Aktualności
Jak Raków Częstochowa wzniósł się na wyżyny
Gdy po zwycięstwie z Lechem Poznań w drugiej rundzie Pucharu Polski zapytano Marka Papszuna, czy to był jeden z najlepszych meczów jego Rakowa Częstochowa, kilku lokalnych dziennikarzy aż prychnęło. Może świadczyć to o wielu rzeczach, ale przede wszystkim pokazuje, jak dobra gra lidera pierwszej ligi wpłynęła na komfort osób najczęściej oglądających tę drużynę. W końcu Raków jest niepokonany od 23 spotkań, ostatni raz w Częstochowie uległ niemal jedenaście miesięcy temu.
Na zapleczu Ekstraklasy, choć nikt w klubie tego nie przyzna, zaczyna się triumfalny pochód Rakowa w którym uczestniczą rywale. – Trenerowi Rakowa mogę pogratulować awansu, chociaż jeszcze dużo kolejek przed nami – dołączył do szpaleru Dariusz Dudek po klęsce (0:3) jego GKS-u Katowice w ostatniej serii spotkań. W ostatnich czternastu meczach częstochowianie stracili tylko trzy gole, w poprzednich pięciu – żadnego. Wyczynem dla rywali staje się pokonanie Michała Gliwy, a co dopiero urwanie punktów drużynie Papszuna.
A mimo to Raków jest swego rodzaju fenomenem. Jako zespół są w połowie stawki pierwszej ligi klasyfikacji strzałów, oglądają plecy ŁKS-u i Stali Mielec w rankingu kluczowych podań, także pod względem szybkości wymienionych zagrań są dopiero na dziewiątym miejscu. Nikt rzadziej od nich nie próbuje odbierać piłki – co, jeśli już, pokazuje, jak doskonale zorganizowany jest Raków. Oni nie muszą być agresywni, bo nadrabiają samym ustawieniem, aż sfrustrowany rywal sam oddaje im posiadanie.
Frustracja to zresztą dobre i często pojawiające się określenie na odczucie gry przeciwko drużynie Papszuna. Dominacja Rakowa Częstochowa w pierwszych połowach spotkań wynosi ponad 60% w posiadaniu piłki, a inne statystyki pokazują, że budując przewagę zespół zamęcza przeciwnika, strzelając aż 48% goli w ostatnich trzydziestu minutach gry. Zwykle to wtedy mecze są bardziej otwarte, a dyscyplina w defensywie rywali mniejsza.
Papszun uważa, że pragmatyzm i chęć dominacji można połączyć. – Na boisko można dawać show, nie zapominając jednocześnie o konsekwentnej i skutecznej obronie. Wiadomo, że w meczach z silniejszym przeciwnikiem będzie tak, że to on częściej będzie przy piłce. Nie znaczy to jednak, że nie możemy być efektowni bez niej, czy w wyprowadzaniu kontrataku. Chcielibyśmy jak najdłużej posiadać inicjatywę, ale zdajemy sobie sprawę, że rywal chciałby tego samego. Efektowność nie musi oznaczać ciągłych ataków – mówi szkoleniowiec Rakowa w wywiadzie dla Sport.pl.
Było to widać doskonale w meczu z Lechem Poznań w drugiej rundzie Pucharu Polski. Dla Rakowa był to dotychczas najbardziej renomowany rywal, choć niekoniecznie oznaczało to najtrudniejsze wyzwanie. Częstochowianie byli po prostu znacznie lepsi od chaotycznego Lecha. Szybko wyszedł na prowadzenie, pozwolił poznaniakom na ledwie dwa celne strzały w całym spotkaniu i wykorzystał już jedną ze swoich pierwszych szans. Prowadzenia nie tylko nie oddał do końca meczu, ale też nie pozwolił Lechowi na reakcję: gdy goście wyszli na boisko po przerwie, to mieli ogromne problemy z odebraniem piłki gospodarzom. W pierwszym kwadransie drugiej połowy Raków osiągnął ponad 60% posiadania piłki.
Lech sobie nie radził z szybszym i lepiej zorganizowanym przeciwnikiem, o czym może świadczyć aż jedenaście fauli na ich własnej połowie. Raków z kolei zebrał aż 28 drugich piłek na części boiska przeciwnika, znacznie przewyższając w tym elemencie rywali. Zresztą to widać również w statystykach zbiorczych pierwszej ligi: są najskuteczniejszą drużyną w pojedynkach (wygrywają 54% z nich), a także w strefie ataku (skuteczność 43%, gdy średnia rozgrywek wynosi 34%). Także dlatego na zapleczu Ekstraklasy stracili tylko trzy gole z gry: piłkarze Papszuna jako zespół potrafią błyskawicznie reagować, asekurować się i stwarzać sobie przewagę.
A kluczem do wszystkiego jest trio środkowych obrońców oraz defensywny pomocnik w systemie 1-3-4-3. Arkadiusz Kasperkiewicz, Tomas Petrasek, Andrzej Niewulis i Petr Schwarz to drużynowy top pod względem zebranych drugich piłek, odzyskiwania posiadania i przechwytów podań. Nie ma w tym żadnego przypadku.
Jednym z zarzutów kierowanych do drużyny Marka Papszuna jest to, że brakuje w składzie bramkostrzelnego napastnika. Faktycznie, najskuteczniejsi zawodnicy Rakowa – Szymon Lewicki, Sebastian Musiolik i Petrasek – mają po sześć goli. To jednak słaby argument: po pierwsze, w całej lidze nie ma wyróżniającego się w tym względzie zawodnika (najlepsi strzelcy mają po osiem bramek po 23 kolejkach!), a po drugie, szkoleniowiec częstochowian ma swój plan. – Ciężar strzelania bramek jest równomiernie rozłożony, tak było zawsze w moich drużynach – mówił Papszun w programie „Cafe Futbol”. – Ciężko było o wiodącego strzelca, ponieważ piłkarz na pozycji numer dziewięć ma u mnie znacznie więcej zadań. Nie patrzymy na napastnika wyłącznie przez pryzmat zdobytych bramek, nie ma nawet takiej presji – zaznaczał.
Raków na Legię przygotowuje się od dłuższego czasu, Papszun obserwował mistrza Polski i zdobywcę krajowego pucharu już w meczu z Cracovią (0:2) w Warszawie. Chociaż wtedy goście grali innym ustawieniem, to samo nastawienie mieli podobne do Rakowa – grać agresywnym pressingiem, utrzymywać się przy piłce i zaskakiwać rywali poprzez zawodników wbiegających z drugiej linii. Może to oznaczać, że w dostosowywaniu swojego planu na mecz więcej pracy musi wykonać Ricardo Sa Pinto niż Marek Papszun. Nie może popełnić podobnego błędu, jak Lech Ivana Djurdjevicia, który w Częstochowie zagrał tak, jakby w perspektywie miał też rewanżowe spotkanie u siebie.
– Przygotowujemy się standardowo, choć to mecz pucharowy, decydujący o wszystkim – mówił Papszun w wywiadzie dla telewizji klubowej Rakowa. – Legia jest zdecydowanym faworytem i musi wygrać ten mecz, inne rozstrzygnięcie będzie mega sensacją. Wszystko będzie ważne. Musimy wznieść się na wyżyny, ale jesteśmy w dobrej formie. Ten mecz jest takim, w którym możemy się pokazać z bardzo dobrej strony. Boisko wszystko weryfikuje. Sam jestem ciekaw, jak zaprezentujemy się w starciu z najlepszą w Polsce drużyną – powiedział. Zresztą w podobnym tonie mówił przed starciem z Lechem. Wówczas dziewięćdziesiąt minut meczu pokazało, że była to kurtuazja, próba zdjęcia presji, czyli zadbanie o ostatnie detale w nastawieniu drużyny, bo plan taktyczny przygotował idealny.
Michał Zachodny