na nowo otworzyło drzwi do świata piłki.
Po sezonie odebrałeś telefon z Fiorentiny. Usłyszałeś, że w klubie chcą, abyś wracał i będziesz pierwszym bramkarzem. Poczułeś wtedy satysfakcję?
W tamtym momencie w mojej głowie było mnóstwo myśli. W Fiorentinie nastąpiła zmiana właściciela, zmienił się cały klub, dyrektorzy. Ze starej ekipy zostało już tylko kilka osób, w tym ja. Postanowiłem, że chcę wziąć udział w nowym rozdaniu.
Słusznie! W minionym sezonie byłeś niekwestionowanym numerem 1 w bramce „Violi”. W Serie A zagrałeś w 31 meczach, miałeś osiem czystych kont. Dodajmy, że obroniłeś także dwa rzuty karne. Nowe rozgrywki również rozpocząłeś od czystego konta, a Fiorentina pokonała 1:0 Torino FC Karola Linettego.
Szkoda jedynie, że kontuzja pleców nie pozwoliła mi dokończyć poprzedniego sezonu. Zajęliśmy dziesiąte miejsce w lidze. Nie były to jednak jakieś rewelacyjne rozgrywki, po których mógłbym być zachwycony. Wiem, że potrafię więcej i mogę grać zdecydowanie lepiej. Chcę to pokazać w nowym sezonie.
Byłeś bardzo chwalony przez włoskie media za swoje występy. Na Stadio Artemio Franchi również są z ciebie zadowoleni, stąd propozycja przedłużenia kontraktu do czerwca 2023 roku, którą przyjąłeś.
W klubie pokazano, że wiążą ze mną przyszłość. Mogę być tylko za to wdzięczny i nadal ciężko pracować. Musiałem sporo przejść i przecierpieć, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem. Pamiętam o tym. We Włoszech bardzo mocno rozwinąłem się pod względem mentalnym. Nauczyłem się umiejętnie reagować na niespodziewane wydarzenia. Wcześniej bardzo często miałem z tym problem, ta reakcja nie była najlepsza. Wyciągnąłem jednak wnioski i nie chcę popełniać więcej błędów.
„Mamy zakład: Drągowski musi dotrzeć do reprezentacji Polski” – zdradził na łamach FirenzeViola.it. Joe Barone, prawa ręka właściciela Fiorentiny, Rocco Commisso. Wyjaśnisz, o co chodzi z tym zakładem, skoro rozmawiamy na zgrupowaniu drużyny narodowej?
Taki był nasz cel, żebym trafił do tej reprezentacji. To wielkie wyróżnienie nie tylko dla zawodnika, ale również jego klubu. W Fiorentinie są zadowoleni, że się rozwijam i spełniam swoje marzenia. Wiem, jaka jest konkurencja na mojej pozycji w drużynie narodowej. Dla mnie spełnieniem marzeń jest już to, że jestem na zgrupowaniu z chłopakami, których kiedyś oglądałem w telewizji. Jeszcze niedawno mówiłem do nich na „pan”, a dziś jesteśmy na „ty”.
Rozmawiał Paweł Drażba