Aktualności

Koniec marzeń Rakowa, Lechia zagra w finale!

Aktualności10.04.2019 
Był mocny początek, było kilka groźnych sytuacji, ale to koniec przygody Rakowa Częstochowa z Totolotek Pucharem Polski. Półfinałowy rywal okazał się zbyt skutecznie broniący i o tę jedną bramkę lepszy. Awans do finału na stadionie PGE Narodowym dla Lechii Gdańsk zapewnił Artur Sobiech.

Jak w każdym z poprzednich pucharowych starć z ekstraklasowymi rywalami, tak i teraz Raków zaczął od zdecydowanych ataków. Kilka dośrodkowań w pierwszych minutach i lider wyższej ligi musiał cieszyć się, że nie stracił gola – już w drugiej minucie Zlatana Alomerovicia uratowała poprzeczka. Gdańszczanie jednak szybko dostosowali się do tego rytmu, choć o przejęciu inicjatywy w tym rwanym, chaotycznym etapie spotkania raczej nie mogło być mowy. Nawet piłka rzadko spadała na murawę.

Przełom nastąpił po kwadransie i ukazał przewagę jakościową zawodników z Lechii – kapitalnie z lewego skrzydła dośrodkował Lukas Haraslin, a Artur Sobiech na raty pokonał Jakuba Szumskiego. Pierwsza interwencja golkipera Rakowa była najwyższej klasy, lecz przy drugiej nie miał szans. Odpowiedź gospodarzy była spodziewana: stałe fragmenty gry siały popłoch w defensywie Lechii, a zwłaszcza udał się piłkarzom Marka Papszuna rzut rożny z 28. minuty, świetnie rozegrany krótko i niemal zakończony golem. Niemal, bo znów strzał Andrzeja Niewulisa został zablokowany. Jeszcze do przerwy Alomerović musiał interweniować tylko raz, gdy Marcin Listkowski uderzał z dystansu prosto w środek bramki.

Warto zaznaczyć, że spotkanie było intensywne i pełne niebezpiecznych starć. Już do przerwy sędzia Szymon Marciniak napominał żółtymi kartkami zawodników obydwu drużyn, a najbardziej ucierpiał Sobiech. Napastnik Lechii już po pół godzinie zakończył udział w meczu, schodząc z boiska z krwawiącą i obandażowaną głową.

Druga połowa nie zaczęła się dla gospodarzy najlepiej, bo to Lechia dominowała, a z tego brały się błędy – jeden z nich niemal kosztował utratę drugiej bramki, gdy nie najpewniej zachował się Szumski. Uderzali także Jakub Arak i aktywny Flavio Paixao. Pierwsze zagrożenie w polu karnym stworzył dopiero Patryk Kun po niemal godzinie gry, lecz jego strzał wybił sprzed bramki Błażej Augustyn.

Raków stał przed zadaniem niemal niemożliwym – w Ekstraklasie przecież Lechia jako pierwsza strzelała gola aż szesnaście razy, tylko trzykrotnie nie wygrywając swoich spotkań. W Pucharze Polski jedynie Wisła Kraków w takim przypadku zdołała doprowadzić do dogrywki. Jednak raz wydawało się, że Raków zdołał wyrównać: po błędach defensywy gości na drugim metrze przejął piłkę Peter Schwarz i wpakował pod poprzeczkę. Jednak chwila radości na stadionie przy Limanowskiego – czy też „skansenie”, jak swój obiekt nazywają tutejsi kibice – została przerwana po sprawdzeniu sytuacji przez VAR. Schwarz przyjmując piłkę zagrał ręką i dalej to Lechia miała przewagę bramki.

To była gra na miarę Rakowa: zespołu intensywnego, poukładanego i korzystającego z przewagi fizycznej. Dawno lechiści nie wyglądali na tak zagubionych, jak w kilkudziesięciu sekundach przed i po nieuznanym golu, gdy gospodarze wbili gości w ich pole karne, nie dając złapać oddechu. Aż zareagować musiał Piotr Stokowiec, wpuszczając do środka pola Patryka Lipskiego, by ten odzyskał dla jego zespołu trochę kontroli nad wydarzeniami.

Bardzo groźni dla Lechii byli jednak nie tylko ci najwyżsi w drużynie Rakowa, ale też zawodnicy bazujący na dryblingu, umiejętności odnalezienia się z piłką w pobliżu bramki rywali. Kwadrans przed końcem uderzał Listkowski, ale jego strzał zablokował ręką jeden z obrońców. Do rzutu wolnego podszedł Kun i uderzył tak, że niektórzy kibice już się cieszyli – lecz Alomerović kapitalnie wybił piłkę nad poprzeczką. Rzut rożny i znów było groźnie, ale Arkadiusz Kasperkiewicz nie trafił w bramkę.

Im bliżej było końca, tym częściej Raków wstrzeliwał piłkę w okolice pola karnego Lechii. Reagował trener Stokowiec, ale tak, jak nikt się nie spodziewał – podwyższając obronę kosztem… wprowadzonego wcześniej Lipskiego, który z kolei zmienił grającego od 30. minuty Araka. To było wyłącznie podkreśleniem skali wyzwania przed liderem Ekstraklasy: co potwierdziły okazje z końcówki, gdy jeszcze gola wyrównującego szukał m.in. Szymon Lewicki.

Sensacji jednak nie było. Lechia potwierdziła swoją największą jakość i atut z Ekstraklasy – solidność – który wciąż utrzymuje jej szanse na podwójną koronę.

Raków Częstochowa 0:1 (0:1) Lechia Gdańsk

Bramka: Sobiech 17’

Raków: 29. Jakub Szumski - 2. Tomáš Petrášek, 6. Andrzej Niewulis, 28. Arkadiusz Kasperkiewicz - 13. Piotr Malinowski (59, 27. Daniel Bartl), 17. Petr Schwarz (87, 9. Maciej Domański), 10. Igor Sapała, 19. Marcin Listkowski, 30. Miłosz Szczepański (80, 32. Szymon Lewicki), 23. Patryk Kun - 96. Sebastian Musiolik.

Lechia: 1. Zlatan Alomerović - 3. João Nunes, 25. Michał Nalepa, 26. Błażej Augustyn, 22. Filip Mladenović - 28. Flávio Paixão, 6. Jarosław Kubicki, 35. Daniel Łukasik, 36. Tomasz Makowski, 17. Lukáš Haraslín - 90. Artur Sobiech (32, 18. Jakub Arak; 70, 9. Patryk Lipski; 82, 5. Steven Vitória).

Żółte kartki: Schwarz, Petrášek - Mladenović, Arak, Augustyn, Kubicki, Łukasik.

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock).

Widzów: 4820.

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności