Aktualności
[WYWIAD] Krzysztof Brede: Drągowski rozwinął się piłkarsko w Fiorentinie
Piłkarze Chojniczanki już dawno na urlopach, a Pan wciąż pod parą.
Zgadza się. Byłem na tygodniowym stażu w Fiorentinie.
I jak wrażenia?
Trochę inna rzeczywistość. Infrastruktura taka, że w Polsce możemy pozazdrościć. Baza treningowa, siłownia, trenerzy od wszystkiego. Tam piłkarz przychodzi do klubu jak do normalnego miejsca pracy i siedzi od rana do wieczora. Na miejscu ma całą odnowę, zapewnione dzienne wyżywienie, rozpisane treningi. Niektóre kluby naszej ekstraklasy też równają do najlepszych, ale co tam jest standardem, u nas pozostaje w sferze marzeń.
A poza tym?
Doszedłem do wniosku, że my Polacy pracujemy na nich. Nie chodzi o Fiorentinę, ale o każdy zachodni klub. U nas się szkoli zawodników, oni ich kupują. Żadna w tym filozofia – są bogatsi i mogą więcej. Najlepszy przykład Bartek Drągowski, z którym pracowałem w Białymstoku. W ekstraklasie byłby z pewnością jednym z lepszych bramkarzy, a na pewno czołowym w swojej kategorii wiekowej. Taka Fiorentina dostaje gotowego zawodnika, my z kolei musimy szukać nowego diamentu, który wymaga oszlifowania.
Jak Bartek radzi sobie we Włoszech?
Bardzo dobrze, aczkolwiek widać, że zaczyna brakować mu cierpliwości. Jest tam już półtora roku, czeka na prawdziwą szansę. Czuje, że jest coraz bliżej, ale to mu nie wystarcza, bo dla chłopaka w jego wieku najważniejsza jest regularna gra. Ciągnie go na boisko. Piłkarsko na pewno zyskał, jest lepszym bramkarzem. Zaczyna radzić sobie z dużą rywalizacją. Ostatnio zagrał nawet w meczu Pucharu Włoch z Sampdorią (Fiorentina wygrała 3:2), a następnie drugiego dnia świąt w ćwierćfinale z Lazio Rzym (0:1). Musi nauczyć się być bardziej cierpliwym. Z czasem może mu to wyjść na dobre.
Kto był Pana przewodnikiem w Fiorentinie?
Właśnie Bartek Drągowski. Jestem mu wdzięczny, bo zadbał o gościnę. Oprowadził mnie po klubie, pomagał. Rano jechałem z nim na trening, wracałem wieczorem. Włączyłem się w życie Fiorentiny. Jeśli chodzi o sam trening, to nie różni się niczym od tego, co znamy w Polsce. Tyle że piłkarze dużo więcej czasu spędzają na obiektach klubowych.
Na czym polegało Pana włączenie się do życia klubu?
Uczestniczyłem w każdym treningu pierwszego zespołu. Czasem też byłem na zajęciach Primavery Fiorentiny. Oprócz tego, oglądałem mecz Serie A Fiorentina – Sassuolo (3:0).
Któryś z piłkarzy pierwszej drużyny wywarł na Panu szczególne wrażenie?
Federico Chiesa może być przyszłą gwiazdą włoskiej piłki. Już teraz jest czołowym piłkarzem Fiorentiny. Świetne wrażenie sprawia syn Diego Simeone, Giovanni Simeone. Wystarczy przejść się po ulicach Florencji, by zobaczyć kto jest tam najbardziej szanowanym piłkarzem. Spotykałem wielu kibiców z koszulkami tych dwóch piłkarzy.
Jakim człowiekiem jest trener „Violi” Stefano Pioli?
To poczciwy i pracowity człowiek, który szczególny nacisk kładzie na atmosferę w szatni. W wielu rozmowach ze mną podkreślał, jak ważny jest dla niego komforty psychiczny piłkarzy. Zawodnik musi się czuć w klubie jak w domu. Trener Pioli dużą wagę przykłada do indywidualnych rozmów z piłkarzami. W formie ciekawostki powiem, że sam bierze udział w rozgrzewce. Nawet podczas takiej formy rozruchu dba o odpowiednią komunikację w drużynie.
Włoskie podejście do futbolu odpowiada Panu?
Tak. W pewnym sensie są podobni do Polaków – bardzo rzetelnie podchodzą do swoich obowiązków, żyją piłką. Non stop robią też analizy. Do ich dyspozycji jest nowoczesny sprzęt. Te tablice znane z Canal+ podczas omawiania danego spotkania ekstraklasy, mają na co dzień w klubie. Jak w Chojnicach rzucę jakiś temat sprzętu, który kosztuje X złotych, to usłyszę: „To jest dużo”. Dla Włochów to niewielka kwota.
Rok 2017 zaliczy Pan do udanych?
W pierwszym półroczu zdobyłem srebrny medal, będąc w sztabie trenera Michała Probierza w Jagiellonii. Zrobiliśmy historyczny wynik w historii tego klubu. Później zacząłem pracę na własny rachunek. Trafiłem do klubu z dużymi ambicjami. Świetnie odnajduję się tutejszych realiach. Nie możemy jednak zachłysnąć się tym pierwszym miejscem. Nadal trzeba ciężko pracować.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski