Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Sędzia z I ligi z wielką pasją uczy angielskiego
– Kanał powstał trochę spontanicznie. Koronawirus przyspieszył jego start, choć takie plany miałem już wcześniej. Dzielę się tam pasją i wiedzą. Zgodnie z moim przesłaniem życiowym autorstwa Konfucjusza: „Znajdź pracę, którą pokochasz, a nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia” – opowiada Paszkiewicz.
Trudno uwierzyć, że dziś perfekcyjnie posługujący się językiem angielskim i opowiadający o nim wręcz z namiętnością człowiek nie zawsze mógł się tym pochwalić.
– Moja sytuacja jest dość ciekawa i może być inspirująca. Całe życie interesowałem się piłką nożną, jestem absolutnym pasjonatem, do pewnego wieku wyłącznie grałem w piłkę, nic innego nie robiłem. W pierwszej klasie liceum na półrocze miałem z języka angielskiego ocenę niedostateczną. Jedynkę. Później, na przełomie pierwszej i drugiej klasy, dziwnym zbiegiem okoliczności zakochałem się w angielskim. Od tamtego czasu, krok po kroku, zacząłem łączyć obie pasje: piłkę nożną i angielski. Skończyłem liceum, później filologię angielską. Pracę magisterską napisałem na temat: „Przydomki klubów piłkarskich w Anglii z perspektywy teorii amalgamatów poznawczych”. Czyli znów połączenie futbolu i języka. I tak rok po roku się rozwijałem na obu płaszczyznach – wspomina nasz bohater.
W międzyczasie w piłkarskim wątku biografii Kornela Paszkiewicza nastąpił jednak gwałtowny zwrot.
– Urodziłem się we Wrocławiu, mieszkałem tam do 26. roku życia. Później przeprowadziłem się do Kątów Wrocławskich. Do 20. roku życia grałem w piłkę w wielu wrocławskich klubach. Miałem różne epizody: w Ślęzie, Śląsku, Parasolu. Strasznie dużo tych klubów obskoczyłem. Byłem globtroterem w młodzieżowej piłce. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie zostanę wybitnym piłkarzem. Miałem 19 lat, akurat trafiłem na informację o kursie na sędziego. Postanowiłem spróbować. Bardzo szybko się wkręciłem, po pół roku zrezygnowałem z grania. Zacząłem sędziować. Byłem ambitny, szybko awansowałem do IV ligi, później na kolejne szczeble. Zawsze chciałem być aktywną częścią świata piłki. Można nią być jako piłkarz, sędzia, trener czy działacz. Postawiłem na sędziowanie – mówi arbiter.
Ambicja ambicją, ale to nie wystarczy, by jako sędzia dojść do szczebla I ligi i od kilku lat znajdować się w 26-osobowej grupie Top Amator A, czyli gronie najlepszych polskich arbitrów. Wyżej jest już tylko dziewięciu zawodowców. Doświadczenie zawodnicze również się przydaje, choć – według Kornela Paszkiewicza – kluczowe jest coś innego.
– Żeby zostać bardzo dobrym sędzią, trzeba bardzo szybko zacząć. Niektórzy arbitrzy mają kompleksy, gdy słyszą: „Bo ty nie grałeś w piłkę”. Ja w piłkę grałem. Do 20. roku życia, bez przerwy. Oczywiście, nie zawodowo, ale grałem. Piłka wciąż jest dla mnie numerem jeden i ta pasja na pewno w sędziowaniu bardzo pomaga. Są też oczywiście inne aspekty ułatwiające rozwój kariery: zaangażowanie, podejście, trochę szczęścia. Pasja to jednak fundament – uważa.
Jeszcze w czasie studiów początkujący wówczas arbiter podjął pracę w publicznej szkole podstawowej. Spędził w niej siedem lat. Tyle samo trwała przygoda ze szkołami językowymi. Aż przyszedł czas, by zacząć działać wyłącznie na własny rachunek.
– Już wcześniej bardzo dużo pracowałem indywidualnie. Od pewnego momentu skupiłem się tylko na swojej firmie. Prowadzę indywidualne treningi językowe. Lubię nazywać się trenerem, a nie nauczycielem. Proszę zobaczyć na YouTube, jest w tym dynamika, jak na treningu. Pracuję też z grupami. Od kilku lat prowadzę również zajęcia z języka angielskiego piłkarskiego na kursach trenerskich UEFA B i UEFA A, organizowanych przez Dolnośląski Związek Piłki Nożnej. Jest też tam wykorzystywana moja znajomość przepisów gry w piłkę nożną. To ciekawa zajawka dla trenerów. Mniej staram się ich uczyć, bardziej pokazać, jak się uczyć angielskiego i się rozwijać. Współpracuję z wieloma osobami, nie tylko ze świata piłkarskiego, choć jestem ekspertem właśnie od języka piłkarskiego – mówi nasz rozmówca.
Kilka lat temu furorę w internecie robiło nagranie rozmowy z Wojciechem Pawłowskim, przeprowadzonej tuż po jego transferze do włoskiego Udinese, w której bramkarz (obecnie Widzewa Łódź) poległ, próbując używać języka angielskiego.
Z drugiej strony mamy przykład Adama Buksy, który zaimponował amerykańskim dziennikarzom i kibicom w pierwszym wywiadzie po zmianie klubu na New England Revolution.
Czy Kornel Paszkiewicz miał już wśród klientów polskich piłkarzy, którzy szykując się do zagranicznego transferu chcą poprawić znajomość angielskiego?
– Jeszcze nie, choć pewnie prędzej czy później to pójdzie w tym kierunku. Oglądałem ten wywiad z Adamem Buksą. Jestem pod dużym wrażeniem. To też pokazuje, że moje treningi mogą pomóc takim zawodnikom w przyszłości. Żeby pojechać i się spokojnie adaptować w szatni, a nie patrzeć w ścianę i nie wiedzieć, o co chodzi, gdy trener czy koledzy coś do mnie mówią. Teraz piłkarz musi być świadomy. Jeśli się myśli o czymś w przyszłości, trzeba wyprzedzać pewne rzeczy. Znajomość języka na pewno w tym nie zaszkodzi – twierdzi sędzia i trener językowy.
W pracy z uczniami Kornel Paszkiewicz kładzie ogromny nacisk nie tylko na narzędzia, z których w tym procesie korzysta, lecz także na samą istotę tego, co z nimi trenuje. Ma to być język angielski użytkowy, a nie szkolny czy podręcznikowy.
– Mam ogromne doświadczenie w innym modelu pracy. Nie wyskoczyłem nagle nie wiadomo skąd i mówię o pewnych rzeczach. Siedem lat w szkole podstawowej, siedem lat w szkołach językowych. Nie krytykuję, ale widzę to zupełnie inaczej. Język angielski to jest życie. Naukę bardzo lubię porównywać z piłką nożną. Prosty przykład. Cristiano Ronaldo. Gdyby on nie poświęcił tysięcy godzin na wykonywanie rzutów wolnych, nie zautomatyzowałby tego wszystkiego. Tak samo jest z angielskim. Gdy Ronaldo ma rzut wolny do wykonania, już wie, co zrobi. Gdy Anglik zada nam pytanie, nie możemy myśleć: „Ja pierdzielę, w present simple powinienem odpowiedzieć czy inaczej?”. Muszę od razu mieć w głowie gotowy wzór, musi zadziałać impuls. To trzeba i można wytrenować. Nie zastanawiam się, odpowiadam z automatu. Oczywiście, tego się w tydzień nie osiągnie. Kluczowa jest systematyczność. Jestem też trenerem personalnym, zwracam uwagę na aspekt psychologiczny. Możemy się nauczyć wszystkiego pod jednym warunkiem: musimy być systematyczni – zdradza przepis na sukces. – W szkole mam do wykucia sto słówek na kartkówkę, nauczę się ich, dostanę piątkę, ale pojadę do Anglii i nie będę wiedział, jak je wykorzystać w praktyce. To jest szkolny angielski. W klasie maturalnej miałem piątkę z języka niemieckiego, a nie potrafiłem zdania wymienić z Niemcem. To była nauka na pamięć, byle tylko zaliczyć sprawdziany. Ja pokazuję, że to nie ma sensu. To także przekaz dla rodziców. Niech dzieci uczą się angielskiego tak, by umiały z niego skorzystać, a nie miały piątkę czy szóstkę w szkole – dodaje.
Paszkiewicz w październiku skończył 34 lata. Dla sędziego to wiek, w którym jeszcze wiele drzwi pozostaje otwartych.
– Step by step. To nazwa mojej firmy i moje przesłanie. Krok po kroku. Trzy lata temu dopadła mnie bardzo poważna kontuzja kolana. Straciłem dwa lata. Nie lubię mówić, że wtedy czy wtedy na pewno będę w ekstraklasie. Oczywiście, nie ukrywam, że chcę zostać sędzią zawodowym na najwyższym szczeblu. To moje marzenie, do którego dążę. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy osiągnę to za rok, dwa czy trzy. Robię swoje. Jeżeli zdrowie pozwoli, widzę siebie sędziującego jeszcze wiele lat. Mariusz Złotek ma 50 lat i wciąż prowadzi mecze w ekstraklasie. Mariusza będzie trudno dogonić komukolwiek pod tym względem, natomiast wiek 45–47 lat przy dobrym prowadzeniu się, a inaczej na pewnym poziomie być nie może, spokojnie jest do osiągnięcia. Z moimi umiejętnościami językowymi zawsze marzyło mi się też sędziowanie międzynarodowe. Ale to spokojnie. Po raz kolejny muszę powiedzieć: krok po kroku – podkreśla arbiter z Kątów Wrocławskich.
Kanał Kornela Paszkiewicza na YouTube można znaleźć POD TYM LINKIEM.
Blog Kornela Paszkiewicza można znaleźć POD TYM LINKIEM.
Szymon Tomasik
Fot. 400mm.pl