Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Zawodowy bokser w drodze po awans do siódmej ligi
Chotcza to niewielka wieś położona 50 kilometrów od Radomia – rodzinnego miasta naszego bohatera. Na ósmym poziomie rozgrywkowym niezbyt często zdarza się, by zawodnicy znajdowali kluby w takiej odległości od domu. Co zatem sprawia, że Żeromiński już od 2,5 roku jest zawodnikiem Wisły? – Koledzy. Część naszej ekipy mieszka w Chotczy, a część w Radomiu. W tygodniu nie mamy żadnych treningów, dojeżdżamy tylko raz w tygodniu na mecze, więc tego krążenia nie ma wcale tak dużo – tłumaczy nasz bohater. – Co oczywiste, za grę nie otrzymujemy żadnych pieniędzy. Gramy dla zabawy. Klimat w zespole jest kapitalny – dodaje. Od kolegów „Żeromy” słyszymy, że spora w tym jego zasługa.
Zawodnicy Wisły skupiają się wyłącznie na meczach. Wyjątek robią raz w roku, kiedy organizują sobie trzydniowy obóz w Poroninie. Cel tego zgrupowania jest jasny – budowa atmosfery na cały sezon ligowy. Wyjazd drużyny na Podhale ma charakter „przygotowawczo-regeneracyjno-integracyjny”. Wyniki z rundy jesiennej pokazują, że to skuteczna metoda. Na półmetku rozgrywek Wisła jest liderem tabeli, wygrała 10 z 12 meczów, ma na koncie 30 punktów i może pochwalić się bilansem bramkowym 45:13. Żeromiński wystąpił w połowie spotkań i strzelił 6 goli – to drugi wynik w drużynie.
Piłka nożna to wielka pasja „Żeromy”, obecna w jego życiu niemal tak długo jak boks. Tę drugą dyscyplinę przekazał mu w genach ojciec. W 1987 roku, kiedy Michał przychodził na świat, pan Sławomir zdobył mistrzostwo Polski w boksie amatorskim. Żeromiński junior dotychczas dwukrotnie stawał do walki o tytuł zawodowego mistrza kraju. Kariera pięściarska nie przeszkadza mu w realizacji futbolowego hobby. – W kontrakcie nie mam żadnych obostrzeń, ale wiadomo, że wszelką aktywność muszę wykonywać z głową. Kiedy byłem w poprzednim klubie, Strażaku Wielogóra, zdarzyło mi się zagrać mecz na 2 tygodnie przed walką. Teraz odpuszczam piłkę, gdy wchodzę w okres najcięższych przygotowań, czyli 5-6 tygodni wcześniej. Lepiej dmuchać na zimne i unikać kontuzji. Poza tym plan treningowy przed walką jest bardzo szczegółowy i nie ma w nim miejsca na futbol. W pozostałych okresach mecz traktuję jako bieg interwałowy – wyjaśnia 32-latek. Żeromiński jest typem zawodnika, który bardzo dużo biega, nawet gdy – jak sam mówi – nie trzeba. – Najczęściej gram na skrzydle lub na środku ataku. Moimi największymi atutami są szybkość oraz wytrzymałość. Jeśli jestem przygotowany, to młodzież mi nie dorównuje pod względem wydolności.
Cechy, które wyróżniają Michała na boisku są niezwykle przydatne także w ringu. Żeromiński podkreśla jednak, że wysiłek piłkarski i wysiłek bokserski są całkowicie inne. – 90 minut na boisku a kilka 3-minutowych rund w ringu to dwa światy. Wśród pięściarzy panuje przeświadczenie, że mecz piłkarski to pod względem wytrzymałości drobnostka. O tym, że jest inaczej część środowiska miała okazję przekonać się półtora roku temu, kiedy w Gorzowie Wielkopolskim zorganizowano mecz bokserów z zawodnikami MMA. Artur Szpilka nie mógł po nim wyjść z podziwu dla piłkarzy. Specyfika obu dyscyplin jest inna. Piłkarze nie wytrzymaliby sześciu rund na ringu. Nawet cztery mogłyby być dla nich problemem. My z kolei nie dalibyśmy rady rozegrać pełnego meczu na wysokim poziomie – nie ma wątpliwości „Żeroma”.
Niewiele zabrakło, a nasz bohater zawodowo poświęciłby się futbolowi. Treningi piłkarskie rozpoczął już w wieku 8 lat w Beniaminku Radom. Przygodę z piłką kontynuował aż do 18. roku życia. Zrezygnował dopiero, gdy na stałe znalazł się w pięściarskiej kadrze Polski. Wcześniej otrzymał nawet powołanie do piłkarskiej kadry Mazowsza, ale już wtedy musiał wybierać pomiędzy nim a zgrupowaniem juniorskiej reprezentacji kraju w boksie. Po kilku latach przerwy i powrocie z Warszawy, w której przez jakiś czas mieszkał, Żeromiński ponownie zaczął regularnie grać w piłkę. – Dzisiaj to tylko rozrywka, ale gdybym nie boksował, to na 100 procent chciałbym być piłkarzem. Skupiłbym się na tym w młodości – mówi Michał.
Związek Żeromińskiego z futbolem nie ogranicza się wyłącznie do gry. Od dziecka jest on wiernym kibicem Radomiaka, którego wspiera niemal na każdym meczu domowym. Zdarza mu się również jeździć na wyjazdy. – Jestem kibicem, a nie kibolem – podkreśla. – Zawsze kibicowałem też Legii Warszawa, pamiętam jej mecze z Widzewem z końcówki lat 90. W dzieciństwie imponował mi Leszek Pisz. Chciałem grać tak jak on.
Jako bokser „Żeroma” wciąż liczy na zdobycie tytułu zawodowego mistrza Polski. Dotychczasowe dwa pojedynki o pas zakończyły się niepowodzeniem. – Raz mnie oszukano, a raz przegrałem. Być może niedługo otrzymam kolejną szansę. Chciałbym wreszcie zdobyć ten tytuł. Planem piłkarskim na najbliższe miesiące jest z kolei awans do klasy A.
Rafał Cepko
Fot. Sylwester Szymczak