Aktualności
[WYWIAD] Piotr Stokowiec: Piszemy historię
Dwa razy był pan już w 1/8 finału Pucharu Polski, dwa razy w ćwierćfinale, a raz w półfinale. Teraz w końcu czas na ten najważniejszy mecz.
Rzeczywiście, brakuje mi tej przysłowiowej kropki nad „i”. Dwa dni przed rewanżowym spotkaniem ćwierćfinału Pucharu Polski z Koroną Kielce zostałem zwolniony z Zagłębia Lubin. W podobnych okolicznościach, tyle, że mając w perspektywie półfinał, odszedłem z Jagiellonii Białystok. Cieszę się, że w końcu doświadczę tego najważniejszego spotkania. Moja przygoda z pucharem zmierza więc do szczęśliwego finału. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Sezon 2013/14, o którym pan wspomniał, to rywalizacja Jagiellonii z Lechią w ćwierćfinale krajowego pucharu. Pamięta pan tamten dwumecz?
I to bardzo dobrze! U siebie wygraliśmy 2:1 po golach Ugochukwu Ukaha oraz Bekima Balaja. W rewanżu był remis 1:1. Też bramkę zdobył Balaj.
Przypomnijmy zatem drogę pańskiej Lechii do finału.
Dodajmy: trudną drogę. Ani razu nie mieliśmy spacerku. Rywalizowaliśmy z przeciwnikami z tej samej klasy rozgrywkowej. Trzymając się chronologii, zaczęliśmy od wyjazdu do Krakowa na Wisłę. Jako jedyni wylosowaliśmy rywala z ekstraklasy. Zremisowaliśmy 1:1, przeszliśmy dalej po rzutach karnych. Zrewanżowaliśmy się Wiśle za wcześniejszą porażkę 2:5 w lidze. To był w ogóle świetny mecz, mógł paść każdy wynik, w każdą stronę. Potem była Resovia: trudny teren, daleki wyjazd, specyficzna pora rozgrywania spotkania. Mecze w Pucharze Polski to dla drużyn ekstraklasowych pułapki. Chodzimy po polu minowym, musimy szybko nauczyć się innego nastawienia, gry w nowych okolicznościach, odmiennych od tych, co na co dzień w ekstraklasie. Gospodarze takich spotkań mają wiele do zyskania, w przeciwieństwie do nas: my mamy dużo do stracenia, awans jest naszym obowiązkiem. Cieszę się, że w Rzeszowie wyszliśmy obronną ręką z opresji, przecież przegrywaliśmy 0:1. Potrafiliśmy odpowiednio zareagować na gola Resovii. Pokazaliśmy dojrzałość, odpowiedzialność za wynik.
I siłę ławki.
My, trenerzy, stawiamy sobie odwieczne pytanie: czy w Pucharze Polski dawać szansę zmiennikom? Próbowałem łączyć proporcje składu, tak żeby wyrównywać szanse, dać możliwość gry wielu piłkarzom. Od ćwierćfinału idziemy pełną parą, szczególnie, że nie ma dwumeczu, a tylko jedno spotkanie.
Następnym rywalem była Bruk-Bet Termalica Nieciecza, która wcale nie zamierzała się przed wami położyć.
Jechaliśmy do drużyny, która w tamtym momencie od wielu miesięcy nie przegrała u siebie. Zespół o składzie ekstraklasowym. Stoczyliśmy wyrównany bój, który równie dobrze mogliśmy przegrać. Przechyliliśmy szalę na swoją korzyść dzięki konsekwencji, wyrachowaniu. Udowodniliśmy po raz kolejny, jak stabilnym zespołem jesteśmy. Następny w kolejce był Górnik Zabrze. Górnik to zawsze marka, na jego mecze te minimum 15 tysięcy kibiców zazwyczaj przychodzi. Takim zespołom Puchar Polski daje nowe możliwości. To dodatkowa szansa ugrania czegoś, osiągnięcia sukcesu, skoro w lidze nie idzie. Stawiliśmy im czoła. Rozegraliśmy bardzo dobry mecz. Wygraliśmy 2:1.
Półfinał to z kolei starcie z rewelacyjnym Rakowem Częstochowa.
O którym powiedziałem: „Kto ma go pokonać, jak nie my z naszym sposobem grania?”. Raków to rewelacja Pucharu Polski. We wcześniejszych rundach odprawił z kwitkiem Lecha Poznań i Legię Warszawa. Wysoko zawiesił nam poprzeczkę. To był trudny, wyrównany mecz. Po raz enty wygraliśmy próbę nerwów. Znów dała o sobie znać konsekwencja Lechii, siła spokoju mojej drużyny. Przejście Rakowa nie było proste. Trudy pucharu, droga, jaką przeszliśmy, sprawiają, że zasłużyliśmy na finał.
Zatem grę 2 maja na PGE Narodowym traktujecie jako nagrodę?
Bardziej pozytywnie zwieńczenie pucharowej rywalizacji. Nie mieliśmy wytchnienia, cały czas musieliśmy mieć się na baczności.
Wygrana w finale może panu smakować wybornie, jeśli okaże się, że zdobędziecie to trofeum cały czas będąc w pucharze gościem?
Może wyjść niezły paradoks: gramy w finale, w który zostaliśmy wylosowani jako gość, a do którego dostaliśmy się ani razu nie podejmując rywala u siebie. Taka jest formuła rozgrywek, nie zamierzam nad tym się rozwodzić. Puchar Polski to nie jest koncert życzeń. Rozumiem, popieram wszystkie pomysły, które mają podnieść prestiż i poziom rozgrywek. My mamy swoją rolę, z której też musimy się należycie wywiązać. Tylko poprzez coraz to świeższe pomysły mniejszy kluby mają szansę zajść daleko. Raków był o krok od napisania pięknej historii pierwszej ligi.
Dla rangi finału nie mogło być lepiej, jak rywalizacja dwóch topowych drużyn w Polsce?
Myślę, że każdy uczestnik Pucharu Polski, im rywalizacja wkracza w decydującą fazę, tym częściej zakreśla czerwonym krzyżykiem w kalendarzu datę 2 maja. Data, która stała się tradycją majówki w Polsce. Dzień, który przyjął się bardzo dobrze i jest stałym punktem programu wielu kibiców piłki nożnej. Jesteśmy w finale i można powiedzieć, że to początek, bo przed nami najważniejszy mecz. Ale już samo dojście do decydującej potyczki jest dla Lechii sporym osiągnięciem. Super sprawa wiedzieć, że PGE Narodowy zapełni się w całości. Będzie biało-zielono oraz żółto-czerwono. Fani obu drużyn są bardzo żywiołowi, kibicują całymi rodzinami. Zapowiada się sportowa, rodzinna majówka w Warszawie. Ma szczęście prezes Zbigniew Boniek (śmiech). Z punktu widzenia promocji polskiej piłki, trudno wyobrazić sobie lepszy pojedynek niż ten z udziałem czołowych drużyn w naszym kraju. Ułożyło się rewelacyjnie.
Finał zapowiada się zatem godnie.
Trudno nie zauważyć zmiany układu sił w Pucharze Polski. Poprzednie dwa finały to mecze Arki Gdynia z Lechem i Legią. Kontynuujemy więc tradycje trójmiejskie.
A starcie z byłym klubem wywołuje u pana dodatkowe emocje?
Znamy się jak łyse konie, tyle razy już ze sobą graliśmy, że przeszłość nie daje o sobie znać. Poza sportową rywalizacją żadnych podtekstów nie ma. Z drugiej strony, perspektywa pokonania byłego klubu jest kusząca. Cieszę się, że rywalizujemy akurat z Jagiellonią, bo jest szansa na ciekawe widowisko. Dla mojej drużyny to nowe doświadczenie grać przy tak licznej publice. Strachu na pewno przez to nie czujemy, tylko większą ekscytację i pozytywny dreszczyk. Uczestniczymy w czymś wielkim, piszemy historię.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski