Aktualności

[WYWIAD] Bogusław Kaczmarek o Tonnym Bruinsie Slocie i Holandii

Aktualności04.11.2020 

W niedzielę zmarł Tonny Bruins Slot, legendarny skaut i analityk m.in. reprezentacji Holandii oraz Ajaksu Amsterdam i innych tamtejszych klubów. Kilkanaście lat temu pracował również w Polsce, w Polonii Warszawa, a także pomagał kadrze prowadzonej przez Leo Beenhakkera (na głównym zdjęciu stoi razem z nim). Wspomina go Bogusław Kaczmarek, wówczas asystent selekcjonera, a także znany szkoleniowiec klubów ekstraklasowych.

Bogusław Kaczmarek : Holendrzy są różni. To mały naród, ale bardzo pewny swego. Tam każdy ma rację. Są kłótliwi, niemal na granicy arogancji. Ale Tonny był inny. Zawsze pogodny, uśmiechnięty, chętny do rozmowy. Dlatego w ogóle nie dziwi mnie, że tak powszechnie go szanowano, co zresztą widać zwłaszcza teraz, ile osób, klubów składało kondolencje.

Poznałem go lata temu, gdy przyjechał w roli skauta PSV do Polski na mecz z Węgrami. Obserwowali jednego z naszych rywali, on miał decydujący głos. Później zbliżyliśmy się w trakcie pracy w Polonii Warszawa, gdy został doradcą prezesa Józefa Wojciechowskiego. Bywał często na naszych obiektach, wszędzie lubiany, zawsze chętnie rozmawiający. Ale przede wszystkim fachowy: przygotowywał analizy pomeczowe, przeciwnika.

Trzeba pamiętać, że był trenerem z licencją UEFA Pro, prowadził nawet awaryjnie Ajax. Jednak jego główną siłą był skauting i analiza meczu. Był też bardzo oddanym współpracownikiem Johana Cruyffa, później również Franka Rijkaarda. Byliśmy w kontakcie, dzwoniliśmy do siebie, wysyłaliśmy e-maile. Ostatni raz spotkaliśmy się w Gdańsku, gdy przyjechał obserwować Legię kilka lat temu przed jej meczami z Ajaksem. Spotkaliśmy się na kolację, ani przez moment nie dawał po sobie poznać, że walczy z nowotworem. Był taki jak zawsze: niesamowicie pogodny, kulturalny. Wiem, że jeszcze w ostatnim czasie robił analizę meczu Liverpoolu z Ajaksem.

Moja przygoda z piłką holenderską zaczęła się w 1995 roku, gdy pojechałem na pierwszy staż. Obserwowałem w Holandii wszystkich najważniejszych trenerów: Guusa Hiddinka, Leo Beenhakkera, Louisa van Gaala, Ronalda Koemana… To Jurek Dudek, którego tam zawiozłem, swoją postawą w bramce otworzył mi wiele możliwości takich wyjazdów. Wszędzie byłem przyjmowany z uprzejmością.

Zgłębiając się w ich kulturę gry i strategię działania, to nie jest tajemnicą, że twórcą tego wszystkiego był Rinus Michels z którym zresztą Leo współpracował. Później Cruyff był kultywatorem tego totalnego futbolu, ale tam też nigdy nie było jedności. Są nurty związane z różnymi trenerami, zresztą pamiętajmy, jak Holendrzy grali na mistrzostwach świata w 2014 roku: defensywnie, z kontry. Trenerzy usprawiedliwiali, że to nie konkurs tańca towarzyskiego, gdzie liczy się styl.

Na pewno tam była ogromna specjalizacja. W 1995 roku pojechałem do Feyenoordu na staż u Willema van Hanegema. Miałem pełen dostęp, uczestniczyłem w odprawach, treningach każdej drużyny, w zasadzie od 9 do 21 nie schodziłem z boiska. Po zajęciach często rozmawiałem z Gerardem Meijerem, legendą klubu, który pracował tam przez 50 lat w różnych rolach, był też pracownikiem uniwersytetu w Rotterdamie. Rozmawialiśmy o obciążeniach, suplementacji, przygotowaniu fizycznym zawodników… I nagle pyta się mnie van Hanegem, skąd ja to wszystko wiem. Śmiałem się, że trener to był dopiero mój trzeci zawód, że to wszystko musiałem poznać na studiach. U nich każdy odpowiadał za swoją działkę, był jasny podział ról, u nas trener musiał być każdym po trochu.

W Holandii ceniono takich specjalistów jak Tonny. Pamiętam, że gdy prowadziłem Polonię Warszawa, to często jeździł z nami na mecze, obserwował je i później o nich rozmawialiśmy. Wiadomo, że był zwolennikiem holenderskiego stylu gry, rozgrywania i kontroli przez utrzymanie piłki, jednak potrafił rozmawiać, był dociekliwy i zawsze poruszaliśmy wiele aspektów.

Tonny miał ogromny szacunek do polskiej piłki. Wiedział, że nie spadliśmy jak meteoryt, że mamy wspaniałe tradycje. Pamiętał mecze polskich klubów w europejskich pucharach z holenderskimi, m.in. Legii z Feyenoordem. Doceniał, że my z tego utopijnego socjalizmu byliśmy w stanie wydźwignąć się do światowej czołówki. A ja byłem zakochany w holenderskiej piłce, też byłem bez kompleksów. Pewnie dlatego tak dobrze nam się rozmawiało o futbolu.

Niewiele osób wie, że Tonny pomagał nam w rozpracowaniu reprezentacji Belgii w eliminacjach Mistrzostw Europy 2008. Pamiętajmy, kto grał w tamtej kadrze: Daniel Van Buyten, THomas Vermaelen, Bart Goor, Emile Mpenza... W drugim spotkaniu był jeszcze Vincent Kompany, Marouane Fellaini, Moussa Dembele, Kevin Mirallas. Przed pierwszym meczem zadzwonił do mnie Dariusz Szpakowski, mój kolega ze studiów i sąsiad z akademika. Zapytał, dlaczego nie korzystamy z pomocy Włodka Lubańskiego, który przecież Belgów zna doskonale. Zwróciłem się więc z pytaniem do naszego bossa, czyli Leo, a on powiedział: słuchaj, znam dwóch trenerów, którzy pracują tam w lidze, a na dodatek mam człowieka, który zrobi nam bardzo szczegółową analizę. Tym człowiekiem był Tonny.

Dostarczyliśmy mu mecze naszej reprezentacji i on pod to doskonale uwypuklił najważniejsze rzeczy w grze Belgów. Nie to, jak my mamy grać, ale co robią oni w poszczególnych sektorach boiska, jak odbudowują się po stracie piłki. I proszę przypomnieć sobie nasze gole w tych meczach, strzelone z faz przejściowych. W Brukseli to Radek Matusiak wygrał pojedynek siłowy i biegowy z Van Buytenem i piękną wcinką dał nam zwycięstwo.

Takie momenty decydują o wygrywaniu, to skupienie się na szczegółach, wskazanie wad i zalet drużyny oraz jednostki. To również cechuje holenderskie podejście, oni nie zaniedbują żadnego szczegółu w grze. Tonny był tego najlepszym przykładem.

Rozmawiał Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności