Aktualności
Walijskie życie Adriana Cieślewicza pełne sportowych sukcesów
„Obywatel”
Moi rodzice wyjechali z Polski, gdy miałem siedem lat. Tata [Robert Cieślewicz – były zawodnik farerskich zespołów i m.in. Śląska Wrocława oraz Stilonu Gorzów – przyp. aut.] podpisał kontrakt z klubem na Wyspach Owczych [VB Vagur] i pojechaliśmy za nim. Dziewięć lat później byłem na innej Wyspie. City trafiło na mnie, kiedy przyjechaliśmy z kadrą Wysp Owczych U-15 na turniej do Szkocji. Mogłem wystąpić w tym turnieju, tylko dlatego, że miał on charakter towarzyski. Nie mam farerskiego paszportu. W tamtym momencie byłem najlepszym 15-latkiem na Wyspach Owczych, poprosili mnie więc, żebym zagrał z nimi. Zostałem MVP turnieju. I pojawiły się oferty przyjazdu na testy do Liverpoolu, City, Aberdeen. Najpierw byłem na dwa tygodnie w Liverpoolu. To były czasy Rafy Beniteza, więc do akademii „The Reds” przychodzili sami hiszpańscy trenerzy. Trwała wymiana kadr. Nowi chcieli mnie sprawdzić jeszcze raz. Odmówiłem. Wybrałem testy w City, poszło dobrze, bo zaoferowali mi kontrakt. Trenowałem m.in. z Kieranem Trippierem, czy Benem Mee, kapitanem Burnley. W klubie pojawili się szejkowie z petrodolarami, a mi po dwóch latach podziękowano. Sprowadzili innych.
Znajoma twarz
Miałem 18 lat, kiedy zaczęła się moja przygoda z Wrexham. To była tylko piąta liga, ale szczerze mówiąc, nie miałem zbyt wielu ofert po City. Mimo tak niskiej ligi, to na miejscu zastałem bardzo dobre warunki. Baza, organizacja klubu – nie wyglądało to na piątą ligę. Barwy tego klubu reprezentowałem przez pięć lat, dłużej niż chciałem. Trenerem był wtedy Dean Saunders, znany z gry w Premier League, były reprezentant Walii. Był napastnikiem, co z mojej perspektywy okazało się mieć same korzyści. Zawodnikom przedniej formacji poświęcał bowiem dużo czasu, ćwicząc z nami na bocznym boisku. W tym zespole nauczyłem się, jak odnaleźć się w piłce seniorskiej. Bo w City miałem styczność wyłącznie z futbolem juniorskim. Mieliśmy kilka sukcesów w FA Cup, pokonując kluby dużo wyżej od nas w ligowej hierarchii. Wygraliśmy też puchar naszej piątej ligi. Byłem jednym z faworytów trenera.
Wrexham to klub z przeszłością w Championship i League One. W National League są już piętnaście lat. Moja gra zapewniła temu klubowi chociaż jakieś małe sukcesy. Myślę, że kibice dobrze mnie tam wspominają. Pamiętają moje gole, bo kilka ważnych bramek zdobyłem. Gdy jestem na mieście, rozpoznają mnie, podchodzą, zagadują, czuję, że jestem pozytywnie odbierany. Szczególne trafienie? Karny na Wembley w obecności 35 tysięcy ludzi, gol z Brighton w FA Cup.
Ta sama liga, ale inny klub
W styczniu 2014 roku odszedłem do Kidderminster Harries FC. Związałem się umową na pół roku z opcją przedłużenia na kolejny sezon. Zagrałem kilka meczów, po czym naciągnąłem ścięgno Achillesa, do końca rozgrywek nie pojawiłem się już na boisku. W tym czasie zmienił się trener, który mnie nie chciał, chociaż nie wiedział nawet co sobą prezentuje. Postanowiłem pojechać do brata Roberta i pograć przez chwilę w jego zespole B36 Torshavn. Rozgrywki ligi farerskiej trwają od marca do października, byłem po kontuzji więc wakacji nie potrzebowałem, tylko gry. Poza tym ten zespół zakwalifikował się do europejskich pucharów. Czekały nas starcia z Linfield FC w eliminacjach Ligi Europy. Zostałem sześć tygodni i ruszyłem dalej.
Znów w Walii
North back: The New Saints bolster squad by signing former Wrexham winger Adrian Cieslewicz pic.twitter.com/hGTm2qASjG
— Shropshire Star (@ShropshireStar) August 6, 2014
Nowy rozdział otworzyłem w The New Saints FC. W pierwszych dwóch sezonach dwukrotnie wywalczyliśmy potrójną koronę: wygraliśmy ligę, puchar krajowy i puchar ligi. Tutaj także miałem okazję gry w europejskich pucharach. W 2015 roku trafiliśmy na B36 Roberta... Z pewnością było to wielkie wydarzenie dla naszych rodziców. Mama nie wiedziała komu kibicować. Ja będę tym milej wspominał ten dwumecz, bo wygraliśmy 6:2 i mogę to bratu wypominać (śmiech). W pucharach mierzyliśmy się z APOEL-em, Rijeką, Ludogorcem, FC Kopenhagą. Mecze TNS – Legia mnie ominęły, przyszedłem do TNS rok później. Każde mistrzostwo to fantastyczna sprawa, na każde trzeba zapracować i walczyć o nie, jak gdyby wcześnie się go nie miało. Przez te lata w The New Saints doznałem kilku kontuzji, kolejne tytułu były dla mnie ekstra bonusem. Najpierw przytrafił mi się uraz czaszki, straciłem przez to osiem miesięcy. Gdy wróciłem to po ośmiu meczach zerwałem więzadło w kolanie. I pół roku przerwy. Dwa lata nie były dla mnie zbyt udane. Rok temu zacząłem grać już w pełnym wymiarze. Rozegrałem cały sezon. Ten sezon pod względem zdrowia też jest ok.
Here's how The New Saints start tonight's @CymruLeagues Premier fixture against @CefnDruids . Greg Draper makes his 150th league start for The Saints. #JDCymruPremier #CFNTNS pic.twitter.com/Q8kobZ3tp8
— The New Saints FC (@tnsfc) December 2, 2020
Walia na stałe?
Wiążę swoją przyszłość z Walią, tym bardziej, że mój czteroletni syn poszedł do szkoły. U nich szkołę zaczyna się w wieku czterech lat. Dziewczyna pracuje, mamy dużo znajomych. Kariera się nie kończy, chociaż trzeba teraz patrzeć na dobro rodziny. Ustatkowałem się. Już nie jestem dwudziestolatkiem, żeby jechać grać do egzotycznego kraju. Mimo że gram w TNS to cały czas mieszkam w Wrexam. Pięć minut samochodem i jestem w Chester w Anglii. Anglia, a Walia? Do Anglii przyjeżdżałem jako szenastolatek. Po miesiącu dzwoniłem do rodziców i żaliłem im się, że chcę już wracać. Było mi ciężko. Inny styl życia niż ten, który znałem z Wysp Owczych. Jednak jak już rozegrałem trochę meczów, strzeliłem parę goli, poznałem nowych kolegów, lepiej się poczułem w Manchesterze. W Wrehxam z początu była podobna śpiewka. Pierwsze bramki, szacunek kibiców i ławiej się grało. Gram tu siedem lat, mam całkiem mocną pozycję w klubie. Jestem po trzydziestce, mam posłuch w szatni.
TNS, czyli polityka w tle
Nie powiem, że nie jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji, bo jako jedyni gramy na profesjonalnych kontraktach w lidze. Budżet i płace mamy najlepsze w Walii. Regularnie występujemy w pucharach, przez co klub się rozwija. Liga jest półamatorska, dwie, trzy drużyny odstają od reszty. Do 2006 roku TNS był w Walii. Nowy właściciel [British Telecom] przeniósł klub do angielskiego Oswestry. Wiadomo: Anglicy nie będą kibicować walijskiemu klubowi i na odwrót. W związku z tym na mecze przychodzi po 300-400 osób, kiedyś przychodziło po dwa, trzy tysiące ludzi.
Wysłuchał i notował Piotr Wiśniewski