Aktualności
[PIĘĆ PUNKTÓW] 100 goli, bohaterska zmiana, walka rezerw i lokalne święto
Setka w pierwszej rundzie
O jedenaście mniej niż w pierwszej rundzie poprzedniego sezonu i równo sto – tyle goli nastrzelali uczestnicy Totolotek Pucharu Polski w ostatnich trzech dniach. To różnica, która może wskazywać na kilka czynników: ponad połowa z 32 spotkań kończyła się zwycięstwem tylko jednej drużyny, czyli więcej, niż w poprzednim sezonie (17 do 12), a tyle samo starć kończyło się rzutami karnymi.
Nawet przypadki meczów ekstraklasowców z drużynami z niższych lig pokazały skalę wyzwania: Śląsk Wrocław odpadł z Widzewem z trzeciego poziomu, Wisła Kraków z Błękitnymi Stargard z tej samej ligi. Piast Gliwice przeciwko Unii Skierniewice potrzebował dogrywki, a Lechia Gdańsk w Wejherowie ratowała się z wyniku 0:2. W zasadzie komfortowe zwycięstwa zanotowały tylko ŁKS (3:0 z Zagłębiem Sosnowiec), Górnik Zabrze (6:0 w Środzie Wielkopolskiej) i Legia Warszawa (2:0 w Niepołomicach nie przedstawiało ich przewagi).
<<<ZOBACZ WYNIKI SPOTKAŃ 1/32 FINAŁU TOTOLOTEK PUCHARU POLSKI>>>
Rezerwiści na medal
Legia Warszawa po raz czwarty zagra w 1/16 finału – ale nie ta główna, tylko rezerwy, które właśnie ustanowiły rekord występów na tym poziomie w Pucharze Polski. Dla piłkarzy Piotra Kobiereckiego to był nie lada wyczyn, pokonanie pierwszoligowych Wigier Suwałki (2:0), zwłaszcza mając w składzie tylko dwóch doświadczonych seniorów, Radosława Pruchnika i Chrisa Phillipsa. Z kolei Zagłębie II Lubin przeciągnęło spadkowicza z Ekstraklasy, Miedź Legnicę aż do rzutów karnych, choć po dziesięciu minutach młody skład trenera Adama Buczka (średnia wieku wyjściowej jedenastki to 18,6 lat!) prowadził 2:0 i remis stracił w ostatnich chwilach.
Może zastanowić tylko jedno: rezerwy obydwu klubów składały się z utalentowanych młodzieżowców i grały mecze domowe, gdy pierwsze zespoły zaliczały wyjazdy. Niestety w każdym wypadku zostały zepchnięte na margines: Zagłębie rywalizowało na bocznym boisku, a nie głównym stadionie, gdy Legia zagrała w Ząbkach. Wydaje się, że dwie akademie zmarnowały swoje szanse na pokazanie, jak utalentowanych mają piłkarzy własnym kibicom. Możliwe, że w przypadku lubinian takie wsparcie okazałoby się kluczowym w dotrzymaniu korzystnego wyniku… Natomiast Legia ma jeszcze okazję do nadrobienia tego w 1/16 finału.
Mundial w jedenastkach
Była to sytuacja prosto z… mundialu. Wszyscy kibice pewnie pamiętają, że w 2014 roku w ćwierćfinale Mistrzostw Świata w Brazylii Louis van Gaal zmienił bramkarza w ostatniej minucie dogrywki. Tim Krul okazał się bohaterem, ponieważ to Holendrzy okazali się w jedenastkach skuteczniejsi od Kostarykańczyków.
Pięć lat później w Chełmie lokalny zespół w ostatnich sekundach dogrywki wyrównuje na 3:3 ze Zniczem Pruszków. To był zresztą bardzo nerwowy mecz, bo gospodarze najpierw w końcówce meczu stracili prowadzenie 1:0, w dogrywce mieli już 2:1, którego też nie utrzymali. Może dlatego trener Artur Bożyk uznał, że potrzebny jest dodatkowy impuls i dlatego zmienił bramkarza: za Cezarego Osucha posłał między słupki… 18-letniego Jakuba Szymkowiaka?
Ten spisał się znakomicie, obronił już pierwszy strzał doświadczonego, 33-letniego Dariusza Zjawińskiego i Chełmianka wygrała 5:4 w serii rzutów karnych. Co ciekawe, na podobny manewr zdecydował się szkoleniowiec Ruchu Chorzów, Łukasz Bereta, gdy w 117. Minucie Kamila Lecha zmienił Dawid Smug. Tym razem jednak było to spowodowane kontuzją podstawowego bramkarza i nie przyniosło efektów: Stomil po chwili wyrównał na 3:3 i do tego był skuteczniejszy w rzutach karnych.
Nerwówki na koniec
Jedna czwarta wszystkich bramek padła w ostatnich sześciu minutach nominalnych 90 minut lub dogrywki i w większości przypadków oznaczało to wielkie emocje. Nie warto było wychodzić wcześniej ze stadionów w pierwszej rundzie Pucharu Polski.
Resovia dwukrotnie strzelała w ostatnich minutach dogrywki, by pokonać 3:2 Hutnika w Krakowie. Rzut karny Wołodymyra Hładkyja z 85. minuty dał zwycięstwo Błękitnym nad Wisłą Kraków. Marcin Robak uniósł dach na stadionie Widzewa dwoma trafieniami ze Śląskiem w samej końcówce. W Toruniu dwie minuty przed końcem wyrównała Elana, ale ostatni cios należał do Marcina Kluski z Radomiaka i to pierwszoligowiec gra dalej. W Opolu fani czekali aż do ósmej minuty doliczonego czasu gry, by Miłosz Trojak okazał się bohaterem i sprawił, że Arka Gdynia pożegnała się z rozgrywkami… Nie trzeba więcej przykładów – a kolejne były – by zrozumieć, że dramaturgia w krajowym pucharze jest niemal gwarantowana.
Lokalne święto
Puchar Polski jest również po to, by zwykle grające w niższych ligach drużyny mogły przywitać rywali z Ekstraklasy i przyciągnąć do siebie kibiców. I tak wypełnił się obiekt Puszczy w Niepołomicach (2000 fanów), w Skierniewicach zobaczyć mistrza kraju przyszło półtora tysiąca widzów w popołudniowej godzinie (16) i przy kiepskiej pogodzie.
Podobną widownię zanotowano w Środzie Wielkopolskiej, gdzie przyjazd Górnika Zabrze był historycznym wydarzeniem, pierwszym starciem Polonii z ekstraklasowym rywalem w meczu o stawkę. Przygotowano specjalne koszulki oraz szaliki z tej okazji, choć na boisku to piłkarze Marcina Brosza nie pozostawili rywalom złudzeń. – Cieszymy się z tego, że mogliśmy zagrać w Środzie Wielkopolskiej w tak ważnym dla Klubu okresie obchodów 100. rocznicy powstania Polonii – mówił później szkoleniowiec Górnika.
– Dziękuję Górnikowi za profesjonalizm, za kawał dobrej piłki i pokazanie w którym kierunku powinniśmy iść – mówił z kolei Krzysztof Kapuściński, trener Polonii. – Rywale nie odpuścili nawet centymetra boiska. Grali mocno i byli bardzo zdeterminowani i skoncentrowani. Nawet to, jak cieszyli się z kibicami po zakończeniu meczu pokazuje, jak poważnie i profesjonalnie potraktowali ten mecz. Myślę, że część piłkarzy zjadła trema i nie wyglądało to tak, jak chcielibyśmy. To był w całej historii Klubu pierwszy mecz o stawkę z ekstraklasowym rywalem. Żeby grać takie mecze potrzebujemy więcej możliwości rywalizacji z tak topowymi drużynami – dodał. I niech to również będzie motywacją dla innych, a nie zniechęceniem w obawie o wysoką porażkę. W końcu kto nie chciałby stworzyć u siebie takiego małego święta futbolu?
Michał Zachodny