W tytułowej piosence serialu „Czterdziestolatek”, wykonywanej przez Andrzeja Rosiewicza, pojawia się zdanie: „40 lat minęło – to piękny wiek”. Jeżeli „czterdziestkę” uznajemy za piękny wiek, to co należałoby powiedzieć o „dziewięćdziesiątce”? Jeszcze piękniejszy? Słuszny? Złoty? Przymiotników można by mnożyć, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest bohater tego zacnego jubileuszu, czyli Pan Lucjan Brychczy – legenda warszawskiej Legii i reprezentacji Polski, obchodzący 13 czerwca 90. urodziny. Karierę popularnego „Kiciego” przedstawiamy w alfabecie.
A – jak asystent – Tę rolę pełnił w Legii przez wiele lat. Pomagał m.in. Andrzejowi Strejlauowi, Dragomirowi Okuce, Jackowi Zielińskiemu, Janowi Urbanowi i Czesławowi Michniewiczowi. Wszystkich szkoleniowców trudno wymienić, bo wielu przez ten czas przewinęło się przez stołeczny klub. Pan Lucjan również samodzielnie prowadził ekipę Wojskowych. Numerem 1 był m.in. w latach 1972-73, 1979-80, 1987 i 1990 roku. Zdarzyło mu się również prowadzić drużynę w zastępstwie pierwszego trenera.
B – jak Bułgaria i bramki – To przeciwnik, z którym wiąże się ciekawa historia. To właśnie w towarzyskim starciu z Bułgarią (2:2) w Warszawie w 1954 r., „Kici” zagrał po raz pierwszy w reprezentacji Polski (szerzej o debiucie pod literą D). Wtedy gola jeszcze nie strzelił. Ta sztuka udała mu się rok później. Biało-czerwoni mierzyli się towarzysko z... Bułgarami (1:1), tyle że w Sofii. Bramkę dla Polaków zdobył właśnie pan Lucjan. Był to jego pierwszy gol w kadrze. W sumie w 58 występach w koszulce z orzełkiem na piersi zanotował 18 trafień.
Lucjan Brychczy (z lewej) i Gerard Cieślik podczas jednego ze zgrupowań reprezentacji Polski.
C – jak Cieślik, Gerard – Podobnie jak Brychczy pochodził z Górnego Śląska, z tą tylko różnicą, że Cieślik nigdzie nie ruszył się z rodzinnego miasta (Hajduki Wielkie – dziś Chorzów). Obaj panowie nie spotkali się w klubie, ale w reprezentacji. W 1957 roku byli bohaterami meczu ze Związkiem Radzieckim w eliminacjach mistrzostw świata. Polacy pokonali znienawidzonego Wielkiego Brata 2:1, po dwóch golach Cieślika, przy których asystował właśnie pan Lucjan.
D – jak debiut – Premierowy występ w biało-czerwonych barwach zaliczył 8 sierpnia 1954 roku na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. Jak wspominaliśmy wcześniej, przeciwnikiem polskiej drużyny była Bułgaria. Towarzyski mecz zakończył się remisem 2:2. „Kici” był najmłodszym zawodnikiem w zespole. W dniu spotkania liczył sobie 20 lat i 56 dni. Co ciekawe, był on już zawodnikiem Legii, ale... nie zdążył w niej jeszcze zadebiutować (trwała akurat przerwa pomiędzy sezonami).
E – jak E=mc² – W 2002 roku pojawił się film o takim tytule. Za kamerą stanął Olaf Lubaszenko. Aktor i reżyser nigdy nie ukrywał sympatii kibicowskich. Jego ulubionym klubem była i jest Legia. Lubaszenko wystąpił w filmie „Piłkarski poker” (w reż. Janusza Zaorskiego), w którym zagrał piłkarza stołecznej drużyny Olka Groma (filmowa drużyna nazywała się Powiśle Warszawa). Zdjęcia kręcono m.in. na starym stadionie Wojskowych. Gdy Lubaszenko został reżyserem, często „przemycał” w swoich produkcjach wątki piłkarskie. I tak w jednej ze scen do „E=mc²”„zagrał” napis na ścianie jednej z praskich kamienic, poświęcony panu Lucjanowi. Jego treść: „Brychczy King”, mówi wszystko.
F – jak fizjonomia – „Kici” nie miał imponujących warunków fizycznych: 166 cm wzrostu i ważył nieco ponad 60 kg. Ale przekuł je w atut. Był bardzo zwinny i świetnie wyszkolony technicznie, co pozwalało mu popisywać się niekonwencjonalnymi zagraniami, którymi niejednokrotnie mylił przeciwnika.
G – jak gwiazdy – W latach 50. i 60. na polskich boiskach nie brakowało gwiazd. Z kilkoma z nich pan Lucjan miał okazję grać w jednym klubie. Wymienić należy tutaj przede wszystkim: Kazimierza Deynę, Bernarda Blauta, Roberta Gadochę czy Władysława Grotyńskiego.
Fragment meczu Polska – Hiszpania w Chorzowie. Rok 1959.
H – jak Hiszpania – 28 czerwca 1959 roku do Polski przyleciała naszpikowana gwiazdami reprezentacja Hiszpanii. Stawką spotkania był udział w premierowej edycji mistrzostw Europy. Biało-czerwoni, w obecności 100 tysięcy widzów na Stadionie Śląskim, przegrali z drużyną La Roja 2:4. Jedną z bramek dla Polski zdobył właśnie Brychczy.
I – jak igrzyska olimpijskie – Jedynym mistrzowskim turniejem, w którym pan Lucjan miał okazję wystąpić z reprezentacją, były igrzyska w Rzymie w 1960 roku. Biało-czerwoni odpadli już po fazie grupowej. Za rywali nasza drużyna miała: Tunezję (6:1), Danię (1:2) i Argentynę (0:2) – z tym, że spotkanie z ostatnim z wymienionych zespołów nie jest zaliczane jako oficjalne (Albicelestes wystawili do gry zespół olimpijski).
J – jak junior – Brychczy wychował wielu młodych adeptów sztuki piłkarskiej. Wydawało się, że w ślady pana Lucjana pójdzie jego syn Ryszard. Sam Jan Ciszewski powiedział niegdyś w „Sportowej Niedzieli”, że „Kici” ma swojego następcę. Legendarny komentator pomylił się jednak w ocenie. Owszem, Brychczy junior był wyróżniającym się graczem rezerw Legii, ale zabrakło mu determinacji. Gdy w wieku 23 lat doznał poważnej kontuzji kolana, dał sobie spokój z grą w piłkę. Ale nie odszedł od futbolu. Wraz z synem Michałem otworzył Akademię Piłkarską Brychczy, gdzie zajmował się szkoleniem młodzieży.
Lucjan Brychczy wraz z synem Ryszardem na stadionie Legii Warszawa. Lata 70.
K – jak „Kici” – Pod takim pseudonimem znają go kibice Legii. Ksywkę wymyślił węgierski trener Wojskowych, János Steiner. I nie miała ona nic wspólnego z kotem. Słowo „kicsi” w ojczystym języku tego szkoleniowca oznaczało po prostu: mały.
L – jak Legia Warszawa – Klub najbliższy sercu pana Lucjana. Do Legii trafił w 1954 roku, aby odbyć obowiązkową służbę wojskową. Przenosząc się z Górnego Śląska do stolicy raczej nie przypuszczał, że... osiądzie w niej na stałe. Klubowi pozostał wierny po dziś dzień. Najpierw jako piłkarz, potem trener.
Ł – jak Łazienkowska 3 – Ulica w Warszawie, przy której położony jest stadion Legii. To po miejscu zamieszkania drugi najważniejszy adres dla „Kiciego”.
Mural na terenie jednej ze szkół na warszawskiej Ochocie.
M – jak mural – Tych, poświęconych legendzie Legii, można w Warszawie znaleźć kilka. Jeden wyróżnia się jednak na tle pozostałych. Na Ochocie znajduje się mural z cytatem z książki „Kici” oraz wizerunkiem Brychczego: „Warto zaznaczyć, jak wiele radości przynosi praca z najmłodszymi sportowcami. To duża radość pracować z młodymi ludźmi nieskażonymi codziennym gonieniem za forsą. To, panowie, czysty sport!”. To zdanie to kwintesencja osoby pana Lucjana.
N – jak Nowy Bytom – To tu przyszedł na świat 13 czerwca 1934 roku. Wówczas było to osobne miasto, obecnie jest to jedna z 11 dzielnic Rudy Śląskiej. Karierę Brychczy rozpoczynał w Pogoni Nowy Bytom. Potem występował w Stali Łabędy i Stali Gliwice (dziś Piast Gliwice), skąd przeniósł się do Legii.
O – jak oficer – Pan Lucjan był kontynuatorem tradycji rodzinnych. Jego ojciec, Stanisław był powstańcem i oficerem Wojska Polskiego (przed wojną). Senior rodu zamarzył sobie, aby syn poszedł w jego ślady i wstąpił do armii. Marzenie taty spełniło się po przenosinach pana Lucjana do Legii. W wieku 22 lat został oficerem Ludowego WP, by w 1988 roku awansować do stopnia podpułkownika.
Murale, trybuna im. Lucjana Brychczego – to nie jedyne wyrazy szacunku dla klubowej legendy. Fani Legii również w taki sposób pamiętają o „Kicim”.
R – jak rekordzista – „Kici” jest rekordzistą Legii. Jak podaje oficjalna strona warszawskiego klubu w ciągu 19 sezonów spędzonych w jej barwach rozegrał 452 spotkania i strzelił 226 goli. Takie osiągnięcie trudno będzie powtórzyć.
S – jak sukcesy – Wszystkie osiągał będąc piłkarzem Wojskowych. Czterokrotnie sięgał z Legią po mistrzostwo Polski – w 1955 i 1956 roku, a potem w sezonach 1968/69 i 1969/70. Tyle samo razy triumfował w Pucharze Polski – w 1955 i 1956 roku oraz w rozgrywkach 1963/64 i 1965/66.
T – jak transfer – Transfer do zachodniego klubu nie stanowi dziś problemu, ale w czasach Polski Ludowej był możliwy dopiero po ukończeniu przez piłkarza 30 lat. Wtedy był to praktycznie schyłek kariery. W przypadku Brychczego jakikolwiek zagraniczny transfer nie wchodził w rachubę. Nie miało znaczenia, że jego osobą interesowały się takie kluby jak Real Madryt, czy AC Milan. Na przeszkodzie stało... wojsko. Przepisy mówiły jasno: piłkarz będący zawodowym oficerem nie może w trakcie kariery wyjechać do innego kraju.
Aleja Gwiazd pod PGE Narodowym w Warszawie. Pośród odcisków stóp wielu znakomitych polskich piłkarzy, znalazły się także te należące do Lucjana Brychczego.
U – jak uhonorowany – W 2000 r. Brychczego odznaczono Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. 14 lat później „Kici” został członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta oraz Honorowym Prezesem Legii. W 2016 r. na obiekcie Wojskowych odsłonięto pamiątkową tablicę z odlewem ręki legendarnego piłkarza i trenera. Tablica znalazła się tuż obok tzw. Ściany Mistrzów. Po 3 latach pan Lucjan trafił do Alei Gwiazd Piłki Nożnej na promenadzie PGE Narodowego. Obok stadionu odsłonięta została tablica z odciskami jego stóp. „Kici” jest również honorowym członkiem PZPN-u.
V – jak Vejvoda, Jaroslav – Urodzony w Pradze szkoleniowiec to jedna z najważniejszych postaci w karierze Brychczego. W latach 1966-69 obaj panowie spotkali się w Legii. „Vejvoda od pierwszych dni przy Łazienkowskiej czuł się jak u siebie i wdrożył jasne zasady życia zespołu, nad którym nie mogli zapanować jego poprzednicy. Miał twarda rękę i był konsekwentny. Nie tolerował spóźnień, niedokładności i partactwa. Karał bezwzględnie i był twardy, ale był tez naszym przyjacielem” – to słowa „Kiciego”. Pod wodzą czeskiego trenera Legia – z Brychczym w składzie – doszła do półfinału Pucharu Europy w sezonie 1969/70 (przegrała w dwumeczu z Feyenoordem Rotterdam – 0:0 u siebie i 0:2 na wyjeździe). Vejvoda zasłynął jeszcze z jednego powodu – to on dostrzegł w młodziutkim Kazimierzu Deynie reżysera gry.
Trener Jaroslav Vejvoda instruujący piłkarzy warszawskiej Legii (wrzesień 1969 r.). Z lewej widoczny Lucjan Brychczy, obok „Kiciego” stoją: Kazimierz Deyna oraz Władysław Dąbrowski.
W – jak warszawiak – Choć pochodzi z Górnego Śląska, to dziś o legendzie Legii raczej nie powiemy już – Ślązak. Po tylu latach spędzonych przez „Kiciego” w Warszawie fani Wojskowych nie mają wątpliwości – jest on dla nich warszawiakiem z krwi i kości!
Z – jak złodzieje – Na koniec mniej przyjemny wątek. 30 stycznia 2018 roku legenda Legii padła ofiarą złodziei. Z parkingu ukradziono samochód należący do pana Lucjana. O sprawie poinformował wnuk Brychczego. Policja rozpoczęła poszukiwania skradzionego auta. Nie udało nam się jednak ustalić, jaki był finał tej sprawy. A swoją drogą złodzieje powinni zapaść się ze wstydu pod ziemię.