Aktualności
[Bohaterowie z boiska] Piłkarka z Ekstraligi, która została mistrzynią Polski w hokeju na lodzie
31-letnia dziś Kasprzycka już od czasów wczesnej młodości mierzyła wysoko. Nie tylko jako sportowiec. – Mój wujek latał na paralotni i zawsze zabierał mnie ze sobą na lotnisko. Już od gimnazjum wiedziałam, na jakie studia chcę pójść – tłumaczy decyzję o podjęciu nauki na kierunku „lotnictwo i kosmonautyka” nasza bohaterka. – W tamtym okresie wybór był pomiędzy Politechniką Rzeszowską a szkołą w Dęblinie, która jednak jest typowo wojskowa. Ja chciałam studiować lotnictwo cywilne i do tego dążyłam. Zależało mi na pilotażu. To mi się niestety nie udało i ostatecznie poszłam na awionikę – dodaje. Obecnie pracuje jako analityk informacji nawigacyjnej, zajmując się kodowaniem danych do aplikacji, z których korzystają piloci samolotów. Ukończyła też kurs paralotniarski i szybowcowy.
Okres studiów był dla Kasi niezwykle intensywny. Już sam kierunek należał do wymagających, a dodając do tego fakt, że Kasprzycka co tydzień dojeżdżała na zajęcia z rodzinnego Krakowa (oddalonego od Rzeszowa o ponad 150 kilometrów) i łączyła naukę z uprawianiem dwóch dyscyplin sportowych, możemy sobie wyobrazić, jak bardzo napięty był jej grafik. – Zdarzało się i tak, że w jeden weekend grałam dwa mecze hokeja i jeden piłki nożnej. Ligowe występy w obu dyscyplinach łączyłam zresztą już przed studiami. Półroczną przerwę miałam jedynie na początku studiów, kiedy zerwałam więzadła w kolanie.
Obecnie to hokej jest dla Kasi dyscypliną numer jeden. Zaczynała jednak od futbolu, grając na podwórku z bratem i kolegami ze szkoły. W gimnazjum zapisała się nawet do odradzającego się Podgórza Kraków, ale spędziła w nim tylko rok. Później miała przerwę od regularnych treningów, aż w 2004 roku rozpoczęła swoją przygodę z lodowiskiem. – Znajomi namówili mnie na dołączenie do nowopowstałej drużyny Cracovii. Spodobało mi się. Po 2 czy 3 latach na jeden z treningów przyszła moja koleżanka, Judyta Gibalska, która grała także w piłkę – w przeszłości w Podgórzu, a wtedy w Bronowiance. Zapytała, czy nie chciałabym wrócić do futbolu. Od tego czasu latem grałam w piłkę, a zimą w hokeja. W okresie studiów reprezentowałam też swoją uczelnię w Akademickich Mistrzostwach Polski w futsalu, zdobywając złoto wśród uczelni technicznych – opowiada Kasprzycka.
W międzyczasie Bronowianka została przejęta przez drużynę AZS UJ Kraków, która w sezonie 2011/12 wywalczyła awans do Ekstraligi. W najwyższej klasie rozgrywkowej Kasia zdążyła zagrać kilkanaście spotkań, po czym przeprowadziła się do Gdańska. – Szukając pracy po studiach brałam pod uwagę miejsca, gdzie będzie albo drużyna piłkarska, albo hokejowa. W Gdańsku była i jedna, i druga i to przesądziło, że przeprowadziłam się właśnie tam. To był 2013 rok. Poszłam do hokejowego Stoczniowca oraz piłkarskiego Sztormu Gdynia – wspomina. – Z dziewczynami ze Stoczniowca już się wtedy znałam, ponieważ wielokrotnie rywalizowałyśmy w lidze.
Jak przyznaje, jadąc do Trójmiasta bardziej nastawiała się na futbol. Jej hierarchia jednak dość szybko się zmieniła. – W Sztormie grałam przez około rok. Potem miałam dołączyć jeszcze do Checzy Gdynia, ale ostatecznie hokej mi na to nie pozwolił. W Stoczniowcu rodziła się fajna ekipa: były już kadrowiczki Polski, przyszło kilka dziewczyn ze Śląska. Głupio byłoby złapać jakąś kontuzję na piłce, dlatego zrezygnowałam z jej uprawiania w dotychczasowej formie.
Postawienie na hokej okazało się dla Kasi strzałem w dziesiątkę. Już w swoim pierwszym sezonie dostała się do reprezentacji Polski. Wkrótce wraz z koleżankami zaczęła osiągać także sukcesy drużynowe. W 2015 roku, w pierwszym sezonie, w którym Kasprzycka pełniła rolę kapitana, Stoczniowiec wywalczył swoje jedyne jak do tej pory mistrzostwo Polski. W kolejnych pięciu latach dołożył do tego pięć srebrnych medali, za każdym razem kończąc rozgrywki za ekipą TMH Polonii Bytom. Tegoroczne wicemistrzostwo ma jednak dla Gdańszczanek słodko-gorzki smak. Z powodu pandemii koronawirusa rozgrywki zostały przerwane przed rozegraniem meczów finałowych. – Jesteśmy niepocieszone, bo skoro brązowe medale przyznano dwóm drużynom, to chyba można było to samo zrobić ze złotymi. Mamy nadzieję, że za rok uda się wreszcie zdetronizować Bytom – mówi Kasia.
Jeśli tak się stanie, zawodniczki Stoczniowca będą miały okazję do… spalenia czapki swojego trenera. Tak nakazuje bowiem hokejowa tradycja.
To niejedyny rytuał z tafli, który dla osób ze środowiska piłkarskiego może okazać się zaskakujący. W gorszych okresach, kiedy drużynie nie idzie, zawodniczki wkładają swoje kije do kosza na śmieci. Najlepiej na całą noc. Inaczej jest, gdy trzeba odwrócić losy spotkania i działać szybko. Wówczas w przerwie meczu kije wędrują do sedesu, gdzie są dokładnie spłukiwane.
Jakie jeszcze różnice między uprawianymi przez siebie dyscyplinami dostrzega Kasia? – Przede wszystkim to inny wysiłek. Na lodzie gramy 3 razy po 20 minut z zatrzymywaniem czasu. Są częste zmiany. Wchodzisz na 40 sekund, dajesz z siebie wszystko i schodzisz na krótki odpoczynek. Na boisku trzeba wylatać 90 minut w interwale. Co do podobieństw, to chyba w każdym sporcie uprawianym przez kobiety da się zauważyć ich charakterystyczną zadziorność. Poza tym zarówno w hokeju, jak i w piłce ważna jest dieta. Sama, odkąd współpracuję z dietetykiem, czuję efekty, zwłaszcza pod względem wytrzymałości. Mimo wieku w punktacji kanadyjskiej jestem drugą najskuteczniejszą zawodniczką swojego zespołu.
Katarzyna Kasprzycka nie zawsze tak dużo strzelała i asystowała. Karierę hokejową, podobnie zresztą jak tę piłkarską, zaczynała od obrony. Na boisku najpierw była stoperką, później – już w Ekstralidze – trener wystawiał ją na boku defensywy, a po transferze do Sztormu Gdańsk została skrzydłową. Z futbolem 11-osobowym rozstała się już kilka lat temu. Od tego czasu gra w biznesowej lidze szóstek. Ostatnimi czasy nosiła się z zamiarem powrotu na duże boisko. – Miałam w planach wzmocnienie ekipy APLG Gdańsk (zajmującej 1. miejsce w północnej grupie 1. ligi – przyp. red.) już tej wiosny. Tym bardziej, że przeniosła się tam moja koleżanka z czasów gry w Krakowie – opowiada Kasia. Na trening miała się wybrać po zakończeniu sezonu hokejowego. Ze względu na epidemię plan ten trzeba było jak na razie odłożyć w czasie. Kasia dba o formę trenując indywidualnie. O tej porze roku to dla niej żadna nowość. – Sezon hokejowy trwa od września do końca marca. Zwykle trenujemy jeszcze przez cały kwiecień, a zespołowe zajęcia wznawiamy dopiero w sierpniu. Stąd chęć powrotu do ligowej piłki.
AZS UJ Kraków: Kasia pierwsza z prawej w dolnym rzędzie
Jako piłkarka osiągnęła poziom Ekstraligi. Jako hokeistka stała się multimedalistką mistrzostw Polski i reprezentantką kraju. Kasia Kasprzycka to przykład osoby wszechstronnie utalentowanej sportowo, która nie boi się podejmować odważnych decyzji. Trzymamy kciuki, aby kolejną była ta o dołączeniu do zespołu rywalizującego w piłce 11-osobowej.
Przeczytaj również historie innych „Bohaterów z boiska”:
Dominika Maciaszczyk – była reprezentantka Polski w piłce nożnej, która jest fizjoterapeutką w narodowej kadrze hokeja na lodzie, skąd zna się z Kasią Kasprzycką – LINK
Krzysztof Ufnal – piłkarskie oblicze wschodzącej gwiazdy telewizji – LINK
Natalia Wawrzyniak i Marta Brudnicka – nowa fala polskich sędzi – LINK
W marcu w dwuczęściowym artykule przypominaliśmy ponadto sylwetki wszystkich pozostałych bohaterów naszego cyklu – LINK i LINK
Rafał Cepko
Fot. archiwum prywatne Katarzyny Kasprzyckiej