Aktualności
[100 meczów na 100-lecie PZPN] Oni też podjęli wyzwanie, czyli podsumowanie uczestników
Pomysł obejrzenia na żywo co najmniej 100 meczów z okazji 100-lecia PZPN padł na żyzny grunt. Podchwyciło go kilkadziesiąt osób, które przyjęły wyzwanie i również przemierzały Polskę wzdłuż i wszerz, by oglądać oficjalne rozgrywki i szukać piłkarskich wrażeń, a następnie dzielić się nimi w mediach społecznościowych. Wśród nich był między innymi wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej i prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej Andrzej Padewski. Łącznie „aktywnie” (czyli informując nas o udziale w zabawie bądź dzieląc się efektami z wizyt na meczach w mediach społecznościowych z hasztagiem #od100lat) 48 osób. 23 obejrzały co najmniej 100 spotkań. Od dwóch osób nie otrzymaliśmy jeszcze ostatecznego wyniku.
Wszystkim serdecznie gratulujemy!
Nasze podsumowanie wyzwania można znaleźć POD TYM LINKIEM.
Poprosiliśmy też piłkarskich pasjonatów, by podzielili się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami dotyczącymi akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN”, ale nie tylko. Zapraszamy do lektury.
Dla większości piłka nożna jest tylko elementem rozrywki w weekend. Dla mnie już dawno stała się czymś ważniejszym. Najpierw była ucieczką od codziennego życia, które nigdy nie było usłane różami. Naprawdę piłka nożna pozwalała mi odrzucić wszystko inne na bok. Byłam tylko ja i aparat. Mój maleńki, ale jaki piękny świat… Nawet nie wiem, kiedy to wszystko zamieniło tę szarą codzienność na szczęście. To ogromny kawał mojego życia. Dzięki temu poznałam wielu wspaniałych ludzi. Akcja #od100lat dała mi kopa, aby jeszcze więcej czasu poświęcić na zwiedzanie nowych obiektów. Cudowne historie, emocje, których nie da się tak łatwo opisać. Wspaniała inicjatywa… bo cóż może być lepszego w niedzielę rano niż wyprawa na mecz łódzkiej okręgówki? Łączy nas piłka!
Martyna Kowalska
@maarcyys
Z czystym sumieniem stwierdzam – obejrzałem w tym roku 100 meczów na żywo!!!
Kiedy Szymon Tomasik ogłosił na Twitterze wyzwanie od początku podszedłem do tego z humorem, z dystansem i z przekonaniem, że może to być fajna zabawa. Nie pomyliłem się. Apetyt jednak rósł w miarę jedzenia i w to, że może to się udać, zacząłem wierzyć w granicach 20–25 meczów.
Każdy weekend z piłką był oczywiście mozolnie przygotowywany. Tak, by obejrzeć nawet 6 meczów w weekend i często to się udawało. Oczywiście najlepiej tam „gdzie się jeszcze nie było”. Dzięki wyzwaniu tak naprawdę zacząłem planować wyjazdy poza województwo łódzkie i delegaturę Piotrków Trybunalski. Udało się zobaczyć w tym roku spotkania okręgówki, A-, B-, C-Klasy i IV ligi w województwach: mazowieckim, śląskim, małopolskim, świętokrzyskim i na opolszczyźnie. Kiedy po weekendzie wracałem do pracy, praktycznie za każdym razem byłem pytany: „To gdzie tam tym razem byłeś na meczach?”. Wymienianie nazw drużyn wzbudzały wśród moich kolegów i koleżanek salwy pozytywnego śmiechu.
Co wkurzało? Chyba najbardziej to, że ja nie lubię zbyt długo jeździć samochodem. W tym roku pobiłem swój absolutny rekord. Nie wiem, nie liczyłem, ale kilometrów było baaardzo dużo.
A ze śmiesznych spraw to mecz Huragan Swędów – LKS Gieczno i ja w roli „trenera” miejscowych. Szczegółów jednak nie zdradzę.
Marcin Półrola
@MPolrola
O wyzwaniu #od100lat usłyszałem w internetowym radiu i podjąłem spontaniczną decyzję o udziale. Początkowo byłem przekonany, że mój wynik skończy się na maksymalnie 50 spotkaniach obejrzanych na żywo. Rzeczywistość okazała się inna i niższe ligi wciągnęły mnie całkowicie. Klimat, atmosfera i cała otoczka to jest coś świetnego. Kiksy, ale też piękne bramki, których nie powstydzili by się najlepsi piłkarze czołowych lig. Dyskusje i pomysły taktyczne miejscowych kibiców, które czasem są dosyć oryginalne i odważne, ale właśnie o to w tym chodzi i to jest piękne! Występuje również szydera, której adresatami są piłkarze, trenerzy i sędziowie, ale w większości przypadków jest ona pozytywna i kończy się uśmiechami obu stron. Przez ponad setkę spotkań mogłem zobaczyć urokliwe stadiony miejscowych drużyn, np. KS Ciecierzyn, gdzie na wzgórzu obok boiska ciągną się tory kolejowe, po których podczas jednego meczu przejeżdża kilka składów pociągów, a także boisko w Radawcu Dużym, nad którym podczas meczu Sokoła Konopnica ćwiczyli spadochroniarze. Decyzja o udziale zamieniła się w świetne hobby, które na pewno będę kontynuował i starał się odwiedzić ciekawe drużyny w Polsce. Dzięki akcji #od100lat zdecydowałem się również na udział w naborze sędziów w LZPN, a w przyszłości w kursie trenerskim Grassroots C. Zawsze się nad tym zastanawiałem, ale wyzwanie przekonało mnie do tego, że to może być świetna przygoda, a także pozwoli mi to robić coś w stronę mojej pasji, czyli właśnie PIŁKI NOŻNEJ.
Jarosław Goś
@jarekgos7
Parafrazując klasyka – gdybym miał powiedzieć, co cenię w groundhoppingu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Podczas mojego uczestnictwie w zabawie z pewnością byli tym, co wspominam najlepiej: prawdziwi fanatycy niższych lig, którzy na Orle Piaski Wielkie od ręki wymienią ci dwadzieścia nazwisk talentów z okręgówki w dół mieszali się z „panami z telewizji”, którzy na warszawskich stadionach oglądali swoje pociechy, zaś obecna wszędzie Loża Szyderców, tak zabawna dopóki nie ma na celu drużyny za którą trzymasz kciuki, z dystyngowanymi staruszkami, gotowymi przybliżyć całą historię piłki na Warmii. Niezapomnianymi towarzyszami meczu były też wielbłądy, które w spokoju oglądały mecz OKS Otwock, pasąc się na trawie przy cyrku.
Wśród innych miłych wspomnień z zabawy na pewno znajdą się starsze obiekty, na których czuć niepowtarzalny klimat – średnio przystające do naszych czasów, a jednak dla każdego ze świrów biorących udział w zabawie urastające do miana wyśnionego pałacu oraz aspekt turystyczny – potrafisz wyrecytować, jak dojechać do różnych małych miasteczek i wspomnieć o ich zabytkach, czyli robiąc to co kochasz, przy okazji czegoś się dowiesz. Czy może być lepsze wyzwanie?
Mich Mistew
@mmistew
Dla mnie groundhopping to pomysł na zwiedzanie Polski. Normalnie trudno byłoby znaleźć powód, by z Wrocławia, ot tak, ruszyć do Świdnika, Białej Podlaskiej czy Olsztyna. Mecze dostarczają powodu i pozwalają zmobilizować do podróży ekipę ludzi, która to hobby podziela. Przy okazji meczów Polskę zwiedza się zresztą bardziej kompleksowo niż w trakcie wycieczki. Bo o ile na główne atrakcje miasta zawsze znajdzie się czas, o tyle np. wyprawa na stadion często wymaga zejścia z utartych przez turystów szlaków. Szczególnie, jeżeli mówimy o mniejszych miejscowościach czy wsiach na drugim końcu Polski, do których normalnie by się pewnie nie zajrzało. To pozwala lepiej zrozumieć kraj, w którym żyjemy, nie ograniczamy się bowiem tylko do własnego podwórka i dużych miast.
Na stadiony ciągnie mnie także atmosfera, zupełnie inna w zależności od ligi. Na ekstraklasie można spotkać świetne oprawy i coraz lepsze stadiony, na których naprawdę fajnie ogląda się mecze. Z kolei niższe ligi mają swój specyficzny koloryt. Z jednej strony miasta, gdzie grupy kumpli skrzykują się, grają i starają się, by na B-klasowych trybunach atmosfera nie odbiegała od tej znanej z wyższych lig. Z drugiej strony LZS-y, gdzie trybuny – choć niewielkie – zawsze przeżywają mecze z lokalnymi rywalami bardziej niż na niejednym spotkaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Stadiony w Polsce i za granicą zwiedzałem – z mniejszą lub większą częstotliwością – od kilku lat. Gdy jednak pojawiło się wyzwanie, stwierdziłem, że to fajna okazja, by ubrać hobby w ciekawy projekt, w czym biorą udział ludzie z całej Polski. Tym bardziej że początkowo liczba 100 meczów wydawała mi się nieco abstrakcyjna, ponieważ moja praca nie jest związana z piłką i wyzwanie realizowałem „po godzinach”. Dodatkowym wyzwaniem był również fakt, że zdecydowaną większość wyzwania robiłem bez samochodu, a niestety dojazdy komunikacją zbiorową poza dużymi miastami pozostawiają wiele do życzenia. Często więc nie udawało się dograć meczów bądź trzeba było nadrabiać marszem. Rekord to 10 km na piechotę z dworca na mecz A-Klasy w jedną stronę, przy zwiedzaniu niższych lig bliżej domu mocno pomocny okazywał się zaś rower. Ostatecznie weekendowe wyjazdy i czwartkowe posiedzenia „optymalizacyjne” przy terminarzach i mapach sprawiły jednak, że udało się zrealizować wyzwanie.
Wszystko zresztą w końcowym rozrachunku popłaciło, nie tylko bowiem zwiedziłem kawał Polski, ale i na trybunach poznałem kilku zapaleńców z podobnymi zainteresowaniami. Z niektórymi z nich utrzymuję stały kontakt, także pozameczowy – to na pewno jeden z największych plusów zaangażowania się w wyzwanie. Jak to mówią – ciekawsza od celu często okazuje się sama droga
Adam Torchała
@atorchala
Mój tydzień jest wywrócony na lewą stronę. Kiedy większość zaczyna weekendowe zmagania z wolnym czasem, ja jestem prawdopodobnie w drodze na koncerty. W ramach wystawnej trasy Pablopavo i Ludzików udało mi się w 2019 roku dotrzeć rykoszetem na wiele stadionów w całej Polsce. Warszawę, gdzie mieszkam, i okolicę meczowo zwiedzałem w tygodniu albo w te szczególne wolne weekendy. A jeszcze trzeba żyć i czasem na chwilę usiąść. O 100/100 nie marzyłem. Cieszę się, że mogłem być w tylu miejscach, na tylu meczach, z tyloma fantastycznymi ludźmi. Jest to paliwo na kolejne lata podróżowania po polskich (i nie tylko) boiskach.
Jakub Sadowski
@earljacob
Moje podejście do wyzwania nie różniło się niczym innym od poprzednich lat, w których brałem udział jako sędzia. Tym razem w ramach akcji postanowiłem je policzyć. Sędziuję od 2010 roku, więc nie było problemu, żeby przekonać żonę do tego, że „muszę jechać na mecz”, rodzina akceptuje moją pasję mimo to, że jest to spora sztuka kompromisu. Nie będę też ukrywał, że przez wyzwanie chciałem mieć jak najmniej dni urlopowych od sędziowania. W trakcie sezonu nie ma problemu, żebym napisał informację z prośbą o nieuwzględnianie mnie w obsadzie zawodów, tym razem chciałem to robić jak najrzadziej, żeby zaliczyć jak najwięcej spotkań. Licznik stanął na 74 meczach od III ligi w dół. Oczywiście odwiedzałem też stadiony jako kibic. Najdalszy wyjazd zaliczyłem do Chorzowa na mecz Ruchu z Foto-Higieną Gać, jednak większość spotkań to te w okolicy Gorzowa Wielkopolskiego. Nie będę ukrywał, że prawdopodobnie było mi dużo łatwiej w porównaniu z innymi uczestnikami wyzwania, bo nie płaciłem za wyjazdy, ale z drugiej strony nie miałem wpływu na to, gdzie pojadę, więc w niektórych miejscowościach byłem kilka razy. Ogólnie akcja bardzo mi się spodobała, a mój spontaniczny udział w wyzwaniu uważam za udany i na pewno chętnie bym go powtórzył.
Dawid Kuraszkiewicz
@DKuraszkiewicz
Niezwykle dużą przyjemność sprawia mi oglądanie meczów niższych lig. Mam często możliwość nie tylko obserwacji, jak ściera się ze sobą młodziany zapał i szybkość z niekiedy wieloletnim doświadczeniem i umiejętnościami, ale także możliwość poznania ciekawych osób, z którymi możemy dzielić się spostrzeżeniami i wymieniać poglądy. Niekiedy mam możliwość obejrzenia naprawdę ciekawej piłki. Są to prawdziwi pasjonaci futbolu, którzy robią to, bo to kochają, często za darmo. Mecze niższych lig są w wielu miejscowościach niejako tradycją, gdzie rożne osoby kontynuują to, co zaczęli ich przodkowie tuż po wojnie.
@Karol1991
Odnoszę wrażenie, że wraz z akcją „100 meczów na 100-lecie PZPN”, znacznie wzrosła liczba groundhopperów w Polsce. Sam jestem tego przykładem, ponieważ wcześniej chodziłem tylko na mecze drużyny, której kibicowałem od dziecka, oraz klubu, w którym sam gram. W tym roku zacząłem „zwiedzać” też inne lokalne stadiony w aglomeracji krakowskiej i nie tylko.
Samą akcję będę kojarzył z mnóstwem osób z całej Polski których poznałem i można powiedzieć zakumplowałem się.
Warto dodać, że dzięki kanałowi „Piłka Dla Wszystkich”, zyskały kluby, które do tej pory były znane tylko w lokalnej społeczności, a dzięki reportażom na kanale, trafiły do grona odbiorców w całej piłkarskiej Polsce. Takim właśnie przykładem niech będzie „mój” LKS Niedźwiedź, który był jednym z przystanków setki PZPN-u.
Tomasz Kawa
@TomaszKawa
Do podjęcia wyzwania namówił mnie mój przyjaciel, któremu niestety nie udało się dotrwać do setki, ale ja przekroczyłem tę liczbę i osiągnąłem cel! Na początku faktycznie było trudno się zmotywować, marzec, zimno, mokro, ale gdy przyszły cieplejsze dni, poszło już z górki. Była to niesamowita przygoda, okazja do poznania wielu ciekawych ludzi i usłyszenia wielu niesamowitych historii prosto z lokalnych boisk. Najbardziej jednak utkwiła mi w pamięci ceremonia ślubna kibiców Odry Wodzisław podczas przerwy meczu! W taki właśnie sposób pan młody, z herbem swojego klubu na marynarce, i panna młoda, z wpinką z herbem, powiedzieli sobie sakramentalne „tak”. Według przekazów starszych kibiców w latach 70. podobna ceremonia na stadionie w Wodzisławiu Śląskim miała już miejsce, ale i tak było to dość nadzwyczajne doświadczenie i wydarzenie.
Kajetan Rduch
@KajetanRduch
Wyzwanie „100 meczów na 100-lecie PZPN” wywołało moje niemałe zdziwienie jeszcze zanim zostało oficjalnie ogłoszone. Z racji znajomości z redaktorem Tomasikiem, zagadnął mnie życiowy partner:
– A wiesz, że Szymon chce obejrzeć sto meczów w tym roku?
– Pogięło go?! Kiedy? Gdzie?? JAK?!?
Na potrzeby tego tekstu moja wypowiedź została złagodzona i pozbawiona słów powszechnie uważanych za wulgarne.
Nigdy nie liczyłam, ile meczów oglądam na żywo w roku. Żyłam w błogiej nieświadomości. Wiele razy słyszę, że ze mną nie można się umówić, bo ciągle jestem na jakimś meczu, ale myślałam, że 70 meczów w roku to absolutne maksimum.
Do wyzwania podeszłam bez spięcia, z ciekawości – ile meczów zabraknie mi do setki.
Wydawać się może teraz śmieszne a może bardziej przerażające, ale licząc oficjalne spotkania ligowe i pucharowe, mecze obejrzane zagranicą, spotkania drużyn młodzieżowych i dziecięcych, towarzyskie, sparingi albo turnieje piłki nożnej, których do wyzwania nie wliczałam, to okazałoby się, że obejrzałam około 140–150 meczów.
Na meczach robię zdjęcia. Samozwańczym fotografem jestem od kilku lat. W meczach wliczanych do wyzwania zdjęć nie robiłam tylko na kilku, bo albo panowały egipskie ciemności, co wyklucza zrobienie jakiegokolwiek zdjęcia amatorskim sprzętem albo nie dostałam akredytacji. Mecze „nieobfocone” mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Co mnie tak pasjonuje w spędzaniu czasu na boiskach piłkarskich?
Zacytuję partnera: „Gdyby interesowała mnie piłka, to bym został piłkarzem”. Bardziej niż aspekty sportowe interesują mnie historie z trybun. Hasło „Łączy nas piłka” znajduje odzwierciedlenie na każdym boisku, które miałam przyjemność odwiedzić.
Na meczu drużyny z toruńskiej B-Klasy zawsze można usłyszeć zabawną historię o perypetiach pana gospodarza. Pan gospodarz, poza byciem barwną postacią, jest również założycielem klubu i pomimo pełnienia teraz innej funkcji wiele osób zwraca się do niego „panie prezesie”, w tym obecny prezes. Na meczach drużyny z bydgoskiej B-Klasy zawsze obecny jest najwierniejszy kibic. Zawsze ma klubowy szalik, klubową koszulkę a nawet skarpetki z logo klubu. „Mecz jest! To się odpicowałem!” Na meczach innej drużyny posłuchać można spikera, który komentuje mecze od ponad 20 lat. Bez względu na poziom, na którym gra jego ukochana drużyna.
Dzięki wizytom na boiskach poznałam wielu niesamowitych ludzi.
Prezesa B-klasowego klubu, który jest jednocześnie kierownikiem, trenerem i zawodnikiem. Chłopaka, który przemierza kilkadziesiąt kilometrów, żeby komentować mecze drużyny z rodzinnego miasta, a kolejnych meczów widział 138 z rzędu, po przerwanej nieobecnością na jednym meczu poprzedniej serii 196. Pasjonata, który od czasu do czasu dzieli się ze mną pomysłami na promocję lokalnego klubu czy groundhoppera z łódzkiego, z którym mogę rozmawiać godzinami. I wielu, wielu innych, o których można by napisać kilka tomów opowiadań.
Nie wiem, czy mam na tyle szczęścia, że trafiam na spotkania, na których zawsze dzieje się coś wartego opowiedzenia, czy to przez euforię, z jaką do tego podchodzę, ale kilka razy już słyszałam od znajomych: „Co tam się dzieje na tych meczach?! Muszę się kiedyś z tobą wybrać”.
Wtargnięcie na boisko czworonoga, zorganizowany doping ze specjalnie przygotowanymi przyśpiewkami przez lokalne koło gospodyń, jajecznica oferowana w ramach stadionowego cateringu czy oświadczyny w przerwie! Każdy mecz to coś więcej niż 22 panów kopiących piłkę.
Obejrzałam ponad 100 oficjalnych spotkań, z których zebrałam ponad 1000 lub więcej pozytywnych wrażeń.
W 2020 raczej nie wezmę udziału w wyzwaniu „101 meczów na 101-lecie” (o ile takie będzie), ale na pewno będę nadal kolekcjonować pozytywne emocje, których dostarcza oglądanie meczów piłki nożnej.
Anna Powałowska
@Anna_bylaipila
Zacznę od tego, że wyzwanie podjęłam na początku marca mając na koncie zaledwie kilka meczów zaliczonych w lutym. Znajomi mówili „Awykonalne”, „Nie dasz rady”, „Przecież to średnio mecz prawie co trzy dni!” Teraz nawet nie wiem, kiedy to minęło. Wiem natomiast jedno – nie był to czas zmarnowany. Nie żałuję ani jednej minuty na stadionie i ani jednej wydanej złotówki (również tych godzin, kiedy pociąg był opóźniony). Z mojego wyzwania wybrałam mecze, które w jakiś sposób najbardziej zapamiętałam.
9/100 „Ta ostatnia niedziela…” (10 marca)
Mecz Pogoń Szczecin – Zagłębie Lubin (0:3) był pożegnaniem legendarnej „Paprikany”. Choć w dzielnicy Pogodno aura bynajmniej pogodna nie była, trybuny stadionu wypełniły się do ostatniego krzesełka. W klimacie głośnego dopingu okraszonego oprawą szczeciński bastion „oldschool” przeszedł do historii. Wyjątkowa atmosfera potwierdziła, że wszyscy będą tęsknić za starym stadionem.
14/100 „Za czym ta kolejka stoi?” czyli Raków Częstochowa – Legia Warszawa (13 marca)
Godzinę przed pierwszym gwizdkiem stoję w długiej (jak za komuny) kolejce przed bramką wejściową na stadion Rakowa. Bilety na mecz sprzedały się w kilkanaście minut. Atmosfera co najmniej jakby rozgrywano finał Ligi Mistrzów. Mało kto spodziewa się, że za trzy godziny gospodarze będą świętować awans do półfinału Pucharu Polski. Mimo że stadion ma pojemność nieco ponad 4000, komplet widzów wyczarował atmosferę, jaką chciałoby się czuć w każdym meczu. Raków prezentujący się gorzej „na papierze” po raz kolejny pokazał charakter, a gol na wagę zwycięstwa w doliczonym czasie sprawił, że kilka tysięcy ludzi oszalało.
67/100 w podpoznańskich Pobiedziskach do młodzieży świat należy (15 sierpnia)
Okręgowy Puchar Polski, rezerwy Huraganu Pobiedziska podejmowały Piasta Łubowo. Trafiliśmy na dobry mecz, bowiem w regulaminowym czasie padło 6 goli (3:3) a o awansie zadecydował konkurs rzutów karnych, w którym górą byli gospodarze. Turystyka stadionowa w pełnym wymiarze, bowiem stadion w Pobiedziskach położony jest nad jeziorem, które zachęca do połączenia przyjemnego z… przyjemnym. Kiedy organizatorzy dowiedzieli się, że jesteśmy turystami stadionowymi, przywitali nas jak prawdziwych reporterów – pokazali obiekt, pozwolili na swobodne poruszanie się oraz wręczyli upominki klubowe.
72/100 „Wieczysta najlepsza jest!” czyli nieplanowany mecz okręgówki w Krakowie (24 sierpnia)
To miał być tylko mecz „na zaliczenie do wyzwania”, taka zapchajdziura. Tymczasem wizyta na stadionie przy ul. Chałupnika okazała się jedną z najmilej dziś wspominanych. Gospodarze podejmowali rezerwy Hutnika Kraków (3:1) i choć to 6. poziom rozgrywkowy, gra była miła dla oka, a dopingu, jaki niósł się z trybuny, nie powstydziłyby się same ekipy z Ekstraklasy. Nie sposób również nie wspomnieć o przyjemnej atmosferze okołomeczowej oraz geście kibiców gospodarzy, którzy ugościli nas wyjątkowym zestawem kibica – kiełbasą i klubowym piwem, czyli tym co turyści stadionowi lubią najbardziej. Jeśli wybierzecie się do stolicy Małopolski, zajrzyjcie koniecznie na mecz KS Wieczystej!
Ola Lis
@olazorro
Od początku wiedziałem, że bardzo trudno będzie o 100/100. Nie spodziewałem się jednak aż tak dużej liczby zaangażowanych w wyzwanie. Dzięki niemu poznałem sporo nowych osób odwiedzających boiska i stadiony, choć niektóre znajomości są na razie tylko wirtualne. Ale to kwestia czasu, by się zmieniło.
Wyzwanie udowodniło, że jest sporo zapaleńców, choć nadal „przeciętni” ludzie traktują nas jak szaleńców. Starszy pan pokazujący mi drogę na boisko w Placencji (trudno tam trafić, bo jest pięknie położone wewnątrz lasu), który okazał się ojcem jednego z piłkarzy Daru, do dziś uważa, że byłem związkowym obserwatorem/delegatem, bo nie chciał uwierzyć, że przyjechałem specjalnie na mecz. Z podobną niewiarą do mnie i kolegi podszedł prezes Grodu Wiślica, gdy usłyszał, że przyjechaliśmy na mecz z Otwocka i Ostrołęki. Szybko odzyskał rezon i zaczął opowiadać, jak niegdyś pracował na kopalni z człowiekiem spod Ostrołęki, ale opowieść przerwał mu niestety trener zespołu, rugając za kupno zawodnikom na mecz gazowanej wody. Dla takich sytuacji warto odwiedzać niższe ligi. I dla folkloru, i dla poznawania nowych ludzi, i dla obejrzenia innej rzeczywistości, i dla wyrwania się z dużego miasta, i dla doświadczenia zaangażowania lokalnej społeczności, i, co być może najważniejsze, dla poznawania kraju, bo przy okazji wyjazdów na mecze można zwiedzić mnóstwo mniej lub bardziej popularnych miejsc.
Najlepsze jest to, że każdy znajdzie coś dla siebie i swój sposób na dobre spędzenie czasu przy meczu.
Norbert Bandurski
@NBandurski
Swoją przygodę z groundhoppingiem rozpocząłem dawno temu, nie wiedząc nawet, że turystyka stadionowa ma własną nazwę i cieszy się tak dużą popularnością na świecie. Nazywam się Marcin Łukasz Strzyżewski, ale w mediach społecznościowych występuję jako Olo Strzyż.
Pierwsze moje wyjazdy na mecze przypadają na lata 90., kiedy to jeździłem na wyjazdy za moją ukochaną drużyną. Ten sposób spędzania wolnego czasu tak bardzo przypadł mi do gustu, że zacząłem podróżować również na inne stadiony. Do meczów z najwyższych klas rozgrywkowych doszły te z najniższych, gdzie bardzo często panuje specyficzny klimat.
Obecnie podróżuję po całej Polsce, najczęściej w towarzystwie syna – Maurycego i kolegi Dariusza Grochala. Wspólnie prowadzimy od kilku lat portal sportowy 3D-Sport. Znaleźć na nim można relacje z naszych wyjazdów, zdjęcia, filmy. Osobnym projektem mojego autorstwa jest Stadium Guide, w którym udokumentowałem kilkadziesiąt stadionów z całego świata (w tym tak egzotyczny jak stadion na Wyspach Zielongo Przylądka).
Dzięki grundhoppingowi poznałem masę sympatycznych osób o podobnych zainteresowaniach w Polsce jak i w Europie.
Gdy tylko dowiedziałem się o akcji „100 meczów na 100-lecie PZPN” postanowiłem podjąć wyzwanie. Liczbę stu spotkań zaliczyłem stosunkowo szybko, gdyż średnio w ciągu roku obecny jestem na około 150 meczach. W tym roku mój licznik też przekroczył 150 meczów.
Marcin Strzyżewski
@OloStrzyz
Z dotychczasowych podsumowań wychodziło mi, że jeszcze nigdy nie widziałem stu meczów w sezonie. Setna rocznica powstania PZPN była świetną okazją do nadrobienia tej zaległości. Wyzwanie, rzucone sobie przez Szymona, znalazło grono naśladowców. Cieszę się, że z tej okazji zebrało się tyle ciekawych osób, z którymi mogłem dzielić się pasją i motywować w tym „biegu na setkę”.
Karol Kossakowski
@ATF_12_
Solidnie udokumentowany groundhopping, zwany również „turystyką stadionową”, uważam za najwyższą oraz najszlachetniejszą formę kronikarstwa sportowego. Przemierzając Polskę w poszukiwaniu meczów, a następnie spisując relacje z ich przebiegu, fotografując i nagrywając aktorów stu spektakli, ratujemy od zapomnienia piłkę nożną, która sama bronić się nie może. Bo o ile Ekstraklasę co tydzień śledzą setki tysięcy fanów, tak ósmą ligę pod Ciechanowem ledwie grupa. Moim zdaniem właśnie na tym polega rola futbolowych podróżników – na wzajemnej wymianie spostrzeżeń, w oparciu o które stworzyć można wielką, groundhopperską mapę kraju. Przez dziesięć miesięcy wyzwania #od100lat dowiedziałem się o istnieniu między innymi Nördy Karwia, najdalej na północ wysuniętego stadionu i klubu Polski. Polecono mi Narew Choroszcz, rekomendowano mecze Rysia Laski. We wszystkie te miejsca jeździli moi znajomi. Mam nadzieję, że skrzętnie dokumentując na Twitterze oraz Instagramie swoje podróże, to ja zachęcę kogoś do odwiedzin Jutrzenki Unieck, Warty Gorzów Wielkopolski, Korony Karolinowo, czy Wichru Wierzchucino. Że ktoś, zajeżdżając w niedzielę do Szydłowa, rozpozna tamtejszą Koronę. Że komuś spodoba się bilet wstępu na Warmię Grajewo, lub że doceni możliwości muzyczne oraz perkusyjne kibiców Orląt Baboszewo. Zawsze powtarzam, że mimo wielu meczów na karku, nie widziałem jeszcze niczego – tu, w podróżach, potrzebna jest pokora poparta cierpliwością. Popłaca ona, gdyż satysfakcji z nowo odkrytego boiska i zdjęć na nim zrobionych nie sposób zmierzyć. Zostaje wrócić do domu, spisać wrażenia, dodać punkt na mapie, następnie całość puścić w świat. I liczyć, że ktoś pójdzie twoim śladem, jak ty szedłeś innych. Jesteśmy pionierami.
Kacper Sokołowski
@Bikiniarz
Kiedyś usłyszałem, że ktoś ogląda 150 meczów w rocznie. Od tego czasu zastanawiałem się, ile meczów oglądam ja? Twittera traktuję jako pamiętnik. Kiedy zobaczyłem, że ktoś numeruje oglądane przez siebie mecze, postanowiłem zrobić podobnie. Widząc postęp innych uczestników tej zabawy wpadłem na pomysł, aby odwiedzić wszystkie obiekty, na których kiedyś sędziowałem mecze. Ponieważ było to około 25 lat temu, zastałem zupełnie inne obiekty i wróciły wspomnienia. Poznani groundhopperzy są chodzącą wiedzą na temat lokalnej piłki nożnej. Zauważyłem, że każdy chce być oryginalny i planuje kilka wersji wydarzeń do zobaczenia w najbliższy weekend.
Mariusz Zieliński
@MariusZielinski
Zabawa rozpoczęła się dla mnie 23 marca od meczu LKS Chlebnia – KS Konstancin, w którym padło aż dziewięć goli – gospodarze wygrali 7:2. Po drodze zdarzało mi się obejrzeć naprawdę różne spotkania – m.in. mecz B-Klasy zakończony wynikiem 0:0 (Sobpol Konopnica – Korona Stary Dwór), pogrom w barażu o awans do płockiej A-Klasy (Huragan Bodzanów – Sparta Mochowo 7:0) czy pełne emocji rollercoastery (np. mecz Okręgowego Pucharu Polski, w którym Okęcie Warszawa przegrywało do przerwy z Piastem Piastów 1:3, by wygrać mecz 6:3).
Samo wyzwanie motywowało do oglądania większej liczby meczów – zwykle w weekend bywałem na 1–2 spotkaniach, w tym roku było wiele przypadków, kiedy w jednym tygodniu oglądałem trzy mecze. Niestraszna była mi pogoda – to właśnie w tym roku oglądałem mecz w najgorszych warunkach atmosferycznych, kiedy to w połowie kwietnia trzeba było zmierzyć się z silnym wiatrem i padającym w twarze śniegodeszczem.
I choć niemal od początku wiedziałem, że nie uda mi się osiągnąć „setki”, to jednak jestem zadowolony z faktu, że zrealizowałem swój osobisty cel, jakim było osiągnięcie połowy tej liczby. Obejrzałem mecze w trzech województwach i sześciu okręgach. Miałem również okazję spotkać innych pasjonatów niższych lig, których do tej pory znałem jedynie poprzez media społecznościowe.
Przemek Płatkowski
@Luz_i_Zapal
Czy akcja „100 meczów na 100-lecie PZPN” była dla mnie wyzwaniem? Może i trochę tak, ale tylko „trochę”. Jest dla mnie bowiem oczywiste, że i bez tego, skądinąd całkiem fajnego i oryginalnego pomysłu – tak jak od lat – oglądałbym mecze „na żywo”, a w ich „poszukiwaniu” przemierzałbym prawie kraj cały. Tak naprawdę, dopiero niedawno dowiedziałem się, że to co uprawiam, to „groundhopping” czyli turystyka stadionowa. Odkryłem też, że tak jakoś super oryginalny, to w swoich pomysłach nie jestem, a tej pasji oddaje się cała rzesza podobnych mi ludzi i to na całym świecie. Wielu z nich udało mi się zresztą poznać osobiście w trakcie swoich eskapad.
Janusz Długokęcki (Onturowski)
Za kilka tygodni początek rundy wiosennej. Czas pomyśleć nad kolejnym wyzwaniem…
Szymon Tomasik
Fot. Paweł Kołowiecki/My Match Days & Gosia Drozdowska/Kropkowe Pstrykanie